Dzisiaj (5 luty) odwiedził nas stolarz. Liczyłam na to, że zakończymy już te rozgrzebane sprawy, ale… nic z tego. Poszło trochę do przodu, ale nic nie jest skończone.
W kuchni w końcu pojawiła się półeczka na przyprawy. Jest fajna, chociaż za mała na wszystkie przyprawy:)
Jednak temat kuchni dalej nie skończony - po poprawkach cokół jest cofnięty na większości szaf, ale na boku szafki narożnej nie. I jest mała dziura w rogu. Dalej nie poprawione.
Przepięli zmywarkę do dedykowanego jej odpływu (bo była podpięta pod odpływ zlewu). Jeżeli dalej będzie nabierać wody, to będę żądać od Electroluxa wymiany zmywarki.
I jak już jestem w temacie lipnego sprzętu - okap zaczął brzęczeć i furczeć dziwnie… jutro będziemy dzwonić zgłosić problem…
Trzy miesiące. Tyle ten sprzęt działa. I już dwa elementy wadliwe.Ciekawe ile reszta AGD pociągnie w takim wypadku...
Wracając do stolarza - łazienka górna dalej nie doczekała się szafki pod umywalkę.
Łazienka dolna w końcu się doczekała, ale… samej szafki. Bez blatu, bo blat z kamienia robi kto inny i wstrzymali się z wycinaniem aż będzie szafka zamontowana, żeby dokładnie pomierzyć.
Szafka sama w sobie ładna, ale już widzę w jakim będzie stanie użytkowana bez normalnego blatu. Przecież te szuflady będą ciągle zalewane i mokre… Mam nadzieję, że szybko ten blat wytną i przywiozą zamontować:)
Za to mąż kupił na Allegro trzy szafki (po bodajże 80 zł sztuka) do pokoju gier i udało mu się je już skręcić. Pokój gier w zasadzie jest skończony, jeżeli chodzi o meble (to jest taka składanka naszych starych mebli i kupionych po taniości elementów uzupełniających). Pozostaje jedynie wypełnić półki planszówkami i LEGO. Ale to zajęcie na najbliższe lata:)
Tak się jeszcze zastanawiam nad jednym problemem. Mamy zmiękczacz wody zainstalowany. Niby wszystko jest OK. A jednak mamy mnóstwo kamienia. Baterie przy umywalkach po trzech miesiącach są całe oblepione kamieniem. Takie białe zacieki są na nich.
Wycieranie do sucha i przecieranie wilgotnymi chusteczkami nic nie pomaga. Na weekendzie będę im robić octowe SPA, może to pomoże. Ale zastanawiam się, czy to jest normalne, jeżeli jest zmiękczacz wody?
Ja ostatnie dni mam nowe hobby chyba - oglądam na necie te roślinki z projektu frontu, porównuję wielkości sadzonek w sklepach i ceny…:) Pewnie to żałosne, ale przy obecnej pogodzie i depresji zimowej, to bardzo pomaga na samopoczucie:)
Już sobie nawet wytypowałam 4 szkółki, dwie lokalne i dwie na Internecie:)
U nas w domu nie zmienia się zbyt wiele. Brak czasu, połączony z paskudną pogodą działa demotywująco.
Mąż postawił tymczasową skrzynkę na listy - nie było sensu starać się bardziej, bo niedługo zrobimy ogrodzenie i na nim zawiśnie:)
Mamy też w końcu położone i podłączone LEDy w salonie. Mogą mieć ten sam kolor, albo różne. Włącza się je włącznikiem światła, a kolory zmienia pilotem. Jeden działa na wszystkie LEDy, więc nie trzeba nimi żonglować:)
W zasadzie nie używamy ich, jedynie mała lubi się bawić w przełączanie kolorów…:)
W ramach dalszego testowania piekarnika upiekłam bułeczki maślane, a potem zwykłe (pszenno-razowe). Córeczce bardzo smakowały:
Jedyne pocieszenie w tej paskudnej końcówce niby-zimy to projekt roślinek do posadzenia na froncie. To jest super. Oglądałam sobie na internecie te drzewa, krzewy i trawy i są po prostu piękne:)
Mamy złożoną szafę w wiatrołapie - szafa PAX z Ikei. Wyszła bardzo fajna, w sam raz weszła do wnęki. No i była na czas - zamówiliśmy i po 3 dniach odebraliśmy paczki w punkcie odbioru zamówień Ikea (w Rzeszowie nie ma sklepu, jest właśnie tylko punkt odbioru zamówień).
Składało się ją całkiem prosto, mąż w zasadzie większość zrobił sam (mimo długich wymiarów wielu części). Jedynie dużo się namęczyliśmy z montażem drugich drzwi przesuwnych. W końcu stanęło na tym, że musiałam wleźć do środka i - w towarzystwie córeczki, która się rozpłakała gdy została na zewnątrz szafy - przykręcać jakieś śrubki. W sumie mała świetnie sobie radziła przyświecając mi telefonem:)
Koszt szafy szerokiej na 1,5 metra, z wyposażeniem (półki na buty, szuflada, drążki, wysuwana listwa z wieszaczkami) to 2000 zł.
Fajnie jest z szafą w wiatrołapie, bardzo wygodnie. A z lustrem takim dużym jeszcze fajniej i jeszcze wygodniej:)
Zabraliśmy się także za mój gabinet. Po obejrzeniu ostatniej części Gwiezdnych Wojen przed świętami naszło mnie na KOTORa. Żeby zagrać, musiałam postawić w końcu mój komputer. Żeby postawić biurko z komputerem, musieliśmy wynieść wszystkie pudła z gabinetu (a było ich naprawdę dużo), odkurzyć podłogę (to robił odkurzacz autonomiczny), umyć (2 razy) i wypastować (3 razy). Przed odkurzaniem zamontowaliśmy też karnisz, żeby już nie brudzić świeżo wyczyszczonej podłogi. Jak już był karnisz, to od razu umyliśmy w końcu to okno, powiesiliśmy firanki i zasłony. Jak już mieliśmy wiertarkę wyciągniętą, to mąż przywiercił kilka kwietników (mam ich duuużo więcej, ale na razie deficyt kwiatków).
To zajęło nam całą sobotę, przy usilnej pomocy córeczki (wchodzenie i schodzenie po drabinie “siama” przez godzinę i te sprawy).
Ale w efekcie mamy już powieszone wszystkie firanki i karnisze. W moim gabinecie stoi biurko z komputerem. Wiele pudeł rozładowaliśmy, bo po wyniesieniu na korytarz do mycia podłogi gabinetu szkoda było je wnosić z powrotem. Mamy też w końcu umyte i wypastowane wszystkie panele w domu:)
Koło biurka będzie stała szafka z szufladami (chcę ją mieć tej samej wysokości co biurko), tylko płytszą - na 40 cm głębokości.
Natomiast cała duża ściana gabinetu będzie zabudowana regałami na książki. Na razie czekają one na swoją miejscówkę w kącie. Jeszcze kilka siatek z książkami jest w kotłowni.
Już zaczęłam sobie rysować na kartce wstępny projekt regałów z gabinetu - zastanawiamy się z mężem, czy by nie kupić wyciętych płyt i resztę zmontować sobie sami. Muszę obczaić jakąś stronę, gdzie można kupić wycięte na wymiar płyty meblowe i zobaczyć jak się podaje wymiary i ile by to kosztowało. Tyko czasu na szukanie szkoda - bo KOTOR czeka:) A czasu “wolnego” mało, tylko w nocy, jak córeczka śpi, ale ona usypia bardzo późno i mało śpi. Więc jak mam jedną godzinkę na 2-3 dni wieczorem, to wolę sobie zagrać/ poczytać/ obejrzeć coś, niż na necie szukać płyt meblowych:)
Od 11.01.2020 mamy też balustrady na balkonie o oknach na poddaszu. Malowane proszkowo aluminium, koszt całości to 3800 zł. Facet, który ją robił był sympatyczny, uczciwy, dał nam dobrą cenę (znaleziony na Oferteo:)). Stanęło na tym, że panelowe ogrodzenie na froncie też on nam zrobi:)
Ogarnęliśmy też trochę spiżarkę pod schodami. Jest mała, ale jak na razie wystarczająca na nasze potrzeby:)
Teraz gorsza sprawa - nasza kostka na tarasie zaczęła się obsuwać:( Jeden róg, ten co jest najwyższa wysokość od poziomu kostki do rodzimego gruntu (prawie 3 metry).
Ci co robili kostkę już wtedy mówili, że na wiosnę jeszcze przyjdą jedną rzecz poprawić. Jak dzwoniłam ostatnio to mówił gość, że właśnie o ten róg im chodziło i że to poprawią, ale na wiosnę dopiero, bo za duże błoto. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Obawiam się jednak, że przy tak dużej wysokości do rodzimego gruntu, w tym rogu może być konieczny murek oporowy:(
No nic, przyjdą na wiosnę i zobaczymy co będzie:)
Kiedyś pisałam o kilku rzeczach “na plus”. To teraz coś “na minus”:
- panele o klasie ścieralności AC4 w salonie to zły, bardzo zły pomysł. Rysują się bardzo, nie mają w zasadzie żadnych szans w starciu z małym dzieckiem. Aż strach pomyśleć, co będzie jak przyjdzie wiosna, lato i zarówno dziecko jak i pies będą kursować między domem a ogrodem, nosząc piasek i ziemię.
- kanapa narożna nisko zawieszona jest błędem - nie wjedzie pod nią robot odkurzający. Ogólnie kanapa naprawdę fajna, bardzo wygodna, do tego ten materiał się bardzo łatwo czyści (już wielokrotnie przetestowane), wszystko łatwo schodzi, przetarte ściereczką. Ale kanapa jest dosyć nisko nad ziemią i dosłownie widać różnicę, dokąd dojeżdża robot. Pod kanapą zbiera się kurz i sierść psa, co musimy czyścić ręcznie. Jeżeli jeszcze kiedyś będę kupować kanapę do salonu, to tylko taką, co ma minimum 10 cm przestrzeni między dołem kanapy a podłogą.
- zmywarka Electrolux się zepsuła… po 2 miesiącach użytkowania! Kupiona była w lipcu 2019, ale podłączona razem z kuchnią dopiero. A 31 grudnia 2019 roku po godzinie 15 zaczęła piszczeć, wyświetlać błąd i30 i odpompowywać wodę, której nie miała. Nic jej nie pomogło, ani wyłączenie i włączenie, ani zakręcenie wody. A instrukcja nakazała prz ytym błędzie skontaktować sięz autoryzowanym serwisem. Niestety, pech podwójny, że zepsuła się akurat wtedy - na wizytę serwisanta czekaliśmy prawie 2 tygodnie. A życie bez zmywarki to nie jest życie:( Serwisant był, powiedział, że to dlatego, że były używane mocne tabletki na małą ilość brudu i się zrobiło za dużo piany… Mówiłam mu, że ta zmywarka raczej była przeładowywana, niż włączana pusta, ale nie zmienił zdania. Niestety, dalej są z nią problemy - zbiera się w środku woda, więc po weekendzie będziemy dzwonić, żeby przyjechał jeszcze raz.
Było też u nas pierwsze większe uderzenie zimy. W sensie, spadło cokolwiek śniegu. Mało, ale pobliski las z leśnymi dróżkami umożliwił wyprawę na sanki:)
Jesteśmy gotowi na święta - mamy nasz nowy stół i krzesła:)
Stół Paged Craft I, ma bardzo fajne wymiary. 90x160 złożony. Można go rozsunąć i dołożyć 1 lub 2 kawałki blatu, każdy ma po 45 cm. Maksymalna długość to 260 cm. Szerokość 90 cm jest bardzo wygodna, pozwala swobodnie położyć coś na stole i jednocześnie z niego korzystać. Rozsuwanie działa bardzo fajnie, blaty rozsuwają się bardzo lekko, dokładki wchodzą na swoje miejsce bez problemu. Nie to, co w naszym starym stole, z którym trzeba było walczyć przy rozkładaniu i składaniu:)
Ze stołem kopiliśmy od razu 6 krzeseł Paged Linea II. Fajnie pasują do siebie nawzajem:)
Niestety, jedno z krzeseł przyszło uszkodzone. Zareklamowałam to i po świętach ma przyjechać serwisant wymienić stelaż .
Powoli wypakowujemy się z pudeł. Pokój córeczki zaczyna nabierać kolorów i staje się bardziej przyjazny. Tak samo pokój gier:) Aż kusi, by w coś zagrać:) Jednak mała jeszcze za mała (taaak, kupiliśmy już dawno trochę planszówek “na wyrost”), a bez niej ciężko, bo nie ma czasu. Ale na świętach może się uda, chociażby w nocy:)
Ogólnie dom z tygodnia na tydzień staje się bardziej przytulny. Dobrze się w nim czujemy, chętnie do niego wracamy. Mieszka się naprawdę fajnie, w końcu u siebie. No i za kilka dni pierwsze święta, które robimy U SIEBIE:)
Ostatnio w końcu przyjechał stolarz od schodów, żeby ściągnąć chroniące je kartony. Nie chcieliśmy ich ściągać sami, żeby nie było ewentualnych problemów z reklamacją stopni.
Mąż skończył też montować oświetlenie schodów. Efekt końcowy nam się bardzo podoba (ale te białe podstopnice chyba przemalujemy kiedyś, jak wyjdziemy z wiecznego niedoczasu:)
Mamy też gotową garderobę. W końcu! System Elfa, bardzo fajny i bardzo praktyczny. No i stosunkowo mało się dziurawi ściany:) Ale dosyć drogi. W sumie mąż się na niego zdecydował, byłam tym zaskoczona, gdy zobaczyłam cenę. Jednak nie narzekam, fajnie w końcu rozpakować się z pudeł:)
Ta garderoba (trochę żelastwa) kosztowała niecałe 6 000 zł… Ale najważniejsze, że w końcu jest:)
Ogólnie garderoba przy sypialni to fajna rzecz. Wygodna, praktyczna, odciąża też optycznie sypialnię. Nie stoją w niej wielkie, ciężkie szafy, które by przytłoczyły pomieszczenie.
Materac już od jakiegoś czasu spoczywa sobie na łóżku. Mąż wywalczył czas, by je złożyć. Łóżko fajne, ale za wysokie. Podobało nam się to w sklepie, bo robot odkurzający wjedzie pod spód i wszystko ładnie posprząta, jednak ma to pewne wady, średnio wygodnie się na nim siedzi (np przebierając dziecko w piżamkę). Pewnie byłoby OK, gdyby nasz materac nie był dwustronny, a przez to wyższy niż normalnie:( Nauczka na przyszłość - trzeba kupować materace jednostronne i nie kombinować.
Łóżko mąż skręcał kilka tygodni po tym, jak je odebraliśmy od kuriera. Gdy już je złożył, okazało się, że brakuje stelaża (który miał być w cenie). Napisałam maila do sprzedawcy, odpisał, że przeprasza za pomyłkę i jeszcze tego samego dnia wyśle stelaż kurierem. I faktycznie tak zrobił - następnego dnia po 10 rano już mieliśmy go pod domem.
Uczciwy, solidny sprzedawca. W ogóle po roku budowy doszłam do wniosku, że w Internecie najlepiej kupować na Allegro - tamtejsi sprzedawcy jakoś tak uczciwiej podchodzą do klienta, ewentualnych reklamacji itp.
Kuchnia w końcu doczekała się firanek. Wygląda już całkiem domowo:)
Okno kuchenne myliśmy jak na zewnątrz strasznie wiało. I tu plus rolet - przy zasuniętej rolecie, mimo prawdziwej wichury na zewnątrz, okno można było otworzyć i w całkiem komfortowych warunkach umyć. Nie wiało, nie wpadała do domu olbrzymia ilość zimnego powietrza. A wiatr wył naprawdę konkretnie:)
Teraz brakuje już firanki tylko w jednym oknie - od mojego gabinetu. To ostatnie jeszcze chwilę poczeka na swoją oprawę - obecnie gabinet służy za przechowalnię wszelkiego rodzaju pudeł i przedmiotów i w zasadzie nie ma nawet jak dojść do okna, by przykręcić karnisz. Liczymy na to, że do świąt uda się tą sprawę “zamknąć” :)
Mamy też już postawioną choinkę - pierwszy raz we własnym domu:) Córeczka była nią niezwykle przejęta, po ubraniu jeszcze wielokrotnie ozdoby choinkowe “poprawiała”, więc choinka wygląda średnio pięknie. Ale jest, co więcej dwulatka miała aktywny wkład w jej ubieranie.
