Zostaliśmy zakablowani! i zakablują nas jeszcze bardziej. To znaczy nasze idaredy. Kabli, kabelków całe mnóstwo, choć sprytnie ukrywane przez elektryka i puszczone w wylewkach a nie w ścianach wszystko... No zobaczymy co z tego będzie.
Z dobrych informacji to taka, ze tynkarze będą za dwa tygodnie a nie po niedzieli - a dobra dlatego, że będziemy robić rekuperację a ja nie chcę podwieszanych sufitów w salonie i trzeba rozprowadzenie zrobić po podłodze na górze i przebić się przez strop. A to robota przed tynkami.
Nie przypuszczałam, że tak bardzo ucieszę się z opóźnienia ;) co prawda burzy nam to porządek ale może nie będzie tak źle i resztę ekip uda się jakoś zgrać tak, żeby nie było większej obsuwy ;)
Nasze Idaredy zostały zapuszkowane. W białych ścianach Ytonga pojawiło się mnóstwo pomarańczowych i kilka niebieskich okrągłych ozdób - to nasze puszki ;)
Pan Elektryk rozpoczął układanie kabli... po naszej wizycie wczorajszym popołudniem rozpoczął demontaż niektórych puszek i montaż kolejnych nowych - zmieniła mi się wersja projektu instalacji elektrycznej. Myślałam, że Pan Elektryk będzie mnie chciał zabić ale podszedł do tego na spokojnie. Czyli nie jest z moim marudzeniem tak źle.
Księgowy przez tydzień nie był na budowie - biedactwo załatwiło sobie zapalenie płuc w środku lata! Oczywiście, jako że Księgowy jest płci męskiej znosił chorobę z godnością ;)
Gorączka minęła mu po 3 dniach i zaczął udawać, że nic nie wie o chorobie - nota bene fajnie było jak był w domu, posprzątał, obiad ugotował i nawet wyprasował moje sukienki!!!
Wracając do budowy - elektryk kończy w tym tygodniu a od przyszłego mają wejść z tynkami. I potem już nie będzie odwrotu. To co wymyśliłam tak już zostanie na zawsze...no może na kilka lat ;)
Instalujemy - wod-kan gotowa, elektryka w trakcie!
Zostaliśmy "orurowani", to znaczy nasze idaredy zostały wyposażone w rury kanalizacyjne i wodne. Ekipa w dwa dni się ze wszystkim uwinęła. Mamy też wyprowadzone rury pod instalację solarów, których raczej nie będzie, no chyba, że za jakiś czas wpadniemy na to, że jednak chcemy je mieć.
Na budowie pracuje elektryk, zamontował już puszki... ale chyba będzie musiał coś zmodyfikować, bo mnie się w głowie zmodyfikowało. Zmiany niewielkie, raptem korytarz-łazienka-schody i w łazience na górze. Pan elektryk na pewno się ucieszy ;)
Tynki już czekają na budowie, więc kiedy tylko elektryk skończy robotę wchodzą tynkarze... To tempo mnie przeraża. Jeszcze rok temu załatwialiśmy papierologię, jesienią robiliśmy fundamenty, wiosną ruszyły ściany a tu już instalacje.
Tempo nie pozwala na myślenie i kombinowanie, jak, co, kiedy, a może jednak inaczej.
Cały czas w głowie mam dolną łazienkę, z którą, ze względu na zmiany jakie wprowadziliśmy mam największe kłopoty aranżacyjne i drewno na podłogówkę. Chciałabym aby drewno było jasne ale też żeby było dobre, miało dobrą przenikalność i odpowiednią kurczliwość...
Przygotowujemy się do kolejnego etapu. Instalacje! Super, takie proste i banalne. Chcę mieć dużo kontaktów w kuchni, ciche włączniki do światła i ładne lampy! Co tu kombinować wszystko jasne! No i ozdobne oświetlenie przy karniszach i na schodach! Co tu tłumaczyć?! Przecież to jasne jak słońce! A i zapomniałam chcę mieć gładkie tynki diamant, które Maja swoją strukturę i trudno ją potem gipsem naśladować.
Upss, a Pan elektryk zadaje trudne pytania, typu w którą stronę się będą otwierać drzwi? Nie wiem. A skąd mam to już wiedzieć?! Ja nawet nie wiem jakie chcę drzwi, tzn. wiem ale nie ma gwarancji, że nie zmienię zdania. ;) Lampa ma wisieć dokładnie na środku stołu. Proste! A jaka szerokość tego stołu? A długość? Jedyne co wiem odnośnie do stołu to, to, że chciałabym żeby miał grube nogi i gruby drewniany blat. Ale za to wiem jakie chcę mieć krzesła. Przynajmniej dziś takie chcę, bo co do jutra… No jasne, że schody to mają być dobrze oświetlone, prócz ozdobnego oświetlenia, co do którego też nie wiem jakie ma być dokładnie. I skąd ja mam już wiedzieć czy na schodach będzie kinkiet czy wisząca lampa.