Małymi kroczkami, ale cały czas idziemy do przodu:)
Podstawowe wnioski z mieszkania “u siebie” przez ponad miesiąc:
Własny dom to cudowna rzecz (robisz co chcesz, jak chcesz i kiedy chcesz i nikomu nic do tego)
Piekarnik parowy to jednak fajna rzecz
Pyroliza to też fajna rzecz:)
Suszarka bębnowa to wspaniała rzecz (zwłaszcza jak się ma dziecko i mnóstwo tych tycich ubranek, które na suszarce wieszało się dłużej, niż trwało ich pranie)
Robot odkurzający to wspaniała rzecz (zwłaszcza jak się ma małe dziecko i psa)
Kuchnia i salon to podstawa, tam się spędza 90% czasu, gdy jest się w domu (oczywiście poza czasem, który się spędza na zewnątrz), ta przestrzeń musi być naprawdę dobrze przemyślana, wyposażona i funkcjonalna.
28.11.2019 stolarz zamienił miejscami dwie szafki wiszące w kuchni. Chodziło o przesunięcie suszarki tak, by była w szafce nad zlewem, a nie sąsiedniej. Gdy stolarz skończył, mogliśmy w końcu zamontować panel szklany z grafiką.
Montaż trwał dłuższą chwilę, ponieważ okap blokował wsunięcie panelu. O demontażu okapu udało się szkło założyć i przykleić.
Szkło z grafiką, laminowane piecowo. Koszt (z pomiarem i montażem) to 1 000 zł.
Efekt bardzo nam się podoba. Wybrałam zdjęcie, które ma też bardzo dobrą jakość, dzięki czemu grafika jest bardzo szczegółowa, bardzo wyraźna.
Natomiast białe gniazdka za bardzo rzucają się w oczy. Zmienimy je (lub przemalujemy sprayem) na kolor brązowy, żeby bardziej wtapiały się w obrazek.
Natomiast to, co się bardzo udało (przypadkowo) - słońce z grafiki jest za okapem, więc gdy świeci tylko okap, wygląda to to tak, jakby prawdziwe Słońce świeciło na nasz panel.
Może komuś się to przyda - zapali się czerwone światełko, albo właśnie zielone i wybuduje swój dom (a warto!).
Dom około 160 m2 (135 m2 powierzchni użytkowej), z garażem i poddaszem użytkowym, zapewne nie najtańsza w budowie bryła (wykusz), bez kominka i rekuperacji.
Gaz, wodociąg, kanalizacja, światłowód były w granicy działki, prąd ciągnęli od słupa niecałe 150 m.
Działka 10 arów (nie wliczając służebności przejazdu na froncie), tuż przy granicy z Rzeszowem, ale ze spadkami (okazało się, że we wszystkich prawie kierunkach), co także podnosi koszty budowy domu, podjazdu, tarasu itd.
Dom budowany w większości przez jedną firmę (od fundamentów, a nawet tyczenia budynku po dach), etap deweloperski robili podwykonawcy naszego “generalnego wykonawcy”.
Budowa była robiona “bez przestojów”, staraliśmy się zachować jedynie wymagane przerwy technologiczne. W miarę się to udawało.
Budowa trwała rok, listopad 2018 - listopad 2019 (w tym ponad 2 miesiące przerwy po skończeniu fundamentów - święta i Nowy Rok, a potem ponad miesiąc czasu blokowały nas śniegi i brak dojazdu do działki).
Rozpisywać szczegółowo wydanych kosztów mi się już po prostu nie chce (za dużo tego), poza tym zebrane poszczególne etapy są opisane wcześniej (zarówno czasy trwania jak i koszty).
W każdym bądź razie tyle nas to kosztowało (do tej pory):
Działka: 109 420 zł (w tym koszt zakupu działki, notariusza, wielu wywrotek ziemi itp, sama działka kosztowała 98 000 zł);
Budowa domu (do stanu deweloperskiego włącznie): 371 002 zł;
Wykończeniówka: 124 013.38 zł;
Ogród: 58 403.93 zł (zagospodarowanie działki, kostka na podjeździe i tarasie, kształtowanie skarp, zasypywanie dziur wywrotkami hummusu itp).
W sumie wydaliśmy do tej pory 662 839.38 zł.
Tyle mi wyświetla w Excelu plik, w którym na bieżąco (tudzież mniej bieżąco) spisywaliśmy ile i na co wydawaliśmy. Oczywiście możliwe są drobne pomyłki, kilka rzeczy pewnie pominęliśmy, ale nie będą to już duże kwoty (zwłaszcza w porównaniu z ceną końcową).
663 tysiące złotych. Masakryczna cena. Ale własny dom w dobrej lokalizacji jest tego warty (w naszym przekonaniu). Chociaż moglibyśmy mieć inne zdanie, gdyby proporcje wkład własny - kredyt (⅔ - ⅓) plasowały się mniej korzystnie. Na szczęście udało nam się “nie popłynąć”, w miarę trzymaliśmy się założonych, szacunkowych kwot.
W każdym bądź razie, to nie jest jeszcze koniec. Szacuję, że dodatkowo wydamy jeszcze:
Wyposażenie domu: 20 000 zł (gabinet, wiatrołap, szafa narożna do pokoju córeczki, drobne meble, półki, szafki itd);
Ogrodzenie: 30 000 zł;
Zagospodarowanie ogrodu: 50 000 zł.
Czyli w sumie 100 000 zł. Co da końcową kwotę “zaledwie” 763 000 zł. Znając życie, inflację, nowe pomysły itp., lepiej nastawić się na 800 000 zł (jako kwotę maksymalną, nie do przekroczenia już).
Przy czym, poza ogrodzeniem (na którym bardzo mi zależy, ze względu na psa i dziecko), są to rzeczy, które można kupować i uzupełniać na spokojnie, “na raty”. Można to rozłożyć nawet na kilka lat (zwłaszcza ogród).
Czy było warto? Na to pytanie jeszcze za wcześnie, by odpowiadać. Na razie jesteśmy na etapie “mieszkamy u siebie, we własnym domu, w końcu, nareszcie!” :)
Tak naprawdę okaże się to pewnie za kilka lat. Na razie żałujemy jednego: że nie podjęliśmy tej decyzji wcześniej.
Obawialiśmy się kredytu, chcieliśmy więcej dozbierać, żeby ten kredyt był mniejszy. Ale prawda jest taka, że przy szalejących cenach w sektorze budowlanym, nie zmieniło to wiele. Do tego doszło dziecko i coraz większa konieczność jak najszybszej przeprowadzki, co nam uniemożliwiło zrobienie większej ilości prac samemu, co z kolei pozwoliłoby zaoszczędzić trochę pieniędzy.
Wniosek: następnym razem nie będziemy tyle zwlekać:)
Mąż stopniowo składa kupione meble, przewiózł też dużą część naszych starych mebli z domu mojej mamy. Większość z nich jeszcze nie jest ustawiona, ale pokój córeczki jest w miarę gotowy.
Łóżko z materacem i regał “z kwadratów” są nowe. Natomiast dwie pozostałe szafy to moje staaaare meble. Z czasem pewnie je wymienimy na coś ładniejszego, ale na razie muszą wystarczyć. Musimy jeszcze przywieźć z tego samego starego kompletu szafę na ubrania. A docelowo chcę jej tam wstawić nowy regał na książki i szafę narożną na ubrania, zamiast starych mebli.
Łóżko ma za ciemny kolor (kupowane na internecie i zdecydowanie tu nie trafiliśmy z kolorem na podstawie zdjęcia), ale już musi takie zostać. Może pościel trochę go stłumi.
Pokój małej wyszedł całkiem fajny. Bajeczki i zabawki na półkach ożywią do, nadadzą też bardziej dziecięcego charakteru. Jak znajdziemy czas, by je poukładać:) Obawiałam się, że pokój będzie za mały, jednak wszystko w miarę “weszło” i została cała jedna ściana na stolik i krzesełka (w przyszłości pełnowymiarowe biurko). Na środku pokoju będzie też miała dużo miejsca na zabawę na podłodze.
Przewiozłam też w końcu pierwsze kwiaty. Szabelki (nie znam właściwej nazwy) dostaliśmy od mojej mamy - kolejne dwie takie donice stoją już w sypialni i pokoju córeczki.
Nolina jest z nami już od lat, przetrwała kilka upadków z parapetu (kot celowo ją strącał i patrzył, jak spada…), mam nadzieję, że po zmianie miejsca szybko dojdzie do siebie:) Mamy też drugą, trochę mniejszą, ale nie mam z nią zdjęcia.
Mamy też na parapetach (całe 3 sztuki) kilka storczyków, niestety większość przekwitła. Może niedługo znowu zakwitną.
Wykończeniówka to zdecydowanie najgorszy etap budowy domu. Raz, że jest na końcu, jak inwestor już i tak jest zmęczony i ma wszystkiego dość. Dwa, że najciężej oszacować wstępnie, ile kasy może pochłonąć. Trzy, że może pochłonąć tej kasy niesamowite ilości - i zazwyczaj nawet nie widać, na co te tysiące idą. Cztery, że co chwilę trzeba podejmować decyzje. Mnóstwo szczegółów, mnóstwo kolorów, dobieranych na podstawie skrawków i próbek 10 cm x 10 cm rozmiaru. Ciągle czegoś brakuje, coś trzeba znaleźć, wybrać, kupić, dopasować. I pięć, że się ciągnie “jak flaki z olejem”... Co więcej, wiele rzeczy pochłania pieniądze i czas, a efekty często ledwo widać.
Zdecydowanie najgorszy etap budowy domu i najbardziej upierdliwy:)
U nas wykończeniówka zaczęła się wkrótce po osiągnięciu stanu surowego zamkniętego. 20 lipca kupiliśmy dużą część AGD (bo były dobre promocje). Ozdobny sufit podwieszany w salonie i kuchni zrobiony mieliśmy, jak poddasze nie miało jeszcze nawet wełny położonej.
W zasadzie jako początek wykończeniówki uznam chyba datę wstępnego pomiaru kuchni - 14.06.2019 roku. Zanim przyjechał stolarz, już kilka tygodni rozważaliśmy różne ułożenia kuchni, ale to w sumie chyba dobra, symboliczna dla nas, data:)
Jako koniec wykończeniówki uznaję dzień, w którym wszystkie podstawowe sprawy będą już gotowe:
Wszystkie gniazdka i włączniki zamontowane;
Wszystkie listwy przypodłogowe zamontowane;
Wszystkie lampy zamontowane;
Kuchnia gotowa;
Schody wewnętrzne gotowe;
Barierki na balkonie i oknach gotowe;
Obie łazienki w pełni wyposażone w trwałą zabudowę;
Podstawowe umeblowanie: salonu, sypialni, pokoju córeczki, wiatrołapu, spiżarki;
Karnisze, firanki i zasłony powieszone w każdym pokoju.
Stanu tego oczywiście nie osiągnęliśmy jeszcze:)
Natomiast dom nadaje się do odbioru i zamieszkania już dużo wcześniej - przecież wszystkie lampy nie są konieczne, by w nim w miarę komfortowo żyć, nawet z małym dzieckiem.
Do tej pory na tzw. “wykończeniówkę” wydaliśmy niecałe 125 000 zł. Przerażająca kwota.A nie wszystko mamy przecież kupione/ zrobione/ gotowe. Jest w nią jednak wliczony też “biały montaż” elektryki (gniazdka, włączniki), który powinien chyba być w etapie stanu deweloperskiego (jakieś 3 000 zł) i część mebli (łóżko nasze i córeczki, jej regał, regały do kotłowni, garażu, spiżarki), które w większości dalej leżą w paczkach, nierozpakowane nawet.
W tej kwocie mamy już jednak zdecydowaną większość wyposażenia. Z “grubszych” spraw zostało nam (do dokupienia przez zime i wiosnę, jak finanse pozwolą): szafa do wiatrołapu, szafa narożna do pokoju córeczki, szafy pod umywalki w łazienkach (czekamy na nie i czekamy), barierki zewnętrzne (już się robią), panel szklany do kuchni (też już się robi), zabudowa regałami od ziemi do sufitu jednej ściany w gabinecie (to będzie moja biblioteczka - książki już na nią czekają w pudłach i siatkach).
Szacuję, że to co zostało będzie kosztować maksymalnie 20 000 zł.
Główny etap naszej przygody z budową domu mamy już jednak za sobą. Resztę będziemy ogarniać mieszkając już “u siebie”:) Razem z mężem, córeczką i psem zaczęliśmy już drugi etap podróży, zwany “Ogród i podjazd”.
Część już mamy gotową (podjazd i taras), zostało jednak jeszcze wiele do zrobienia. Te prace będziemy robić na spokojnie, planuję nawet zacząć sadzić pierwsze roślinki na wiosnę. Jak się wyrobimy. W 2020 roku chcemy też koniecznie w końcu porządnie ogrodzić naszą działkę:)
Ale najważniejsze osiągnęliśmy - zbudowaliśmy dom i już w nim mieszkamy. No i - jak to powiedział znajomy, niedługo po przeprowadzce do swojego nowo wybudowanego domu - “udało nam się nie rozwieść po drodze.” :)
Mąż trochę odpuścił dążenie do zrobienia wszystkiego “już, teraz, natychmiast” i na razie zachwycamy się normalnym życiem we własnym domu.
A mieszka się nam wspaniale:)
21.11.2019 w końcu zamontowano nam drzwi wewnętrzne. Prywatność łazienki wraca do łask:)
Drzwi Erkado Krokus, okleina Orzech Premium.
Na parterze drzwi Krokus 2 (wiatrołap, gabinet, garaż) i Krokus 3 (łazienka).
Na poddaszu Krokus 1 (pokoje) i Krokus 3 (łazienka).
Koszt 9 sztuk drzwi to 10 000 zł.
Drzwi do garażu mamy zamontowane na odwrót (otwierają się do garażu, a miały na korytarz). Co gorsza, otwierają się tak, że blokują włącznik światła. Więc trzeba otworzyć drzwi, wejść po ciemku do garażu, obejść otwarte skrzydło drzwi (bądź je zamknąć) i dopiero wtedy można zapalić światło. Ja nie zwróciłam uwagi, a mąż wrócił z pracy, gdy monterów już nie było:( Ale to będzie trzeba jakoś poprawić.
Poza tym drzwi wyszły fajne, Dosyć ciemne, ale pasują do koloru okien i bardzo nam się podobają:)
Nasz dom jest odebrany!! W końcu, w świetle prawa, jest domem a nie terenem budowy!!
14.11.2018 roku dom został wytyczony. 15.11.2018 roku Pan Koparka zaczął wykopy pod fundamenty.
14.11.2019 roku upłynął termin 14 dni od złożenia papierów o odbiór domu. Niestety nie robocze dni.
Jednak 20.11.2019 listopada zadzwoniła do mnie pani z Nadzoru Budowlanego z informacją, że “można się zgłosić po odbiór dokumentów”. Dom został oficjalnie odebrany:)
Ciekawostka z zagadnienia papierologii do odbioru domu: wujek Google twierdził wielokrotnie, że do odbioru domu nie trzeba składać protokołów odbioru przyłączy. Można zamiast tego zanieść po prostu podpisane umowy z dostawcami danych mediów. Mąż nie był do końca przekonany, dlatego zadzwonił do naszego kierownika budowy. A ten na to: “Nie ma szans! Ja znam te kobiety, to w życiu nie przejdzie. Ale zadzwońcie, zapytajcie sami.”
Tak zrobiłam. Zadzwoniłam do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego, zapytałam. Pytanie: “Czy prawdą jest, że mogę przynieść podpisaną już umowę z dostawcą np. prądu, na dostawę prądu, zamiast protokołu odbioru przyłącza prądu?”
Odpowiedź: “Nie jest to prawdą. Protokoły odbioru przyłączy muszą być złożone. Żadne umowy na dostawy mediów tego nie zmieniają.”
No i nie wiem, kto ściemnia? Wujek Google czy panie, które teoretycznie to prawo budowlane mają w małym paluszku?
A inwestor, żeby nie podpaść i nie dorobić się problemów na ostatniej prostej, robi co sobie życzą i potulnie zanosi protokoły… Ja tak właśnie zrobiłam…
Ale to nieważne:) Jutro, jak tylko skończą montować drzwi wewnętrzne (w końcu to nie będzie trwać wiele godzin, prawda?) pędzę do Nadzoru po papiery, potem przemeldować nas i do Urzędu Gminy złożyć papiery o wywóz śmieci. Taaa, na pewno zdążę to wszystko załatwić:)
Korzystając z pogody (w końcu nie padało jakieś 3 dni) nasz wykonawca dosypał ziemi do skarp, ubił ją i przykrył geowłókniną. Dodatkowo zasypał nasze “dziury” od frontu lepszą ziemią. W końcu można wyjść z domu nie ryzykując złamania nogi:)
Z każdym “kroczkiem” dom jest bardziej “skończony”. I bardziej mi się podoba:)
Zastanawiamy się z mężem, czy nie dołożyć więcej geowłókniny tam, gdzie jej nie dali.
12 listopada skończyli nam układanie kostki na podjeździe.
Tu także dały się we znaki różnice wysokości. Działka ma nie tylko spadek w kierunku tyłu domu, ale także w linii garaż - dom. Przy czym garaż jest niżej niż dom, a działka ma spadek w przeciwnym kierunku - przy garażu jest wyżej niż przy domu…:)
W efekcie było trochę kombinowania, ale to co powstało bardzo mi się podoba. Majstrzy starali się trzymać projektu:)
Jeszcze “całość” nie jest skończona - musimy dosypać ziemi w miejsca, gdzie nie ma kostki, bo są dosyć duże “dziury”. Jak przeschnie ziemia, to nasz wykonawca podjazdu jeszcze koparką poprawi skarpy, potem ubiją jeszcze tą ziemię i zabezpieczą geowłókniną. Mieliśmy my ją rozkładać, ale doszliśmy do wniosku, że lepiej, by zrobili to ci sami, co usypali i ubijali skarpy. Jeżeli coś będzie nie tak, to będzie to na nich, a nie na nas:)
Front, tak samo jak tarasy, bardzo nam się podoba. Jest ładny, ciekawy, a jednocześnie bardzo funkcjonalny. Gdy jedno auto stoi pod garażem, drugie mieści się obok, może też swobodnie wyjechać. Jest przewidziane miejsce na wiatę samochodową, a także budynek gospodarczy z rowerami. Nawet na zakryte przed wzrokiem i zadaszone kosze na śmieci. Łezka na środku, gdy już ją obsadzimy roślinkami, będzie też “łamać” tą ilość kostki, ożywiać całość.
Ze zmian w stosunku do projektu to mamy podest pod drzwiami wejściowymi, i jeden schodek między częścią garażową i chodnikową. Chodnik od furtki do domu jest też niżej, niż podjazd, przy furtce. Natomiast im bliżej domu, tym niżej schodzi podjazd, chodnik natomiast zostaje na tej samej wysokości. Tym sposobem pod domem podjazd jest niżej, niż chodnik:)
Architekt odradzała nam wszelkie schody, jednak ukształtowanie terenu je na nas trochę wymusiło. Robiąc wszystko na równo, furtka byłaby dobre 70 cm powyżej obecnego poziomu drogi dojazdowej:)
Kable pod oświetlenie frontu domu, a także do zasilania furtki i bramy, przeciągaliśmy “na szybko”, jak majstrzy już przygotowywali tam teren pod kostkę. Architekt ogrodu - jak zwykle - nie zawiodła i tak na szybko zrobiła nam projekt oświetlenia, żebyśmy wiedzieli gdzie te kable w ogóle ciągnąć:)
Powtórzę jeszcze raz słowa męża. On rzadko ma rację, ale tu trafił w 100%:)
“Sami byśmy tego tak nie wymyślili.”
Koszt całościowy to:
- kostka: 8 078 zł (zostało nam 2m2, które oddamy, oraz kaucja za palety , co powinno dać ok. 600 zł zwrotu od tej kwoty);
- robocizna kostki + całościowo obrzeża (robocizna i materiał): 35 000 zł;
- rury do odwodnienia z rynien, trójniki itd. (my kupiliśmy, oni położyli): 765 zł;
- ziemia na skarpę 2 wywrotki (dobrej jakości hummus, poszło to na wierzch skarp): 1 000 zł;
- ziemia na oczka od frontu 2 wywrotki: 1 000 zł;
- kliniec na usypanie wjazdu od drogi: 2000 zł.
Całość wyniesie niecałe 47 000 zł.
Drożej, niż wstępnie szacowaliśmy, ale mówiąc prawdę, tego się spodziewaliśmy. Ukształtowanie terenu jest trudne i kosztowne (ale wciąż uważam, że ma za to swój wspaniały urok), dołożyliśmy też trochę więcej kostki niż wstępnie planowaliśmy (chodniczki z boków domu, miejsce pod wiatę z boku garażu).
Ilość kostki kupiliśmy idealnie wyliczoną - zostało 2m2! Oczywiście nie licząc ścinków.
W sumie wyszło 187 m2 kostki.
Robocizna kostki (czyli robocizna i wszystko inne związane z układaniem kostki, oprócz ceny samej kostki) to 110 zł/m2.
Cenę podbiły też palisady z tyłu domu. W wycenie obrzeży zwykłe krawężniki (materiał i robocizna) kosztowały 40 zł/mb. One mają 20 cm wysokości. Wyższe Endo (30 cm wysokości) kosztowało już 80 zł/mb. Natomiast w miejscach krytycznych konieczne było zastosowanie palisad o 60 cm wysokości. I one trochę podbiły koszt (360 zł/mb).
Natomiast możliwość przejścia bez brodzenia w błocie z auta do domu jest bezcenna. No i mamy już gotowy taras na wiosnę. Już wyczekuję pierwszej herbatki w promieniach wiosennego, ciepłego słoneczka:)
Także na wiosnę możemy już planować jakieś pierwsze nasadzenia (zakładając, że finanse na to pozwolą).
Z gorszych, droższych i brudnych prac zostało nam tylko zrobić ogrodzenie. Wstępnie planujemy je na wiosnę 2020 roku. Ja bym chciała zrobić je “już teraz” i mieć to wszystko z głowy, ale raczej nie ma szans zdążyć przed zimą, deszczami i mrozami:(
Na ogrodzeniu, szczelnym, bardzo mi zależy, ze względu na psa i dziecko:)
4 listopada panowie w końcu (!!!) skończyli nasze schody. Efekt końcowy jest ładny, już się chyba przyzwyczaiłam do tych białych podstopnic:)
Mamy je już na poddaszu zabezpieczone barierką anty-córeczkową. Na parterze zastanawiam się, czy jest sens ją zakładać:)
Podjazd “się robi”. Niestety pogoda nie sprzyja. Zaczęły się deszczowe dni, które mocno wstrzymały prace. Szkoda, bo brakło może 2-3 dni, by skończyć.
W każdym bądź razie taras jest już gotowy. Efekt jest naprawdę świetny! Wprowadziliśmy drobne zmiany w stosunku do projektu, wymuszone ukształtowaniem terenu i cięciem kosztów.
W zasadzie największa zmiana z tyłu to zrobienie tarasów ziemnych kanciastych, a nie takich pięknych jak mieliśmy zaprojektowane. Szkoda mi ich, ale koszty jednak w tym wypadku zwyciężyły. Okazało się, że tam nawet od strony garażu jest jednak dosyć duża różnica wysokości:) I chyba na stałe zrezygnujemy ze schodów do ogrodu z tarasu górnego. Tam różnica wysokości jest bardzo pokaźna, skarpa wysoka, i te schody byłyby trochę jak w powietrzu. No i koszt robi swoje. Dlatego taras górny jest kwadratowy, bez ścięcia jednego rogu pod schody.
Natomiast podjazd - z powodu pogody - nie jest jeszcze skończony.
Ostatecznie zdecydowaliśmy z mężem, by dać kostkę na chodniczek od strony wykuszu oraz na miejsce pod wiatę z boku garażu. Z powodu różnicy wysokości (skarpy, wszędzie skarpy, nawet na “płaskiej” stronie od garażu) i tak musielibyśmy dać obrzeża, by żwir nie popłynął z deszczem:) Koszty dołożenia tam kostki nie były więc już dużo większe, a mąż bardzo chciał tam kostkę. Jak chce, niech ma:)
Efekt końcowy tarasów mnie się strasznie podoba. Już się nie mogę doczekać wiosny, by z tych tarasów korzystać (ostatnie dni u nas zimno i pada). Nie mogę się także doczekać, aż zaczniemy zagospodarowywać ogród:)
Powoli składamy różne regały “gospodarcze” (spiżarka, kotłownia), by mieć gdzie składować rzeczy. Córeczka bardzo pracowicie pomagała tacie przy regale w kotłowni.
Powoli sprzątamy też w środku domu. Ostatnio ogarnęliśmy salon. Pozostało skończyć lampy, wymienić stół i krzesła (już kupione, ale jeszcze nie dotarły) i przywieźć kwiaty z domu mojej mamy. I będzie gotowy salon:)
Mąż był przeciwny zielonej ścianie, kanapie i zasłonom, ale jak już je powiesiliśmy, to przyznał, że trafione kolory. Ładnie wszystko współgra (oprócz tego czarnego kącika jadalnego, do wymiany), nie daje po oczach a jest wrażenie przytulności, ciepła.
Kilka razy użyłam już piekarnika (testuję go, bo byłam bardzo ciekawa czy był wart swojej ceny). Wnioski - ale jeszcze niepełne, bo użyłam piekarnik tylko kilka razy - piekarnik parowy z pyrolizą to jest to!:)
1. Pyroliza - zdecydowanie ułatwia życie (czyszczenie), już raz jej użyłam:)
2. Funkcja pary - świetna rzecz. Do tej pory piekłam z parą mięso (duży kawałek), potem dwa dni pod rząd je “regenerowałam” (podgrzewałam), dwa różne ciasta, zapiekankę warzywną, chleb. W zasadzie wszystko wyszło. Pieczone (czy podgrzewane kolejnego dnia) na parze dania faktycznie się nie przypalają, nie wysychają, są “w sam raz”. Chleb, mięso mają chrupką skórkę, i miękki, wilgotny środek. Ciasta, dwa różne, oba wyszły w sam raz. Zapiekanka warzywna pieczona na parze wyszła wilgotna, miękka. Warzywa nie wyschły.
Piekarnik kosztował swoje (połączenie pyrolizy i funkcji parowej), ale - jak na razie - naprawdę wartał tych pieniędzy.
3. Termosonda - przy pieczeniu dużego kawałka mięsa to wspaniałe ułatwienie. Mięso (karkówka), wyszła naprawdę “w sam raz”. I to za pierwszym razem:)
Powoli widać już metę. Dom staje się domem, zaczyna też pachnieć “domem” a nie budową (zwłaszcza, gdy pieczemy ciasto lub chleb):)
Zestawienie czasu trwania i kosztu poszczególnych etapów stanu deweloperskiego (od stanu surowego zamkniętego).
Instalacja elektryczna:
06.05.2019 - 16.05.2019
Koszt: 11 000 zł (wstępne szacunki były na 10 000 zł, ale “trochę” dołożyliśmy już w trakcie pracy elektryków).
Tynki:
17.05.2019 - 06.06.2019.
Koszt: 15 000 zł (wstępne szacunki były niższe, ale robione na podstawie projektu bez wydłużonego salonu i pokoi nad nim).
Wszędzie tynki gipsowe. Potem panowie od płytek przyjeżdżający na wyceny mówili, że w łazienkach lepiej mieć cementowo-wapienne, żeby się płytki mocniej trzymały. My daliśmy jakiś klej lepszy i też powinny się trzymać. Z tynków ostatecznie mąż nie jest całkiem zadowolony.
Hydraulik:
10.06.2019 - 20.06.2019 - pierwszy etap - położone wszystkie rury na podłodze, pod styropian. W tym kilka poprawek (przesunięcie rur pod zmywarkę itp.)
02.07.2019 - 04.07.2019 - drugi etap - rozkładanie przewodów podłogówki.
12.08.2019 - 21.08.2019 - wygrzewanie wylewek
Trzeci etap - skończony 28.10.2019 - montaż kotłowni (piec, zmiękczacz wody) oraz sterowników w pokojach. Piec Wolf CGB-2-14.
Koszt: umówiony wstępnie koszt “całości” to 40 000 zł (z piecem, zmiękczaczem wody, sterownikami itd.).
Ostatecznie dodatkowo zapłaciliśmy 400 zł za wygrzewanie wylewek i 1500 zł za wykonanie przyłącza gazu od skrzynki na ścianie budynku do pieca. Czyli całość to 41 900 zł.
Wylewki:
15.06.2019 - położenie styropianu na podłodze (15 na parterze, 5 na poddaszu).
10.07.2019 - wylewki w całym domu.
Koszt: 10 000 zł (wstępne szacunki były na 9 000 zł, ale znowu - robione były na podstawie projektu bez wydłużonego domu).
Ocieplenie dachu i sufity podwieszane na poddaszu:
16.07.2019 - ocieplenie dachu wełną (wełna Isover, 15 cm, lambda 0,33).
14.08.2019 - 03.09.2019 -sufity podwieszane na poddaszu ( (wełna Isover, 10 cm, lambda 0,33; podwójne płyty karton-gips).
04.09.2019 - 10.09.2019 - tynkowanie sufitów podwieszanych
Koszt: 24 000 zł (o dziwo dokładnie tyle, ile mówiły wstępne szacunki).
Ocieplenie zewnętrzne i elewacja:
24.09.2019 - 28.10.2019
W tym czasie było kilka dni z mocnym deszczem, gdy prace musiały być przerwane.
Styropian Genderka EPS 038 Fasada Max. Tynk silikonowy Ceresit CT 74, kolor Sahara 3.
Koszt: 30 000 zł (w zasadzie tyle, ile było wstępnie szacowane).
Wnioski:
Całościowy koszt stanu deweloperskiego to w naszym przypadku 131 900 zł (plus pewnie kilka tysięcy na jakichś “drobniakach”, które zapomnieliśmy zapisać na bieżąco). Wstępne szacunki opiewały na 126 000 zł, więc nie wyszło wiele więcej. Na szczęście:)
Ogólnie nie szło to źle. Były drobne przestoje, największe przy sufitach podwieszanych, gdzie wykonawcy po prostu brakowało ludzi do pracy. Ale za to w cenie sufitów szpachlowanych mamy sufity zatynkowane maszynowo:)
9 kwietnia mieliśmy skończony dach, 18 kwietnia wstawiono okna, a już 6 mają zaczęli pracę elektrycy. Mogę napisać, że oficjalnie stan deweloperski osiągnęliśmy 28 października 2019 roku.. W międzyczasie jednak już prowadziliśmy prace wykończeniowe, więc te dwa etapy czasowo mocno na siebie nachodzą. W zasadzie dom wykończony jest w tym samym terminie, co osiągnął stan deweloperski:)
Ogólnie to uniknęliśmy chyba jakichś większych wtop. Z tynków mąż nie do końca jest zadowolony, ale ja nie narzekam:)
Nie udałoby nam się tak szybko wybudować domu - i to nie przekraczając prawie w ogóle wstępnych założeń kosztowych - gdyby nie solidny i uczciwy wykonawca:)
Złożyliśmy narożnik. Pasuje do salonu, kolor ma bardzo ładny (a nie zgniły, jak mąż panikował), jest też bardzo wygodny:)
Elewacja jest skończona (wszystkie deski pomalowane na docelowy kolor). Hydraulik także skończył swoją pracę, kotłownia gotowa. W każdym pokoju sterownik, mąż się bawi przestawianiem temperatur na telefonie…
Dla mnie najważniejsze, że jest już ogrzewanie i ciepła woda.
Elewacja i hydraulik były “zamknięte” 28 października.
30 października natomiast - w końcu - mamy kuchnię zmontowaną. Jeszcze kilka szczególików zostało - panele szklane, powieszenie półeczki na przyprawy, wywiercenie w blacie otworu na dozownik płynu, kosza na śmieci. Ale kuchnia jako taka już jest, i bardzo nam się podoba. Wyszła taka ciepła, przytulna, a jednak praktyczna. Jedna wtopa - suszarkę w szafce wiszącej dałam nie w róg, a do sąsiedniej szafki. To był błąd, bo to miejsce jest idealne na kubki. A suszarka może być w rogu. To będzie zmienione przy okazji wykańczania ostatnich szczegółów kuchni. Koszt: 13 272 zł.
Okno dalej bardzo brudne jest, nie zdążyłam jeszcze umyć. Mikrofala stoi w miejscu tymczasowym a nie docelowym. Części małego AGD dalej nie postawiliśmy (brak czasu). Ale jest już działająca kuchnia, jest narożnik w salonie. Brakuje stołu z krzesłami, materaca w sypialni i dom będzie naprawdę domem:)
30 października byłam też w Urzędzie Gminy. Mamy już nadany numer domu:) Złożyliśmy też już papiery o odbiór domu. Protokół odbioru przyłącza z PGE muszę donieść, ale - jeżeli dobrze zrozumiałam - ustawowe 14 dni na “ustosunkowanie się” już się odlicza:)
Taras “się robi”, córeczka podczas drzemki testuje już jego jakość.
Natomiast łazienki nie są skończone. Na nasze szafki podumywalkowe musimy jeszcze trochę poczekać, dlatego tymczasowo mamy zrobione postumenty.
Ekipa od elewacji nie zdążyła jej skończyć. W dużej mierze przez dodanie desek elewacyjnych, a raczej ich imitacji:).
Z tym wyszedł też niezły numer - chłopaki sobie te deski ponumerowali, ołówkiem. No i po ich ułożeniu na elewacji i pomalowaniu okazało się, że ten ołówek widać. Im więcej warstw farby dawali, tym bardziej było go widać.
Rozwiązaniem jest “reset” koloru - pomalowanie znowu na biało, a potem od nowa na wybrany kolor…
24 października ekipa od kostki brukowej mimo wszystko zaczęła pracę. W następnym tygodniu ma się pogorszyć pogoda, więc chcą zdążyć wszystko wykorytować i zasypać. Może im się uda.
Tego dnia na budowie obijały się o siebie trzy ekipy: stolarz składający meble kuchenne, ci od elewacji i od kostki:) Ekipa od elewacji nie zdążyła wywieźć swoich rusztowań, narzędzi itd. Więc nie było jak korytować pod kostkę:)
Główny majster chodził i mierzył z wydrukami zwymiarowanych projektów tarasów i podjazdu, a także z rysunkiem od Elfir. I mimo tego udało mu się “nie zauważyć, że tam jest jeszcze drugi taras narysowany”:) Jakby nie moja reakcja, nie mielibyśmy tarasu górnego.
No i tak to dzisiaj dosyć chaotycznie wyglądało.
Ale po skończonym dniu efekt był całkiem fajny:)
Niestety córeczka dzisiaj po południu miała prawie 39 stopni temperatury:( Liczyłam na to, że najbliższe dni będę na budowie i przypilnuję ekipę od kostki, żeby się trzymali projektu. Chciałam też tam trochę sprzątnąć w końcu, umyć okna i podłogi przy okazji. Ale wygląda na to, że nie ma szans:(
Schody wewnętrzne “się robią”, ale wczoraj nie było od nich nikogo.
Kupiliśmy chyba ostatnie lampy, kanapę do pokoju gier, regalik do pokoju córeczki.
Dzisiaj (22.10.2019) o 9 rano podjechaliśmy na budowę pomierzyć pokoje, rozplanować rozmieszczenie mebli. I zastał nas piękny widok.
Niestety, elewacji nie zdążą dzisiaj skończyć i wykonawca od podjazdu przesunął początek na czwartek 24 października. Ale ma rację, włazili by sobie tylko w drogę.
Z plusów - architekt ogrodu zrobiła nam ostateczną wersję projektów kostki (podjazd i tarasy). I wykazała się przy tym anielską cierpliwością.
A projekt kostki jest po prostu niesamowity. Cytując męża: “nigdy byśmy czegoś takiego sami nie wymyślili”:)
Wraz z projektem dostaliśmy szczegółowe wymiarowanie podjazdu i tarasów. A także - prześliczny moim zdaniem sam w sobie - szkic naszego przyszłego tarasu.
Już się nie mogę doczekać, kiedy to będzie zrobione i gotowe Architekt ogrodu - jedna z tych najlepszych decyzji podczas naszej przygody z budową domu!
17 października zadzwonili z Merkury Market, że nasz narożnik gotowy do odbioru. Pojechaliśmy tam po południu i umówiliśmy transport na 25 października. Zakładam, że wtedy w domu będzie już w miarę czysto, umyte płytki, panele itd. :)
Kanapy niestety nie zobaczyliśmy, więc dalej nie wiemy jak się prezentuje:(
Piec w końcu wisi na ścianie kotłowni.
Hydraulik obiecał, że w sobotę 19 października w końcu zamontuje resztę - sterowniki, zbiornik na wodę, stację zmiękczającą wodę. Oczywiście nie było go. Od poniedziałku będę codziennie wydzwaniać do naszego wykonawcy, aż zmusi hydraulika, by w końcu skończył swoją robotę. Bo trwa to już o wiele za długo...
Stolarz zaczął w końcu montować schody, w piątek 18 października. Mówił, że dwa dni im zejdzie, ale przyjechali dosyć późno. W sobotę ich nie było, więc może w poniedziałek skończą.
Ze schodami wyszła lipa, straszna:( Kolor stopni bardzo nam się podoba, natomiast białe fronty schodów (podstopnice chyba) są jak z d… wyjęte. Do niczego nam tam nie pasują. No i zastanawiam się, czy da się jakoś zamontowane już fronty przemalować na inny kolor? Bo wydaje mi się, że jakby były w kolorze ścian albo stopni schodów, to dużo lepiej by to pasowało. Będę jeszcze w poniedziałek stolarza o to pytać, bo zobaczyłam te schody dopiero dzisiaj.
Z mężem kłóciliśmy się o podjazd. Ja chciałam jasną kostkę, on chciał ciemną. W końcu prosił, żebym zapytała naszą architekt ogrodu, czy ona nam kolorystyki nie zaprojektuje. Okazało się, że ona od początku nam to zaprojektowała, tylko my, kłócąc się nad czarno-białym wydrukiem, nie skumaliśmy…
A najlepsze jest to, że architekt od początku proponowała nam jasną kostkę pod domem, ciemną pod garażem. Czyli kompromis, na który ani ja, ani mąż nie wpadliśmy…:)
Wprowadziliśmy jeszcze trochę zmian i nasz podjazd będzie wyglądał mniej więcej jak na rysunku (jeszcze pewne drobne zmiany nie są zaktualizowane).
Mąż pałęta się i powtarza, że ten projekt jest dla nas “w zasadzie idealny”, i że “super, że oboje będziemy mieli to co chcieliśmy”:)
Dodatkowo zdecydowaliśmy się też od razu zrobić taras. A w zasadzie tarasy - architekt ogrodu zrobiła wstępny projekt naszego ogródka i będę miała dwa tarasy - górny i dolny:) Strasznie mi się to podoba. No i sam fakt, że zdecydowaliśmy się je zrobić w tym roku. Na wiosnę będziemy już mieć gotowy taras na kawkę i śniadanko, a także drugi, większy, na wylegiwanie się na wczesno-wiosennym, ciepłym słoneczku:) Nie zdecydowalibyśmy się na to, gdyby nie jej rady i projekt.
Projekt tarasu jaki mam, jest jeszcze w dosyć wczesnej wersji, będziemy robić troszkę zmieniony, ale niezbyt dużo. Ogólne założenie będzie w każdym bądź razie takie, jak na rysunku.
Wciąż się waham, z czego zrobić schody z tarasu do ogrodu - a to dlatego, że Elfir wysłała mi zaledwie kilka przykładowych zdjęć różnych rozwiązań - i teraz nie wiem które wybrać, bo wszystkie mi się bardzo podobają…:)
Kolejny raz się przekonaliśmy, że moja “fanaberia” - architekt ogrodu - to był strzał w dziesiątkę jednak:) Zwłaszcza, że wychodzi na to, że Elfir nie projektuje tylko roślinek, a w zasadzie wszystko co jest poza murem domu:) I doradza co zrobić, żeby coś zrobić taniej, a wciąż ładnie i funkcjonalnie.
Jeżeli dobrze pójdzie, to 23 października zaczną robić podjazd. Teoretycznie wtedy będzie już gotowa elewacja i będą mogli kopać pod kostkę. Taaaa…..:)
W każdym bądź razie, na piątek 26.10.2019 mamy już kupić i przywieźć kostkę. Ma tego dnia być na działce. Może zdążymy:)
18.10.2019 zakupiłam na internecie łóżeczko dla córeczki, a także (troszkę większe) dla nas. Zobaczymy, kiedy dotrą do nas:)
16.10.2019 przywieziono nam resztę AGD. Kolejna rzecz “odfajkowana”:).
Ocieplanie domu dalej trwa, ale powoli pojawia się już kolor.
Rozpoczęliśmy też oswajanie reszty rodziny z nowym domem. Córeczce bardzo się spodobała szafka narożna cargo, nawet nie gotowa jeszcze.
Podjazd mamy wstępnie umówiony na ostatni tydzień października.
Schody znowu opóźnione - na piątek...
15.10.2019 roku podpisałam w PGNiG umowę o dostawy gazu. Dalej musimy czekać na zamontowanie gazomierza, ale co tam. Najważniejsze, że oficjalnie mamy już wszystkie umowy podpisane:) Oprócz internetu, bo nie mogę się do nich dodzwonić:)
Mam też kolejną wycenę podjazdu. Najdroższą jak do tej pory, ale kompleksową. Ładnie rozpisane wszystko. Koszt całości (nawet z wybraną już kostką, obrzeżami itp) to - bagatela - niecałe 40 000 zł!!!
Masakra… A to sam front domu, bez tarasu nawet...
Ten gość sprawiał wrażenie solidnego i solidna firma, ale za drogo po prostu. Weźmiemy innego i chyba troszkę jednak zmniejszymy powierzchnię “zakostkowaną”. Chciałabym się zmieścić w maksymalnie 30 000 zł.
Za to z pozytywnych spraw - Elfir wciąż zaskakuje:) Wysłała mi do podjazdu schemat z wymiarami, podanymi średnicami okręgów na jakich są zaplanowane zaokrąglenia itd. Bardzo szczegółowe, bardzo dokładne. A ja myślałam, że ten wysłany przez nią schemat podjazdu, to tyle, to cały projekt podjazdu już:) No i jego pokazywałam do wyceny, i tak każdy mówił, że dobrze że taki projekt mamy:)
Dodatkowo, mimo, że ogród był umówiony na zimę najwcześniej (w sensie jego projekt) to już wysłała nam propozycję wstępną jego zagospodarowania. No i naszego problematycznego, acz ciekawego, tarasu:)
W każdym bądź razie, moja “fanaberia” czyli projektantka ogrodu, to był świetny pomysł:)
Mamy też w domu już zamontowane w zasadzie wszystkie gniazdka i włączniki. Mąż jest z siebie dumny, i słusznie:)
11 października spotkałam się z drugim specem od kostki, odnośnie podjazdu. Teraz czekamy na te dwie wyceny.
Tego samego dnia po południu stolarz zaczął zwozić meble kuchenne. Na razie część (ale już większość). Montaż planuje po środzie.
Nawet nie gotowe, tak tylko postawione, wyglądają ślicznie!
Kolejna rzecz, która się udała, to panel szklany w łazience na parterze. Faktycznie zamontowali go 11 października, chociaż już po 18. Ale efekt był wart czekania:) Nawet mąż przyznał, że fajnie to wygląda i pasuje do reszty łazienki.
Koszt: 2150 zł z pomiarem, transportem i montażem. Szkło 6 mm grubości, laminowane piecowo.
Mamy też obiecaną zniżkę na panel do kuchni:) Tylko tam jeszcze trudniej będzie wybrać zdjęcie, na razie “obcięliśmy” z mężem wybór do 24 zdjęć:)
10.10.2019 BOZ w końcu dostarczył nam zakupione wyposażenie łazienek (kabiny prysznicowe, kibelek, umywalka, baterie itp.). Opóźnienie mieli spore, podobno producent wysłał im uszkodzoną jedną ściankę prysznica i czekaliśmy aż wyślą nową. Przedstawiciel BOZu przekazał mężowi mały “gratis” w ramach przeprosin za opóźnienie - paczkę z dwoma ręcznikami i dwoma pendrive’ami.
Mąż już zadowolony, bo coś za to czekanie dostał. Mnie się te ręczniki nie podobają, są ciemnoszare i ponure:)
W końcu dostarczyli nasze wyposażenie. Nasi płytkarze, umówieni wcześniej, że zamontują kabiny prysznicowe, już czekali na miejscu. Zeszło im jednak cały dzień na te dwie kabiny.
Najpierw robili w łazience na poddaszu i tam mąż nie jest zadowolony, mają drobne sprawy poprawić. Natomiast w łazience na parterze montowali kabinę jako drugą i tam - według słów męża - wyszło już idealnie. Co mnie się wydaje podejrzane, ponieważ ideałów nie ma:)
Obie kabiny mają wymiar 80x100, są składane (drzwi Kermi Liga wahadłowo-składane).
Koszt montażu: 400 zł. Drzwi 100 kosztowały 1725.36 zł za sztukę. Drzwi 80 kosztowały 1437.54 zł za sztukę.
W każdym bądź razie kabiny składane to był strzał w 10. Nie wiem jak się sprawdzą przy użytkowaniu, czy nie będzie nic przeciekać, ale w łazience na poddaszu będzie dosyć ciasno. Ona wielkością nie powala, a dopchaliśmy tam jeszcze, na wprost prysznica, koło wejścia i komina, zabudowę pralki i suszarki w słupku. I ta składana kabina prysznicowa umożliwi naprawdę komfortowe korzystanie z pralki i suszarki, będzie miejsce, przestrzeń, żeby się ruszyć:) Więc z tej decyzji już jestem zadowolona:) No chyba, że każde wzięcie prysznica będzie nam robić powódź w łazience - ale to zweryfikujemy dopiero po zamieszkaniu.
Także 10 października miałem pierwsze spotkanie z wykonawcą kostki brukowej (znowu znaleziony na Oferteo…). Poustalaliśmy - tak mniej więcej - jak by nasz podjazd wyglądał, na podstawie projektu od Elfir, i teraz czekamy na wycenę.
Gdy już miałem wyjechać po córeczkę, przyjechał pan od paneli szklanych, żeby jeszcze dokładnie zmierzyć wycięcie na dojście do rury w kącie łazienki. Mówił, że jeszcze tego samego dnia nasz panel “pójdzie do pieca, a jutro albo pojutrze montujemy”.
Trochę mnie zaskoczył tempem, zwłaszcza że ostatnio wszystko idzie jak po bruździe, z opóźnieniami. W efekcie mąż wieczorem i następnego dnia rano na szybko gruntował tą ścianę pod panel (podobno im lepiej zagruntowana, tym mocniej klej będzie trzymał szkło).
11 października rano hydraulik przywiózł nasz piec - Wolf CGB-2-14.
Ale dalej nie mamy zamontowanych sterowników temperatury w pokojach. Już nie mamy sił do tego hydraulika. Spoko gość, uczciwy, robi solidnie, ale z niczym nigdy mu się nie spieszy. Na wszystko ma czas, wszystko “zrobi”. Ehhh….
Pan od barierek miał dzwonić “po niedzieli”. Do tej pory nie zadzwonił. Może miał na myśli którąś tam w przyszłości niedzielę, a nie tą co już była…
Przynajmniej elewacja “się robi”.
Mamy już zrobione wszystkie przyłącza. Informacje o czasie ich wykonania i kosztach, jakie ponieśliśmy, są rozrzucone po dzienniku. Tu postaram się je zebrać jeszcze raz w całość, może komuś to pomoże.
Czas - papierologia:
6.12.2018 roku złożyłam papiery o warunki techniczne i przyłączenie mediów: prąd (PGE), gaz (PGNiG), wodociąg i kanalizacja (Gmina).
28.12.2018 roku podpisałam umowę o podłączenie do wodociągu i kanalizacji. Gmina wydała od razu warunki techniczne.
09.01.2019 roku podpisałam umowę przyłączeniową o prąd (obiecali, że do końca maja będzie stała skrzynka).
09.01.2019 roku dostaliśmy pocztą warunki techniczne i umowę przyłączeniową gazu.
18.01.2019 roku podpisałam umowę przyłączeniową gazu.
18.01.2019 roku zleciliśmy także wykonanie projektów instalacji przyłączy zewnętrznych.
14.02.2019 roku już gotowe projekty instalacji przyłączy zewnętrznych (gazu i prądu) złożyliśmy w urzędzie do zatwierdzenia.
22.02.2019 roku projekt przyłączy zewnętrznych wodociągu i kanalizacji złożyłam w Urzędzie Gminy do zatwierdzenia.
26.02.2019 roku odebrałam projekt przyłącza wod-kan ze starostwa.
07.03.2019 roku odebrałam projekt przyłącza wod-kan z Urzędu Gminy, a gazu i prądu ze Starostwa Powiatowego.
07.03.2019 roku mieliśmy wizję lokalną z projektantem PGE na działce. Swoją droga, był bardzo sympatyczny.
09.05.2019 roku podpisałam umowę końcową z PGE.
Niestety nie zapisałam sobie, kiedy podpisałam umowę o wodę i kanalizację w Urzędzie Gminy, ale - jeżeli dobrze pamiętam - to było zaraz po zainstalowaniu wodomierza.
Czas - wykonanie:
12.03.2019 roku wykonany zostało przyłącze prądu od słupa do skrzynki w linii ogrodzenia, oraz od tej skrzynki do domu.
26.03.2019 roku postawiono nam skrzynkę prądowa w linii ogrodzenia.
14.05.2019 roku zainstalowano licznik prądu.
26.03.2019 roku wykonane zostało przyłącze wod-kan (do domu).
12.06.2019 roku założono nam wodomierz.
04.09.2019 roku wykonano przyłącze gazu od gazociągu do skrzynki w linii ogrodzenia, oraz od tej skrzynki do mniejszej na ścianie garażu.
23.09.2019 roku skrzynka gazowa została zaplombowana.
Koszta:
Prąd:
Za przyłącze energetyczne od skrzynki do domu zapłaciliśmy 1150zł. Tam było 15 metrów kabla puszczone ziemią oraz 10 metrów już w domu.
Za przyłącze energetyczne od słupa do skrzynki (jakieś 150 metrów kabla puszczonego ziemią) zapłaciliśmy 1071.77
Wodociąg i kanalizacja:
Całość (wodociąg i kanalizacja) kosztowała w sumie 3350 zł.
Gaz:
Przyłącz gazu od gazociągu do skrzynki w granicy działki kosztował 2222.98 zł.
Od skrzynki w granicach działki do skrzynki na ścianie garażu (robiła ta sama ekipa): 1100 zł.
Od skrzynki na ścianie garażu do pieca (nasz hydraulik): 1400 zł.
W sumie wszystkie media kosztowały nas 10 294.75 zł. Planowaliśmy zmieścić się w 10000, co prawie się udało:)
Przy czym to jest koszt przyłączy, gdy wszystkie media idą w zasadzie w granicy działki (jedynie prąd ciągnęli od słupa ok 150 metrów).
Moje wnioski:
Wodociąg i kanalizacja, gdzie w zasadzie wszystko było ustalane w Urzędzie Gminy, była najłatwiejsza od załatwienia. Miło, przyjemnie, uprzejmie, szybko i sprawnie. Przyłącze robił polecony tam pan, który robił także główny wodociąg w gminie.
Prąd też poszedł w miarę sprawnie.
Gaz natomiast bardzo długo się ciągną. Oni muszą uzyskać Warunki Zabudowy (które były chyba 2 czy 3 razy poprawiane), potem jak się uprawomocnią to Pozwolenie na Budowę, które też się musi uprawomocnić. I dopiero wtedy przyłącze może być wykonane. Żeby podpisać umowę o dostawy gazu ,trzeba mieć zaświadczenie od kominiarza i hydraulika. To planuję jutro pojechać załatwić, ale na zamontowanie gazomierza znowu się podobno czeka. W przypadku gazu to czekanie to po prostu masakra:(
7 października mąż położył próbnie pierwsze listwy przypodłogowe, w pokoju gier, sypialni i garderobie, jednak tylko na ścianach bez otworów drzwiowych (których wciąż nie mamy). Wygląda to fajnie, listwy pasują idealnie do paneli.
Mąż powiesił też lampy w jadalni. Ładne, ale do poprawy:) Musi je obniżyć na tych sznurkach (mają taką możliwość) i tą potrójną przesunąć dalej od wejścia do kuchni, żeby wisiała nad stołem, a nie nad przejściem. Wtedy będzie ok:) Mąż oczywiście się fochnął, jak mu powiedziałam, że musi ją przesunąć:)
Najmłodsza inwestorka chętnie dokonuje pomiarów. Odkąd są pomalowane ściany i panele na podłodze, córeczce się w domu bardzo podoba:)
Natomiast elewacja, niestety, z powodu pogody wstrzymana. Leje i zimno:( Podobno następny tydzień ma być lepiej, to może uda im się skończyć. Byleby nie padało.
8 października zamówiłam panel szklany z grafiką do łazienki na parterze. Ma być w ciągu dwóch tygodni. Natomiast ten do kuchni mogę zamówić dopiero, jak już będzie kuchnia, która ma opóźnienie.
Ciężko nam było wybrać zdjęcie na ten panel. Tyle pięknych zdjęć jest dostępnych, że naprawdę ciężko się zdecydować na jedno:)
Zastanawiałam się nad tym, czy by faktycznie nie dać zdjęcia, które sami gdzieś w górach zrobiliśmy, mąż mnie jednak uświadomił, że nasze zdjęcia nie mają potrzebnej rozdzielczości. Panel będzie duży (na całą ścianę) i trzeba zdjęcie o naprawdę dobrej rozdzielczości. Nasze, robione smartfonami, wyglądają ładnie na monitorze czy w albumie, ale nie w takim dużym rozmiarze.
Ogólnie jest dobrze. W zasadzie to, co trzeba było zrobić do zamieszkania, jest zrobione. Czekamy w zasadzie na odbiór i się przeprowadzamy. Jak do tej pory nie zdążymy zamontować listew przypodłogowych, karniszy czy lamp, to nie problem. Możemy to robić na bieżąco mieszkając już. Więc tak naprawdę czekamy już tylko na odbiór domu, i powoli się pakujemy do pudeł:)
Prace idą do przodu, jedne wolniej, drugie szybciej, ale nie mamy wielkich przestojów:)
Mąż zamontował już większość gniazdek i przełączników, a także żarówek. Lampy w większości będziemy montować już później, na spokojnie. Na razie żarówki wystarczą.
Ale coś z końcowego oświetlenia już mamy gotowe.
Mamy też “szał zakupów”. Kupiliśmy ostatnio stół i 6 krzeseł do jadalni, kanapę do salonu, TV, suszarkę kondensacyjną, garnki (te zamówiłam koło 14 jednego dnia, a następnego przed południem kurier już dostarczył), zestaw noży. I tysiące złotych monet idą jak woda…
Na meble trzeba też czekać około 4-6 tygodni, więc możliwe, że wprowadzimy się do pustego salonu i jadalni:)
Mąż wciąż się broni przed zakupem nowiutkiej lodówki:(
Schody mają być “na dniach”. Natomiast meble kuchenne - po 12 października. Trochę późno, ale jeszcze bez tragedii:)
Czekamy też, aż przyjadą do nas w końcu zamówione “meble” łazienkowe - prysznice, umywalka itd.
Elewacja “się robi”. Część domu już ocieplona, część nawet otynkowana (ściana garażu):
Na razie patrzę optymistycznie na przeprowadzkę do końca tego miesiąca:)
27 grudnia potraktowałam młotkiem ostatni panel podłogowy:) Oficjalnie mamy ułożone te zakichane podłogi. Został fragment w pokoju gier za kominem, którego nie da się zrobić dopóki kilka rur nie zabuduje mąż karton gipsem; oraz fragment podestu koło schodów, którego nie mogę zrobić, dopóki nie będą skończone schody:)
Dwa pierwsze dni pomagał mi trochę mąż, i trzy dni jego brat (wtedy szło najszybciej - on ciał, ja układałam i mierzyłam kolejne do cięcia). Jakby nie to, nie zdążyłabym do końca urlopu.
Efekt o tyle zadowalający, że mamy wszędzie jednolitą podłogę. Wszystkie panele i płytki drewnopodobne w całym domu są ułożone w tą samą stronę. Wszystkie panele na poddaszu tworzą jednolitą podłogę.
Z tego powodu ciężka bardzo była garderoba. Mała powierzchnia, ale musiałam ją układać cały czas “do tyłu”, odwrotnie niż powinno się łączyć panele. Tu pomoc szwagra (tak się chyba określa brata męża?) była nieodzowna. Mierzyłam, przycinałam i łączyłam poszczególne pasy paneli. Potem w dwójkę taki pas unosiliśmy i podkładaliśmy pod poprzedni rząd. To pomieszczenie dało w kość, ale cieszę się, że się w ogóle udało i że zdążyłam.
Aczkolwiek ręce mam trochę poranione, na kolanach siniaki i wszystko mnie boli (chociaż dużo mniej niż po pierwszym tygodniu), jednak kolejny punkt na liście “To do” mogliśmy odfajkować:)
Trochę ścinków się uzbierało, w dużej mierze dzięki wybranej przez nas metodzie na ½ panela (która podobno generuje więcej ścinków niż ⅓ panela) oraz układaniu jednolitej powierzchni na poddaszu. W każdym bądź razie całej powierzchni wyszło prawie 140 m2 paneli, bo 4 paczki musiałam dokupić wczoraj.
W międzyczasie mąż dalej zakładał gniazdka i włączniki (tego są olbrzymie ilości…), a nawet pojawiła się pierwsza lampa. Akurat średnio “pokazowa” bo lampa w garderobie:)
Założył też lampę w pokoju córeczki, tą jednak musimy zwrócić, ponieważ (jak się okazało po montażu) po zmierzchu wali po oczach mocno czerwonym światłem. Szkoda, bo lampa sama w sobie ładna.
Dzisiaj także trochę ogarnęłam dom. Pozamiatałam, pozbierałam śmieci, spakowałam resztki paneli do worków itd. Dzięki temu w domu jest mniejszy syf, no i jakoś tak przestronniej się zrobiło.
Zastanawiam się, czy by jutro tych wszystkich paneli nie umyć mopem, a potem potraktować wodą z sidoluxem do paneli albo podobnym preparatem. Żeby je czymś pokryć, warstwą ochronną, która im może pomoże przetrwać ciężki okres wykańczania domu.
Elewacja powstaje bez opóźnień. Wczoraj musieliśmy podjąć kolejne trudne decyzje (ale już jedne z ostatnich) - jaki kolor tynku, czy dajemy deski na elewację, a jeżeli tak to jakie i gdzie?
Z dobrych wiadomości, to schody mają być na czas, w następnym tygodniu, montowane.
Natomiast kuchnia, niestety, nie. Około dwa tygodnie opóźnienia mają być:(
Uświadomiłam też sobie, że nie mamy ani jednego garnka, rondelka czy patelni na płytę indukcyjną. Mamy coś talerzy, sztućców, misek itp. Na początek starczy. Ale żadnego garnka ani nic na płytę indukcyjną. Musimy kupić. Tylko nie wiem, jakiej firmy, jakiego typu (stalowe, ceramiczne czy jakieś inne) kupować, żeby był sensowny stosunek ceny do jakości.
23.09.2019 przyjechali panowie z gazowni zaplombować skrzynkę. Podobno w ciągu tygodnia powinna przyjść faktura, a po zapłaceniu możemy już jechać podpisać umowę na dostawy gazu.
Dzisiaj po przyjeździe na działkę przywitał mnie fajny widok z salonu. Aparat w moim telefonie nie oddaje uroku - poza tym, co widoczne, były w oddali kolejne drzewa, ledwo się wyłaniające zza mgły. Aż lżej na sercu się zrobiło od razu:)
W ciągu dwóch dni (23-24.09.2019) wyłożyłam panelami podłogi na większości poddasza. Została mi tylko garderoba, do której nie mam jakoś zapału:( No i parter: salon i gabinet.
Efekt końcowy tego co już jest (jedna podłoga na całym poddaszu, bez listew na progach pokoi) bardzo nam się podoba.
24.09.2019 przed południem pracę zaczęła ekipa od ocieplenia domu.
Mąż dopatrzył się w tym kawałku ocieplonego muru Świętego Mikołaja z brodą:)
Jesteśmy zmęczeni, ale idziemy do przodu:) Z każdym dniem jesteśmy realnie bliżej przeprowadzki:)
20.09.2019 koło 15 zadzwonił szklarz, że za chwilę przyjedzie zamontować lustra do łazienek. Jak powiedział, tak zrobił:)
Dzwoniłam do szklarza w czwartek 12.09. W poniedziałek 16 września przyjechał zrobić pomiary, a w piątek 20 września zamontował gotowe lustra. Koszt: 360 zł (za oba razem). W tym pomiary, dowóz, montaż, wycinanie otworów na gniazdka. Miło, szybko, sprawnie i przyjemnie. Oby tak więcej spraw załatwiać:)
Ten sam piątek do południa poświęciliśmy z mężem na Leroy Merlin. Wybraliśmy wszystkie firanki i zasłony, a także dużą część lamp. Pospisywaliśmy to, a w sobotę 21 września mąż pojechał, żeby wybrane wcześniej rzeczy kupić. Skorzystał z promocji “bon na 100 zł za wydane 1000 zł”. Ale poczuł się oszukany, bo wydał w sumie 5500 zł a dostał bony na 300 zł. No i oczywiście zeszło mu i tak dobrze ponad dwie godziny.
W ogóle mąż zadzwonił do mnie zszokowany, że “te firanki i zasłony to 3000 kosztują!”. Mówiłam mu wcześniej, że za 1000 zł to nie kupi tego cholerstwa na cały dom raczej, to nie chciał uwierzyć:) Ale mamy kolejne punkty z listy “Do kupienia” odfajkowane:)
W sobotę 21 września “sprzedałam” córeczkę babci na kilka godzin i pojechałam podgonić panele. Mała odmówiła południowej drzemki, ale mimo to dzielnie trzymała się do wieczora, humorek na szczęście też jej nie opuścił:)
Ja w tym czasie, z pomocą brata męża, kładłam dalej panele. Udało nam się “wejść” do pokoju córeczki i położyć tam dobre kilka rzędów paneli. Z czego jestem dumna, a co zajęło trochę czasu - udało nam się “cofnąć” z panelami w tym pokoju o dwa rzędy, pod ścianę, zachowując wszędzie równy ich podział i rozkład. I nic się nie rozeszło, panele ładnie się dopasowują i przylegają do siebie:)
Kolejny raz taka zabawa z “cofaniem się” będzie w sypialni i garderobie. Ale może też się uda.
Mąż w tym czasie robił zakupy, a później montował kontakty i przełączniki.
18 września dom nawiedzili: ja, malarz, płytkarze, hydraulicy oraz ekipa montująca drzwi zewnętrzne:) Ale przynajmniej widać, że praca idzie do przodu:)
Malarz skończył swoją robotę. Koszt robocizny: 2600 zł. Efekt mnie się bardzo podoba. Wszystkie korytarze są pomalowane na ten sam kolor, ale ściany, zależnie od tego jak pada akurat światło, wyglądają inaczej. Przybierają odcień pomarańczowy, łososiowy, żółty… Bardzo mi się to podoba. Sypialnia i garderoba są w odcieniach fioletu:
Ja dalej kładę panele. Na poddaszu chcę zrobić jednolitą powierzchnię, bez progów, co narzuciło mi kolejność ich układania. Dlatego najpierw pokój męża. Idzie mi to już dużo sprawniej, ale dalej każdy panel dobijam w sumie w 4 miejscach (na początku, na środku, na końcu i od boku), żeby wszystko ładnie podochodziło i nie było szpar. No i wszystkie mięśnie mnie bolą, ale jest już lepiej:)
Efekt dwóch “dni” pracy - prawie gotowy pokój i kawałek korytarza. Akurat przy wyjściu z tego pokoju jest mnóstwo “cypelków”. Strasznie mi to dało w kość - zwłaszcza, że dopiero wyrabiam sobie metodę mierzenia i wycinania tych nieszczęsnych paneli. A dzisiaj tego mierzenia i wycinania było dużo:(
Od poniedziałku zmieniłam zdanie odnośnie pokoi w domu. Zawsze uważałam, że są dosyć małe. Teraz doszłam do wniosku, że są za duże. Te podłogi się ciągną i ciągną…
Teraz przerwa, kontynuować będę od poniedziałku dopiero. Obawiam się, że nie zdążę do końca urlopu, bo zostanie mi tak naprawdę pięć dni po około 6 godzin dziennie. Ale trudno, położę ile zdążę i potem będziemy kombinować, co dalej:)
Hydraulik przyjechał, żeby puścić rurę pod elewacją od skrzynki na ścianie domu do kotłowni.
Po 15 zadzwonili także monterzy drzwi, że jadą montować drzwi wejściowe. Mąż im dotrzymywał towarzystwa. Ok 18 drzwi już były w zasadzie zamontowane, ale i tak zeszło im do 19.
Efekt bardzo ładny. I pasują kolorystycznie do siebie ramy okien, drzwi wejściowe i brama garażowa:)
Elewacja oczywiście opóźniona. Mają robić od następnego tygodnia. Ale brak elewacji nie stopuje nam żadnych prac, więc tym opóźnieniem się nie przejmuję w ogóle na razie:)
Malarz jutro ma skończyć. Idzie to bardzo dobrze:)
Pokój córeczki wyszedł według mnie śliczny. Delikatny, dziewczęcy, ale nie wali po oczach:)
Z panelami też sukces (powiedzmy:)) Szło nam to dzisiaj dużo sprawniej. Do 13 mąż był ze mną i pomagał, potem musiał pojechać do pracy. Równie często on poprawiał “moje” panele, co ja “jego”. Ale ogólnie to dużo lepiej nam szło, dużo sprawniej. Klucz do naszego sukcesu: dobijanie większości paneli młoteczkiem:)
W każdym bądź razie cięcie wyrzynarką po linii prostej dalej mi nie idzie (ale ja nawet ołówkiem po linii prostej nie potrafię rysować bez linijki). Na szczęście panele przycinane nie muszą być idealnie równiutkie, bo i tak te przycięcia będą schowane pod listwami. Za to jako oburęczna mogę ciąć w dowolną stronę, z dowolnej pozycji w zasadzie, bo mi wszystko jedno, którą ręką wyrzynarkę trzymam:)
Efekt dzisiejszego dnia - cały pokój nad garażem i kotłownią. Tylko jeden pokój, ale on jednak jest duży powierzchniowo. Za kominem fragment nie zakryty panelami, ale tam musi mąż
Później jeszcze przygotowałam podłogi w dwóch pokojach na poddaszu - wyczyściłam wylewki szpachelką, dokładnie odkurzyłam. Jutro będę tam kłaść panele:)
Dzisiaj rano myślałam, że nie wstanę z łóżka, tak mnie WSZYSTKO bolało. Strach pomyśleć, co będzie jutro:(
Malowanie idzie zgodnie z planem. Z farby jestem bardzo zadowolona. Magnat Ceramic bardzo ładnie kryje (2 malowania wystarczają w zupełności za każdym razem, niezależnie od koloru), kolory też wychodzą bardzo fajne. Żywe, ładne, ale nie jaskrawe.
Pokój męża ma niebieskie ściany, tak jak chciał:)
16.09 zaczęłam kłaść panele. Na pierwszy ogień poszedł pokój gier - pokój nad garażem - ten, na którym nam najmniej zależy:) Ponieważ ja nigdy wcześniej nie kładłam paneli, mąż miał mi przed pracą pokazać jak to zrobić dobrze.
Okazało się jednak, że czyszczenie podłogi, zamiatanie, odkurzanie zajęło tak dużo czasu (na tej podłodze była chyba tona samego kurzu i piasku…), że już nie zdążył.
Gdy on pojechał, sama położyłam 5 rzędów paneli. Niestety, najdłuższa ściana okazała się być krzywa. Ma “brzuszek” na środku. No i moje próby podosuwania paneli z obu końców ściany na odległość około 1 cm od ściany nic nie dały…
Gdy się z tym pogodziłam, rozebrałam wszystkie rozłożone już panele. Lekko przycięłam na całej długości trzy panele z pierwszego rzędu (tam gdzie ściana ma brzuszek) i rozłożyłam resztę (tyle, ile wcześniej, przy pierwszym podejściu).
Według mnie wyszło dużo lepiej.
Gdy skończyłam, była już prawie 15, więc musiałam się zbierać po córeczkę do żłobka. Gdy ja już pojechałam, przyjechał mąż. Obejrzał moje dzieło, stwierdził, że “sa szpary” i rozebrał wszystko. Potem ułożył je jeszcze raz. Dokładnie tyle samo paneli, co ja wcześniej…:)
Jutro rano ma ze mną pojechać na budowę (przed pracą) i mi pokazać, jak to robić tak, by “nie było żadnych szpar”. Zobaczymy, co z tego wyjdzie:)
12.09.2019 przed godziną 11 przyjechali panowie montować bramę garażową. Rozmiar 2500x2250, Hormann LPU 42, przetłoczenia wysokie L (czyli 4 panele poziome a nie 8), z silnikiem Promatic 650 Nm, z dwoma pilotami. Kolor Złoty Dąb, okleina.
Dopłaciliśmy po montażu 3800 zł, co z wcześniejszą zaliczką 1000 zł daje w sumie kwotę 4 800 zł (tyle, ile było ustalone).
Mamy też skończoną większość płytek. Obie łazienki oraz podłogi w kuchni i korytarzach są położone i zafugowane. Płytkarzom dopłacił mąż po skończonej pracy 4140 zł, co z wcześniejszą zaliczką (1500 zł) dało kwotę 5640 zł. Uważam, że to dobra cena za dwie łazienki i “trochę” m2 podłóg w korytarzach, kuchni, wiatrołapie, kotłowni i spiżarce:)
Płytkarze teraz jadą na jakąś inna robotę, ale mają wrócić położyć jeszcze płytki w garażu.
Wczoraj w Majstrze kupiliśmy jeszcze listwy przypodłogowe bardziej zbliżone kolorem do płytek drewnopodobnych. Za 10 sztuk listew z łącznikami, narożnikami itp zapłaciliśmy niecałe 250 zł. A połowę tego zwrócili nam w bonie na kolejne zakupy:)
W domu nie będzie już tłoku. W pewnym momencie obijali się o siebie spece od sufitów podwieszanych bądź od tynkowania sufitów podwieszanych, płytkarze oraz malarz. Teraz zostanie sam malarz (będzie miał ciszę i spokój), a od poniedziałku mam dwutygodniowy urlop i planuję zacząć kłaść panele. Oby tylko córeczka się teraz nie rozchorowała. A dzisiaj już lekko zasmarkana jechała do żłobka:(
Łazienka na poddaszu w końcu w zasadzie skończona. Dzisiaj (12.09) dostaje ostatnie szlify:)
Malowanie idzie bardzo sprawnie. Kolor, który wybrałam na większość ścian parteru (Magnat Ceramic C24 Gwiezdny Kwarc) bardzo mi się podoba. Oczywiście mąż uważa, że jest “za pomarańczowy”:)
Zielony (Magnat Ceramic C42 Wytworny Malachit) na ścianie w salonie wyszedł super. Tu - o dziwo - mąż też się zgodził, że ładny kolor:)
Kolor w rzeczywistości jest mniej ostry i jaskrawy niż na zdjęciach. Dla mnie sprawia wrażenie przytulności, “domowatości” :)
Wczoraj (11.09) mąż był na budowie do 3 w nocy. Większość czasu towarzyszył mu jego brat. Akrylowali połączenia płyt karton gips na poddaszu, kończyli szlifowanie ścian, zagruntowali większość poddasza pod malowanie, pomalowali też garaż. Zaszpachlowali koło parapetu w gabinecie, itp. W dużej mierze takie niby pierdółki, niby szczególiki ,a jednak zajmują mnóstwo czasu. Z plusów - to zrobili większość prac “na już”. Malowanie nie będzie wstrzymane ani opóźnione:)
Projektantka ogrodów obiecała nam, że postara się zrobić projekt podjazdu do 20 września. Słowa dotrzymała, a nawet zrobiła go dużo przed terminem:)
Najpierw dostaliśmy jedną propozycję.
I tu ciekawostka - ja byłam zachwycona miejscem na wrzosowisko i łukami ścieżki. Mężowi natomiast przypadło do gustu rozwiązanie z… budynkiem gospodarczym i koszami na śmieci… Chyba dla każdego wedle gustu i zainteresowań…:)
Mamy jednak wjazd na działkę pod kątem do naszej działki i garażu, dlatego zdecydowaliśmy z mężem, że podjazd też chcemy pod kątem zrobić. Tak, żeby praktyczne było codziennie wjeżdżanie i wyjeżdżanie z działki. Napisałam o tym do projektantki i już kilka godzin później dostałam dwie zmodyfikowane propozycje. A przecież nawet nie spieszy się nam tak bardzo z tym podjazdem. Chociaż jak patrzę na te propozycje, to aż się chce już to mieć zrobione, już sadzić roślinki…:) A ja przecież nawet nie przepadam jakoś specjalnie za takimi pracami:)
Szkoda, że inne tematy okołodomowe nie idą tak sprawnie i sympatycznie:(
Skłaniamy się z mężem ku tej ostatniej, jeszcze troszkę zmodyfikowanej tak, by dwa auta mogły się minąć na podjeździe (gdy jedno stoi pod garażem, drugie by mogło wyjechać spod wiaty na drogę). Dużo kostki i to kosztem mojego wrzosowiska:(, ale wydaje nam się, że tak będzie jednak praktyczniej i wygodniej w codziennym życiu.
No i w sumie trochę kostki też się przyda, córeczka będzie miała gdzie malować kredami, jeździć rowerkiem itp.
10 września 2019 w końcu mamy skończone sufity podwieszane:) Cena za całość - 24000 zł. Mąż uznał, że to “dobra cena”, bo dobra jakościowo wełna, wszędzie podwójne płyty karton gips są przykręcone, no i otynkowane ładnie są.
Ja się po prostu cieszę, że etap do przodu:) No i to pierwszy etap deweloperki, który po skończeniu prac nie wyszedł trochę drożej, niż we wstępnych szacunkach:)
Teraz pewnie jeszcze mąż się uprze, żeby te sufity szlifować, potem można odkurzyć poddasze całe, zagruntować ściany i sufit i będzie gotowe do malowania:)
Z prac typowo deweloperskich została nam tylko elewacja oraz hydraulik (wyposażenie kotłowni). Potem już tylko żmudne wykańczanie wnętrza i możemy się przeprowadzać:)
Podjazdu nie liczę do deweloperki, u mnie to podchodzi pod kategorię “Ogród”, tak samo jak ogrodzenie:)
W ostatnim tygodniu w domu obijały się o siebie dwie ekipy - płytkarzy i tynkarzy. Do tego mąż robił różne poprawki, montował parapety itp.
Niestety, nic tak naprawdę nie jest skończone.
Sufity podwieszane już w zasadzie gotowe, dzisiaj i jutro mają być czyszczone.
Płytki w łazience na poddaszu już prawie wszystkie położone, ale jednak jeszcze nie skończone.
Mąż założył parapet w łazience na poddaszu i u mnie w gabinecie. Ale w gabinecie “jeszcze nie skończone”. Został mu jeszcze jeden, w kotłowni.
W sobotę mąż zagruntował pod malowanie w zasadzie cały parter. Bardzo szybko mu to szło. Ale poddasza nie może gruntować, dopóki tynki na sufitach nie będą skończone i wyczyszczone. Dopiero wtedy możemy odkurzyć i gruntować.
Elewacja ma poślizg i mają zacząć 18 września. Nie wierzę już, że do końca miesiąca skończą:(
12.09 mają zamontować bramę garażową. Drzwi wejściowe też mają być przed elewacją, żeby mogli szpalety zrobić.
Podjazd ma być robiony w październiku. Żebyśmy po zamieszkaniu, na jesień, nie utopili się i my i nasze auto pod domem:)
Stolarz od mebli kuchennych, zapytany czy na koniec września zrobi meble, powiedział “ten temat jest możliwy”, więc pewnie nie zrobi na czas...
“Prawie gotowe” jest też ogrodzenie tymczasowe - potrzebne, by można było bezpiecznie wypuścić na fragment ogrodu dziecko czy psa:)
Mamy już wbite słupki (koszt 70zł), musimy tylko dokupić siatkę i zamocować.
W temacie ogrodzenia nie możemy z mężem dojść do zgody:) Ja chciałabym po prostu ogrodzić 3 strony działki (oprócz frontu) siatką na metalowych słupkach i to potem wszystko obsadzić jakimiś roślinami. Mąż nalega na lepsze, ładniejsze ogrodzenie z takimi gotowymi podmurówkami. Nie pamiętam jak to się nazywa. Twierdzi że te 3 boki w sumie (robocizna i materiał) będą kosztować 20 000. Ja nie wierzę, że tyle starczy, bo tam jest dobrze ponad 130 mb ogrodzenia do zrobienia.
Dzisiaj, 9 września, przyjechał malarz. Mówił, że malowanie całego domu szacuje na około 10 dni, czyli dwa tygodnie. Z naszym szczęściem ostatnio - dobrze będzie jak do końca miesiąca się uda:)
Z plusów takiego opóźnienia - nie ma już aż tak wysokich temperatur. Nie ma ponad 30 stopni, a jest po 24-25 w dzień. Więc farby będą sobie normalnie schły:)
W następny poniedziałek zaczynam urlop i będę kłaść panele. Zacznę od gabinetu, żeby poćwiczyć i potem już salon. Liczę na to, że zanim skończę parter, poddasze będzie już pomalowane. Jeżeli nie, to jeden dzień urlopu przeznaczę na zakupy - lampy i meble.
Ogólnie, idzie wszystko do przodu. Powoli, bo powoli ale jednak do przodu. Ale mamy już dość. Codziennie mąż prosto z pracy jechał na działkę, żeby coś podgonić. Wracał po 19. Córeczka mało ojca widziała, a w samą niedzielę niewiele nadrobią. Chyba 3 noce w ciągu tygodnia też spędził na budowie, szlifując dalej ściany (uparł się na to), robiąc jakieś poprawki. Przygotowując dom do malowania. I wracał o 2-3 nad ranem, a rano do pracy oboje… Jesteśmy już po prostu zmęczeni. A jednak nie możemy odpocząć bo musimy się przeprowadzić jak tylko dom zostanie odebrany. Tak szybko, jak się da.
Pocieszamy się tym, że już niedługo i będziemy u siebie i będziemy żyć normalnie, jak zwykła rodzina. W końcu:) Odpoczniemy, odstresujemy się, będziemy się delektować jadalnią i kuchnią na tym samym poziomie co salon. I w końcu będziemy żyć po naszemu, na naszych zasadach i tak jak my chcemy:)
W dniu 03.09.2019 roku zawitali do nas na budowę spece od przyłącza gazu. Mieli zacząć kopać, jednak jak na złość akurat tego dnia musiało padać…
Panowie ponowili próbę 04.09.2019 roku (w środę) i mamy już przyłącze gazu od gazociągu aż pod dom gotowy:)
Zostało tylko połączyć od zewnętrznej ściany garażu do rozłożonej już instalacji gazowej, ale to zrobi znajomy naszego hydraulika:)
Przyłącze gazu od gazociągu do skrzynki w linii ogrodzenia (3 metry) będzie kosztował niecałe 2500 zł bodajże (faktura dopiero przyjdzie).
Natomiast od skrzynki w linii ogrodzenia do zewnętrznej ściany garażu (13 metrów) kosztował nas 1200 zł.
W każdym bądź razie, mamy w końcu gotowe wszystkie przyłącza:)
Malarza musieliśmy przełożyć jeszcze o tydzień, ale w poniedziałek 9 września ma w końcu zacząć. Oby się udało bez kolejnych opóźnień.
Sufity podwieszane mamy gotowe, wczoraj zaczęto ich tynkowanie. Teoretycznie mają być gotowe na przyjazd malarza. Średnio już w to wierzę, ale najwyżej będą kończone gdy parter będzie już malowany.
Łazienka na parterze ma już skończone i zafugowane płytki.
Mąż narzekał, że za żółta fuga. Mnie się podoba. Bez niej płytki wyglądały trochę białawo, teraz bardziej w żółty kolor wpadają:)
Płytki na podłodze też już w dużej mierze położone. Te drewnopodobne płytki mnie się strasznie podobają. Nie za ciemne, nie za jasne, a ładne:)
Do kotłowni i do garażu kupiliśmy dużo tańsze płytki, za 18 zł/m2.
Łazienka na piętrze jest “w toku”.
Sufity podwieszane wciąż się rodzą. W bólach, ale do przodu:)
Stryszek wielkością nie będzie powalał, ale jakiś tam będzie.
29 sierpnia odwiedziła nas architekt krajobrazu, która zrobi nam projekt ogrodu:) Jej wizyta tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że to był świetny pomysł:) Prawda jest taka, że ani ja, ani mąż nic nie wiemy o roślinach, nie mamy też talentu do rozplanowania sensownego przestrzeni. A tak nie musimy się tym martwić i kombinować:) Miła odmiana:)
Mąż jej wizytę podsumował tak: "Bo to trzeba było na samym początku się z nią spotkać i potem byśmy wiedzieli gdzie ziemię sypać..." :)
21 sierpnia przywieźli płytki podłogowe. Mąż od razu kilka rozłożył, żeby zobaczyć jak wyglądają.
Po południu przywieźli też AGD: płytę indukcyjną, piekarnik, zmywarkę i pralkę. Kilku rzeczy brakuje, ale je już możemy dokupić bliżej terminu przeprowadzki. Na razie nie mielibyśmy gdzie składować.
I - co najbardziej cieszy - po jednym dniu widać efekty pracy płytkarzy - podłoga w dolnej łazience już pokryta kafelkami.
Faktycznie jest dosyć ciemna i może niezbyt wybitnie piękna, ale jak dojdą jasne płytki na ścianach to powinno być OK:)
Nasz generalny wykonawca powiedział, że “stanie na głowie”, żeby w tym tygodniu (do 24.08) skończyć u nas te nieszczęsne sufity podwieszane i zrobić poprawki przy otworach drzwiowych, pod montaż drzwi wewnętrznych. Ale jak na razie po długim weekendzie jest dalej przestój jakiś… Te sufity podwieszane tak strasznie się ciągną i ciągną… A tak niewiele zostało, by skończyć te “mokre i brudne” prace w środku. Moglibyśmy już posprzątać, wyczyścić ściany i podłogi, zagruntować.
Za to kurier dostarczył drugą umywalkę - Rima 50 do łazienki na poddaszu. Ta na szczęście dotarła w jednym kawałku:)
Okap się nie znalazł, sprzedawca oddał pieniądze i kupiłam w innym sklepie. Niestety z tym co chciałam są jakieś braki w dostępności, więc musiałam kupić troszkę mocniejszy i droższy (ale o tych samych wymiarach): okap Electrolux LFG 716X INOX, za 1398 zł.
17.08.2019 przywieźli płytki na dolną łazienkę. Kolekcja Domino Tanaka. Mnie się bardzo podobają, zwłaszcza te ze wzorkami (listki i fale). Ciemne są dosyć ciemne, ale nie będzie ich tak dużo, więc nie powinno być zbyt ciemno:) Oczywiście maż już panikuje, że “za ciemne, za ciemne” :)
Nie dogadałam się z mężem i kupił same płytki, bez kabin prysznicowych.
19.08.2019 mąż naprawił swój błąd:) i kupił kabiny prysznicowe, obie miski WC oraz umywalkę Rima 60. Okazało się, że umywalka w sklepie stacjonarnym BOZ była tańsza, niż zamówiona na necie (która do tego przyszła uszkodzona).
Kabiny prysznicowe mąż wziął dwie różne: jedną składaną Liga Kermi, a drugą z drzwiami otwieranymi. Ale po namyśle zdecydowaliśmy, że weźmiemy obie te składane. Zobaczymy, czy będziemy z nich zadowoleni:) Ale może faktycznie dzięki temu dosyć małe łazienki nie będą klaustrofobiczne? :)
Koszt:
Umywalka Rima 60: 500 zł
Miska WC Pack Gap Rimless Roca (bez kołnierza z deską wolnoopadającą): 981.60 za sztukę (2 sztuki)
Drzwi Liga Kermi mocowanie lewe 100 cm: 1725.36 zł za sztukę (2 sztuki)
Drzwi Liga Kermi mocowanie prawe 80 cm: 1437.54 zł za sztukę (2 sztuki)
Całość: 8789.00 zł. Na razie zapłaciliśmy 3000 zł zaliczki, reszta przy odbiorze.
Obie kabiny prysznicowe będą miały ostatecznie wymiar 100x80 cm. Te wszystkie elementy mają być dostarczone w ciągu tygodnia, więc sprzedawca wysłał nam mailem informacje o zakresie regulacji kabin, żeby nasi płytkarze wiedzieli, jak fugami tam kombinować.
20.08 mąż kupił płytki podłogowe do kuchni, wiatrołapu, korytarza: Rancho Ran 03 Ciemny Beż 20x60. 65.50 zł za metr kwadratowy. W sumie 23 m2 za 1509.06 zł. Na dniach mają je przywieźć:)
No i najważniejsze - wczoraj, 19 sierpnia, przyszli płytkarze:) Mąż w tamtym tygodniu zadzwonił do dwóch facetów, którzy byli wcześniej (z Oferteo:)) na wycenie. Wtedy im odmówiliśmy, bo zdecydowaliśmy się na tego, co miał zrobić sufit podwieszany i łazienki. Ale teraz zadzwoniliśmy do nich i zgodzili się przyjść w ciągu tygodnia:)
Wczoraj zdążyli już zrobić odpływy liniowe i wylewki w obu prysznicach.
Dzisiaj mają robić hydroizolację:)
Jakieś fatum naprawdę nad nami zawisło:( W środę 14 sierpnia zadzwonił pan od płytek, że “wczoraj złamał nogę”... Nie wiem na ile to prawda, ale nie ma to znaczenia… Istotne jest to, że musimy kogoś innego znaleźć, na już. Bo w zasadzie już można by kłaść płytki w łazience.
Przynajmniej sufit podwieszany na parterze zdążył skończyć:)
Jedyny plus ostatnich dni to to, że tego samego dnia (14.08) wykonawca zaczął sufity podwieszane na poddaszu robić. Teoretycznie, jak nic się nie skrzaczy, to w poniedziałek powinni skończyć.
Efekt jednego dnia pracy ma zdjęciach.
Zaczął się u nas jakiś bardzo pechowy okres.
12.08.2019 kurier przywiózł umywalkę Rima 60. Ja byłam wtedy w pracy, paczkę odebrała moja mama. Jak wróciłam z pracy, to ją odpakowałam. I kicha. Mocno uszkodzona jest. Ułamany fragment leży w środku:(
Protokołu szkody nie mam, ponieważ paczka była tak zapakowana, że nie widać było na niej żadnych uszkodzeń i moja mama nie pomyślała, żeby od razu przy kurierze cokolwiek otwierać.
Sposób zapakowania umywalki był następujący:
Umywalka owinięta cienką folią (nie rozpakowałam jej z niej do tej pory, ponieważ już przez tą folię widać uszkodzenie). Następnie zapakowana w zwykłe, kartonowe pudło. Na rogach pudła styropian (ale tylko na rogach). Pudło luźno oplątane taśmą z folii z poduszkami. To owinięte zwykłym papierem pakowym, sklejonym taśmą. I następnie całość owinięta czarną folia, różwnież sklejoną taśmą.
Przy takim sposobie pakowania nie ma możliwości zobaczenia uszkodzeń – na wierzchu jest czarna folia, nierównomiernie rozłożona, pod nią zwykły papier pakowy. Powoduje to nieregularny, nie sztywny kształt opakowania…
Zgłosiliśmy reklamację, ale nie mamy protokołu szkody, więc pewnie nie uznają:( A to cholerstwo 549 zł kosztowało...
Dzisiaj z kolei, 13 sierpnia, dostałam maila z innego sklepu, że mój okap zaginął na magazynie przewodnika. Zrobili reklamację, ale trwa to ponad tydzień więc już nie sądzą żeby się odnalazł…
Jak można zgubić okap? Przecież to nie jest aż taka mała paczuszka, waży też chyba coś?
Sklep chce postąpić bardzo w porządku. Od 22 sierpnia mają mieć w ofercie inny okap, droższy dużo, który chcą mi wysłać w cenie zaginionego. Tylko że to okap innej firmy, bez opcji Hob2Hood, na której mi zależało. Jak nie chcę tego droższego okapu, to oddadzą mi pieniądze. A ja bym chciała tamten oryginalny okap po prostu:)
Przynajmniej wykonawca dzwonił, że nie wie czy na jutro zdążą, ale od piątku mają zacząć sufity podwieszane robić. Oby, oby w końcu to chociaż ruszyło:)
W niedzielę 11 sierpnia byłam umówiona na budowie ze stolarzem znalezionym na Oferteo. Przyjechał zrobić pomiar schodów, wybrałam kolor lakieru, zapłaciłam zaliczkę. Schody mają kosztować 9000 zł, zaliczki zapłaciłam 3000 zł.
Ale gość przyjechał na czas, w miarę szybko, bez ściemniania, nie musiałam na niego czekać tygodniami. Więc jak na razie jestem zadowolona. Schody mają być gotowe na początku października. Chciałam na koniec września, ale nie zdążyłby. Mówił też, że wolałby je zamontować na końcu, już po kuchni itp.
Kolor jaki wybrałam to Teak 23-48. Na zdjęciu na prawo od panela podłogowego.
No i kolejne zaskoczenie, szok nawet. Hydraulik pojawił się na działce z maszyną do wygrzewania wylewek. No, tego to się nie spodziewałam. Ponad 2 tygodnie po obiecanym terminie, ale i tak się nie spodziewałam:)
Żeby ta nieszczęsna gazownia w końcu zrobiła nam przyłącze, to byśmy nie byli zdani na łaskę hydraulika:( Ale uzyskanie pozwolenia na rozbudowę gazociągu trwa chyba nawet dłużej, niż uzyskanie pozwolenia na budowę domu… A mamy od gazociągu do skrzynki w linii ogrodzenia 3 metry do zrobienia tylko!
08.08.2019 w końcu dotarły do nas płytki i wanna do łazienki na poddaszu. Miały być dostarczone 2 sierpnia, więc zaledwie tydzień obsuwy:) Niestety męża już nie ma, więc konieczność odbioru i przenoszenia tego spadła na naszego wykonawcę:(
Wanna w zasadzie zwykła, prostokątna, Excellent Ava 170x70. Kosztowała 567.94 zł, więc moim zdaniem jest ładna i niedroga:)
Do niej zwykły syfon wannowy Simplex 6168 (109.25 zł).
Płytki z kolekcji Domino Pinia, mnie się na żywo podobają dużo bardziej niż na wizualizacjach.
Płytki w sumie kosztowały 1706.11 zł.
Do tego:
taśma uszczelniająca Kerako Aquasto - 20 mb (123.40 zł)
Klej Adesilex P9 szary 25kg - 10 sztuk (427.60 zł)
Mapegum Mapei 5kg - 2 sztuki (195.70).
Już się nie mogę doczekać, kiedy te płytki będa przyklejone do ścian i podłogi:)
Stolarz od schodów nie odezwał się dalej. Wczoraj się wkurzyłam i wieczorem na moim ulubionym Oferteo złożyłam zlecenie. Zgłosiło się do następnego ranka dwóch chętnych. Jeden najbliższy termin miał na listopad. Drugi powiedział, że wciśnie mnie na wrzesień, bo schody zwykłe, bez udziwnień:) I cena mniej więcej - 9000 zł. Czyli w zasadzie tyle samo. Może nawet ciut taniej:) Umówiłam się z nim na tą niedzielę na pomiar i ostateczne ustalenia:)
Zastanawiam się nad kabinami prysznicowymi. W obu łazienkach wychodzą nam kabiny 80x100, po 2 ściany. W sklepie gdzie kupowaliśmy płytki i mieliśmy robiony projekt łazienki, namawiają nas na ścianki o grubości 6 mm. Mówią, że to jest w zasadzie standard. A mnie się wydawało, że 8 mm to standard, a 6 mm to takie tańsze, mniej solidne wersje. No i teraz już nie wiem co myśleć. Faktem jest, że kabina ze ściankami ze szkła hartowanego 6 mm (ale drzwi już nawet 5mm) kosztuje ok 600-800 zł. A taka sama, tylko ze szkła hartowanego 8mm - już ponad 2900 zł.
No i nie wiem na które się zdecydować:) Jeżeli te o grubości 6 mm są solidne, to nie chcę przepłacać niepotrzebnie. Ale też nie chcę mieć kabiny, której strach dotknąć:) A niedługo trzeba już podjąć decyzję i kupić, bo znowu mogą być obsuwy z wysyłką:)
Mamy wycenę kuchni po drobnych zmianach.
W wersji okleiny Kronospan K003 Craft Złoty Dąb z poziomo ułożonymi słojami - 12500 zł.
W wersji akrylowej z poziomo ułożonymi słojami - 17000 zł.
Obie przy założeniu, że może wyjść kilkaset złotych więcej.
Uznałam, że absolutnie nie warto tyle dopłacać do wersji akrylowej, więc zostaje K003 Craft Złoty Dąb:)
Spotkałam się też w środę 7 sierpnia jeszcze raz ze stolarzem na działce, doustalaliśmy ostatnie szczegóły odnośnie mebli kuchennych, szafek pod umywalki w łazienkach i zabudowę słupka pralki i suszarki. Teoretycznie, pod koniec września mają być gotowe. Zobaczymy, jak będzie w praktyce:)
01.08.2019 kupiliśmy w Majstrze listwy przypodłogowe.
02.09.2019 zamówiliśmy drzwi wewnętrzne Erkado Krokus 1 (gabinet, pokoje) i Krokus 3 (łazienki, garaż, spiżarnia i kotłownia). Szef firmy sprzedającej był na budowie zrobić pomiary. Mówił, że wiele rzeczy do poprawy ci od tynków muszą zrobić. Muszę zacząć gnębić naszego wykonawcę, żeby ten pogonił ekipę, która robiła tynki.
Hydraulik od poniedziałku miał zacząć jakąś swoją maszynką wygrzewać tynki. Oczywiście jest połowa tygodnia, a jego ani widu ani słychu...
Stolarz od schodów nie odezwał się. A obiecał, że na wrzesień zrobi wykończenie schodów i barierkę. Ciekawe jak, skoro nawet wciąż nie zrobił ostatecznego pomiaru? Dzwoniłam do niego, miał przyjechać i zadzwonić jak będzi jechał, oczywiście nie zadzwonił...
Sufity podwieszane na poddaszu najwcześniej zaczną robić w następnym tygodniu, Pod koniec tego tygodnia mam się dowiedzieć dokładnie kiedy.
A 20 sierpnia mają przyjść malarze. Czyli do tego czasu musimy zagruntować. Tylko jak zagruntować to, co nie istnieje? Ehhhhh….
Facet od ozdobnego sufitu podwieszanego i płytek jest słowny i solidny. Po urlopie ma kontynuować. Tylko jak, skoro płytki do górnej łazienki, które miały być dostarczone w środę 31 lipca, do tej pory nie dotarły? Sklep dzwoni codziennie z zapewnieniem, że dzisiaj kurier dostarczy, a potem twierdzą, że nie dał rady. Niby ok, zdarza się, ale męża nie będzie 2 tygodnie. Zostaję sama z dzieckiem, pracą i budową. Chcieliśmy chociaż te zakichane płytki i wannę rozładować póki on jest. I lipa… Ale podobno jutro (8 sierpnia) płytki i wanna przyjadą, a facet od płytek zgodził się je odebrać od kuriera i zanieść do domu…
Ozdobny sufit podwieszany w salonie i kuchni już w zasadzie gotowy. Koszt całkowity:
Robocizna 1100 zł
Materiały (dyble, wkręty, płyty karton-gips, stelaże itp.) 1233 zł (ale w tej kwocie jest też “zgubiony” koszt obudowy dwóch geberitów i trochę materiałów na sufit podwieszany w łazience)
Przynajmniej kupiliśmy farbę na cały dom (teoretycznie, zobaczymy czy faktycznie pójdzie tyle, ile wyliczyłam). Kupiliśmy 15 puszek 5 litrowych (144 zł za sztukę) oraz 5 puszek 2,5 litrowych (74,98 zł za sztukę) w Leroy Merlin. I dostaliśmy za te zakupy w sumie 18 bonów na 20 zł każdy na kolejne zakupy:) Jeden bon na każde 5 litrów farby (dwie puszki 2.5 litra także dają jeden bon).
Kupiłam też okap (1269.90) i dwie umywalki do łazienek: Rima 60 (521.50) i Nomia 50 (341).
Ta druga, jak się później okazało, sklep jej jednak nie miał i długo mieć nie będzie, więc muszę kupić jakąś inną.
Teraz już nie płacimy na raz w dziesiątkach tysięcy, ale raczej w setkach złotych. Jednak dużo częściej trzeba użyć karty. I w efekcie wcale nie znika z konta mniej pieniędzy. Jedynie bardziej podstępnie, w drobniejszych kwotach na raz. Ale im więcej kupimy, tym więcej będzie już załatwione i z głowy.
30 lipca budowę odwiedził pan sprzedający drzwi wewnętrzne. Zdecydowaliśmy się (za poleceniem znajomych) na drzwi Erkado. Ale dalej nie możemy się z mężem zgodzić co do modelu:) W każdym bądź razie sprzedawca przyjechał zrobić pomiar. Stwierdził, że kilka rzeczy muszą poprawić ci od tynków, zanim drzwi będzie można zamontować. Mąż oczywiście już załamany, ale według mnie nie jest źle:)
31 lipca naszą budowę odwiedził - w końcu! - hydraulik. Poprzestawiał te rury, co miał przestawić, zamontował zestawy podtynkowe itp. No i już zaczął coś mówić, że wygrzewać wylewki zacznie od poniedziałku. Grrr... w poniedziałek nie będzie już męża i ja będę musiała do niego wydzwaniać i pilnować. Lipa:(
Kupiliśmy panele podłogowe. 125m2. Krono Original Appalachian Hickory, laminowane, 10mm grubości. AC4. Mnie się bardzo podobają. Mąż panikuje, że za ciemne będą:) A tak naprawdę to wolałby takie, co bardziej w czerwone odcienie wpadają. On ma jakieś skrzywienie w kierunku czerwieni:)
W Majstrze mieli 27 paczek paneli. Resztę dowiozą za ok 2 tygodnie. W sumie to nawet lepiej, bo nie bardzo mamy je gdzie trzymać:) A tak to może uda się je odebrać już po wygrzaniu wylewek:) No i bon na kolejne zakupy dostaniemy i tak:)
Dzisiaj za 27 paczek zapłaciliśmy 2483.73 i dostaliśmy bon na 745.12.
Za resztę (47 paczek) zapłacić mamy w sumie 4323.61. I wtedy dostaniemy bon na 30% z tej kwoty:)
Także 31 lipca (wszystko to kosztem dnia urlopu) zrobiliśmy drugi projekt dolnej łazienki. Pierwszy nam się bardzo podobał, ale kolekcja płytek została w międzyczasie wycofana ze sprzedaży:( Tym razem stanęło na Cersanit Tanaka, co w sumie nawet dobrze się składa - płytki ładnie się komponują z moją drugą “fanaberią” (i tak nawet nie zbliżyłam się jeszcze do kosztu rolet:)) - panelem szklanym z grafiką na jednej ścianie.
Grafika nie jest w wersji ostatecznej - planuję tam dać zdjęcie wodospadu w jesiennych kolorach, ale niekoniecznie akurat to zdjęcie:)
Niestety, nie udało nam się zdążyć ze wszystkim, co zaplanowaliśmy na jeden dzień. W zasadzie do momentu odebrania córeczki ze żłobka załatwiliśmy może połowę spraw, a potem to już w zasadzie nic więcej. Więc jutro pewnie kontynuacja:( Szkoda tylko cennych dni urlopu:)
W sobotę 27 lipca Pan Koparkowy, który robił drogę, przywiózł nam 3 wywrotki ładnej ziemi, a potem ją rozsypał na działce.
Brakuje jeszcze trochę ziemi na taras, reszta jest w miarę fajnie już.
Z tarasem planujemy najbliższe 2 lata mieć tam położoną sztuczną trawę. Potem, jak ta ziemia się ubije, zrobimy porządny taras:)
Na samej działce mamy ziemię rolną klasy IIIb. To przysypaliśmy 17 wywrotkami gliny. Potem doszło jeszcze kilka wywrotek różnej ziemi. Na to ziemia z drogi, no i na wierzchu ładna, dobra ziemia:)
No i się teraz zastanawiam, co z tym misz-maszem zrobić? Może poprosić kogoś z traktorem, żeby to zaorał i zbronował? Żeby przemieszać te różne warstwy ziemi? A może warto by tam teraz walnąć przed wymieszaniem jeszcze piach, żeby zrównoważył trochę glinę?
W poniedziałek 29 lipca panowie z Tyczyna puścili nam pod dom światłowód. Kopali sąsiadowi, to przy okazji puścili i u nas:) Za to nic nie zapłaciliśmy. Dopiero jak kupimy router mamy się do nich zgłosić i podpisać umowę:) Ale zawsze to coś do przodu, i to tym razem bez wydzwaniania, proszenia i sępienia:) Miła odmiana.
Mąż spędza kilka dni urlopu pracowicie, na działce. Za kilka dni wyjeżdża służbowo do Izraela na dwa tygodnie, więc stara się troszkę nadgonić z budową, podomykać kilka pierdółek. W poniedziałek spotkał się z elektrykami, robili podłączenia do rolet, pokazali mu też, jak różne gniazdka montować. 30 lipca mąż ostatecznie podłączył wszystkie rolety. Działają, każda się zamyka i otwiera. Oprócz tej w kuchni - wychodzi na to, że m=brat męża niechcący przeciął kabel, jak coś robili. Trzeba to będzie naprawić:)
Wstępny plan jest taki, by przed męża wyjazdem kupić jeszcze farby, płytki na dolną łazienkę, płytki do korytarzy i kuchni, drzwi wewnętrzne i panele. W Majstrze jest obecnie promocja i zwracają 30% zakupu w bonie na kolejne zakupy. Co przy wybranych przez nas panelach daje ok 2000 zł w bonie, które można przeznaczyć na farby, listwy przypodłogowe itp. Tylko nie bardzo mamy gdzie to wszystko składować:(
Dopadło nas zmęczenie i znużenie budową. Już nam się nie chce, w zasadzie jakoś tak dużo mniej zależy. Byleby skończyć, przeprowadzić się i mieć to za sobą.
W czwartek 25 lipca nasz wykonawca od sufitu podwieszanego skończył go w salonie. W kuchni konstrukcja już jest, ale jeszcze nie zaszpachlowana. Tak jak się umawialiśmy od początku, wykonawca wróci 19 sierpnia, po urlopie. Dokończy sufit podwieszany i przejdzie do łazienek. Odpływy liniowe, wanna, płytki itd. Na plus - jak na razie jest terminowy, uczciwy. Nie ściemnia, jak ma być to jest, jak ma go nie być, to mówi o tym od samego początku. Więc uważam, że dobrze trafiliśmy:)
Sufit podwieszany w salonie (jak to określił brat mojego męża - podsufit) mnie się podoba. Jest półeczka na taśmę LED, zasłoni też karnisze, więc jest to, co chcieliśmy.
Po rozmowie z kolegą, który ostatnio skończył malowanie domu kilkoma rodzajami farb, zdecydowałam, że w zasadzie całość pomalujemy Magnat Ceramic. Kolega mówił, że 2 malowania kryły ładnie, a farby nieceramiczne musiały być nakładane 3 lub 4 razy. No i do mnie przemawia fakt, że tą farbę łatwiej wyczyścić. Przy małym dziecku i psie ma to znaczenie:)
Ostatnio kupiliśmy próbniki kilku kolorów. Mąż pociapał nimi kilka ścian. I kolory na tyle ładne, że teraz nie wiemy na jakie się zdecydować:)
Ogólnie, to nie do końca wiemy, co chcemy. Nie chcemy malować na biało. Nie chcemy mieć pstrokato. Ale nie chcemy też, żeby było mdło:) Więc nie wiem, co z tego naszego doboru kolorów wyjdzie:)
W piątek 26 lipca byliśmy kupić wybrane wcześniej płytki do łazienki. No i tu wtopa - kolekcji, która miała być w łazience na parterze, nie ma już w sprzedaży:(
Kupiliśmy więc płytki, wannę i syfon do górnej łazienki (kosztowało to 3200 zł w sumie), a w środę 31 lipca jesteśmy umówieni na wybór innych płytek do dolnej łazienki. Tyle, że nam się już po prostu nie chce…
Mąż kupuje co chwila jakieś kontakty, gniazdka, przełączniki. Uzbierało się już tego porządne pudło, a poszło już tylko na to 1377 zł. I to podobno nie wszystko jeszcze:)
Hydraulik ciąglę opóźnia swój powrót na budowę. Teraz twierdzi, że będzie na pewno najpóźniej w środę 31 lipca.
Stolarz od schodów miał być 2 tygodnie temu, na ostateczny pomiar powylewkowy. Teraz twierdzi, że będzie na pewno w tym tygodniu.
Stolarz od mebli kuchennych też nie odbiera telefonu ani nie oddzwania. A jak już odbierze to mówi, że już dzisiaj da wycenę. I cisza...
No i tak się to toczy, coraz wolniejszym tempem. Ale z każdym małym szczególikiem jesteśmy trochę bliżej przeprowadzki na swoje:)
W piątek 19 lipca kurier przywiózł nasz zlewozmywak narożny Primagran Monaco, granitowy, z dodaną powłoką antybakteryjną. Do tego pasujący dozownik na płyn (400ml), bateria kuchenna (Prima 9000) i syfon automatyczny dwukomorowy. Cena za całość: 755 zł.
Zlewozmywak nam się bardzo podoba, jest duży:) Ma dodatkową mniejszą komorę z jednej strony komory głównej, a mały ociekacz z drugiej.
Czarny zlewozmywak podobno ciągle trzeba wycierać, żeby nie było zacieków. Ale liczymy trochę na to, że nakrapiany białymi plamkami nie będzie aż tak upierdliwy w użytkowaniu:)
W sobotę byłam z córeczką obejrzeć fronty meblowe Kronopolu. Mała aż sapnęła ze szczęścia, jak zobaczyła te wszystkie dostepne dla niej kolorowe deseczki. Popędziła je układać, przekładać i przenosić:)
Ja sobie w miarę na spokojnie (o ile to możliwe monitorując cały czas małą i jej działania) obejrzałam te fronty. Wniosek: jest mnóstwo pięknych kolorów, z widocznymi słojami. Teraz trzeba coś wybrać. Wstępnie skłaniamy się ku Kronopol K003 Craft Złoty Dąb. Albo Restol 915 Dąb Gladstone. Zastanawiam się jednak, czy te kolory nie są troszkę za jasne. Jednak bardzo mi się podobają:)
W sobotę kupiliśmy też zamówione kilka dni wcześniej do sklepu AGD. Obejrzeliśmy je, zrobiliśmy zdjęcia numerów seryjnych i zapłaciliśmy. 7556,70 zł za 4 sprzęty:
Płyta indukcyjna Electrolux EIS62443 SenseBoil (1899 zł). Spodobało mi się w niej to SenseBoil, Hob2hood, sterowanie każdym polem oddzielnie, 3-stopniowe ciepło resztkowe.
Piekarnik Electrolux E0C8P31Z SteamCrisp (3299 zł). Jeden z nielicznych piekarników, które udało mi się znaleźć, posiadający jednocześnie termosondę, gotowanie na parze oraz czyszczenie pyrolizą. Dodatkowo ma zimną szybę piekarnika (na tym mi baaardzo zależało, ze względu na córeczkę, ale 3 lub 4 szyby ma już chyba w zasadzie każdy piekarnik:)) oraz szybkie nagrzewanie. Zakres temperatur 30-300 stopni C (dużo oglądanych przeze mnie piekarników miało zakres temperatur do 250 stopni). Dodatkowo ma gładki front, bez pokręteł, samo sterowanie dotykowe - powinno być łatwiej utrzymać front piekarnika w czystości.
Zmywarka 45 cm szerokości (to mój świadomy, przemyślany wybór, a czy dobry to się okaże w ciągu kilku miesięcy użytkowania) Electrolux ESL4655RO (1849). Ma kosz na sztućce, a nie szufladę, ale umieszczony tak, że powinno w nim dobrze domywać. I sztućce nie będą blokować tabletki. Zmywarka ma funkcję AirDry, szybkie mycie 30 minutowe w 60 stopniach (ten cykl zużywa tylko 6 litrów wody). Ciekawa jestem, czy się nam sprawdzi:) Klasa energetyczna A+++.
Pralka LG SteamSpa F2J6WY1W Slim (1699 zł) - ma 45 cm głębokości, pojemność 6,5kg (nie chciałam większej, z powodu ilości miejsca jakie mamy na pralkę i suszarkę), pranie parowe, silnik inverterowy. Klasa energetyczna A+++. Planowaliśmy kupić pralkę BOSCHA w podobnej cenie i rozmiarze, ale w sklepie namówili nas na tą LG. Podobno są teraz lepsze od BOSCHA, który robi dużo gorszy sprzęt niż lata temu. Czy to prawda, to się dopiero okaże:) Jako, że pralka była naszym czwartym (najtańszym) przedmiotem, to jej cena zmniejszona została o 70%. W efekcie zapłaciliśmy za nią 509 zł z groszami.
Te 4 elementy AGD kupiliśmy z takiej (moim zdaniem) dobrej średniej półki. Czy warto było dopłacać do tych opcji, na których mi zależało? To się okaże w ciągu najbliższych lat, jak już będziemy tego sprzętu używać na co dzień:)
Obecnie jest też promocja Electroluxa i - teoretycznie - powinniśmy dostać 1000 zł zwrotu. Jeżeli to przejdzie, to płyta, piekarnik, zmywarka i pralka kosztować nas będą 6500 zł z groszami. Wydaje mi się to znośną ceną za ten sprzęt:)
Wciąż musimy kupić nieszczęsny okap (juz wybrałam, ale nie ma go w sklepach), mikrofalówkę wolnostojącą, suszarkę Candy Slim (tu nie ma w zasadzie żadnej innej opcji) oraz - ewentualnie - lodówkę. Moja mama chce nam dać jedną ze swoich lodówek (ma dwie, białą i inox), bo już jej nie będzie tyle potrzebne, jak się wyprowadzimy:) No i rozważamy tą opcję:) Lodówki dosyć stare już, wyeksploatowane, ale działają, więc jeszcze jakiś czas mogłaby nam posłużyć.
Wytargowaliśmy ostateczną cenę za kładzenie płytek w łazienkach. Z tym samym wykonawcą, co zaczął robić sufit podwieszany w salonie.
Łazienka na dole - 1500 zł. W zasadzie całość, tylko zabudowę geberitu mąż chce robić. No i jedna ściana płytek nie ujęta w wycenie robocizny - chcę dać tam panel szklany z grafiką. Mąż nie chce, więc na razie los tej ściany jeszcze nieznany jest:)
Łazienka na poddaszu - 2700 zł. Także całość, oprócz zabudowy geberitu - to mąż chce zrobić sam.
Rolety mamy zamontowane. Kolor Złoty Dąb. Monterzy zamontowali je w sumie w jeden, niecały nawet, dzień.
Nie daliśmy ich tylko do wąskich okienek w łazience na parterze oraz do kotłowni. Wydają się być na tyle małe, i na tyle wysoko umieszczone, że rolety nie będą potrzebne.
29 sierpnia ma przyjść elektryk by je podłączyć. Więc na razie rolety są, ale nie działają:)
Z wtop - okno w kuchni ma coś nie tak, chyba jest po prostu za wysoko. W każdym bądź razie, nie da się zrobić blatu kuchennego i parapetu jako całość (bo blat by musiał być do wysokości 96 cm, a to o wiele za wysoko). Ja w zasadzie nie mam zdania, jak lepiej. Czy tak jak miało być - blat i parapet na tym samym poziomie, jako całość. Czy tak jak musi być - blat trochę niżej, a parapet okna kilka cm wyżej. W opcji pierwszej wszystko wygląda jednolicie. W opcji drugiej, roślinki na parapecie nie będą doniczkami włazić w talerze:) Mąż jednak bardzo niepocieszony, bo chciał koniecznie mieć blat i parapet na jednym poziomie. Ale ścinanie dobrych kilku cm muru (w tym ciepłego parapetu) żeby obniżyć ten parapet jest bez sensu.
Dom w Pięknotkach Kielce 2024
przez Jjunior11
Koniec z dachem
przez Pietrus
Sypialnia
przez Doris
Dechy na dachy
przez Pietrus
Mamy Okna!!
przez Krzysztof_M
2024 © ARCHON+ Biuro Projektów - Tradycyjne i nowoczesne gotowe projekty domów - autorska pracownia architektoniczna założona w 1990r. przez arch. Barbarę Mendel
Z uwagi na ciągłe doskonalenie procesu powstawania projektów (zgodnie z normą ISO 9001), prezentowane na stronie projekty domów mogą nieznacznie różnić się od dokumentacji technicznej.
Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych w naszym sklepie, dostosowania ich do Państwa indywidualnych potrzeb korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies użytkownik może kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszego serwisu internetowego, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje stosowanie plików cookies. Więcej informacji zawartych jest w polityce prywatności.