Kolejna bezsenna noc za mną – myślę, że jeszcze kilka, kilkanaście przede mną.
Góra była w miarę łatwa do ogarnięcia, ale dół to koszmar. Dobrze, że mam jeszcze chwilę na zastanowienie. Sen z powiek spędza mi domofon i sterownik do pieca. No i ogrzewanie.
Marzę o drewnianej podłodze w salonie i podłogowym ogrzewaniu, ale podłogę chciałabym jasną, żeby nie było widać kurzu. No cóż z natury jestem leniwcem i bieganie z mopem nie należy do moich ulubionych zajęć.
Długa droga przed nami. Chciałabym żebyśmy wszystko urządzili i „zaprojektowali” sami, żeby ten dom był NASZ, a nie wizją architekta.
Niby oczyma wyobraźni widzę wszystkie pomieszczenia, niby wiem jak chciałabym, żeby ostatecznie wyglądały ale zdaję sobie też sprawę, że będę w tym domu mieszać przez lata i chciałabym, żeby to co ładne, co mi się podoba było też funkcjonalne i nie generowało zbyt wiele mojego wysiłku na sprzątanie.
Nareszcie w naszym domku mamy wszystkie okna i rolety. Jak dobrze pójdzie na budowie w najbliższych dniach pojawi się elektryk i pan od wody, kanalizacji i c.o.
Na ścianach już są poznaczone włączniki i kontakty elektryczne. Ponieważ wprowadziliśmy pewne zmiany w dolnej łazience nie wiem czy włączniki do światła będą w dobrym miejscu. Nie wiem też gdzie zamontować domofon i sterownik do pieca.
Z dobrych wiadomości nasza działka zostanie uzupełniona o 3 wywrotki ziemi. Musimy podnieść poziom działki o jakieś 50-60 cm. Jeśli ziemi będzie mało to dojedzie jej więcej. Na szczęście ziemię mamy po sąsiedzku.
Na budowie pracował też Księgowy, zabiliśmy bramę garażową deskami. Efekty pracy na zdjęciach ;) Jak dla mnie bomba. Czekają nas jeszcze drzwi wejściowe, które musimy zrobić sami, zapewne z płyty osb. Widziałam takie w Internecie i wydaje mi się, że podołamy z Księgowym takiemu zadaniu.
Mamy upragniony stan surowy (prawie) zamknięty!!!
Księgowy w Sejmie załatwia jakieś sprawy a ja pilnuję budowy. Kontroluję czy aby na pewno okna dobrze montują i czy to takie jak zamawialiśmy. Okna się zgadzają, panowie całkiem sprawnie i szybko montują i nagle ZONK! Klamki są w kolorze czerni. Niby tłumaczą mi, że to czekoladowy, ciemny brąz ale one za nic nie chcą od tych tłumaczeń zbrązowieć. Są czarne i już! No a ja czarnych nie chcę. Panowie zabiorą klamki i przywiozą ładniejsze, pasujące do okien. Na czarne to się nie umawialiśmy!
Jutro druga tura montażu okien a na poniedziałek mają być rolety. Wtedy będzie już prawdziwy SSZ! I oczywiście jak zdążymy dorobić bramę garażową z desek po szalunkach i drzwi wejściowe.
Udało mi się też załatwić ziemię. Trzeba wyrównać działkę o jakieś 30-60 cm. Sporo, więc i parę wywrotek ziemi przyjedzie. Trzeba będzie to rozsypać po działce, nie wiem dlaczego ale już mnie bolą ręce od roboty ;)
Zbliżamy się ku kolejnemu etapowi, który powinien zakończyć się jeszcze w tym tygodniu. Potem zaczną się instalacje, tynki i wylewki, no i wymuszona przerwa. Przed nami kupno ziemi, dużej ilości ziemi. A jak już ta ziemia będzie to trzeba zamontować zbiornik na deszczówkę.
Czeka nas też rozwiązanie ważnego problemu. Otóż, sąsiadka, na której działce stoi słup energetyczny nie zgodziła się na przekopanie działki (ok.2 metrów!) i pociągnięcie kabla do nas. Jeśli się to nie uda, to albo dostawią nam słup na naszej działce (będzie słup koło słupa) albo coś wyczarują. Może uda się z drugiego słupa pociągnąć.
Nadmienię, że u tejże sąsiadki na działce rosną chwasty i nic się tam nie dzieje, a u sąsiadów, przez których działki miałby być ciągnięty prąd z drugiego słupa, rośnie ładna trawa, drzewka i krzewy.
Nie będę gdybać i kombinować, poczekamy zobaczymy.
Czasem myślę, że jak do tej pory wszystko szło bardzo sprawnie, więc musi być coś, co będzie nam spędzać sen z powiek.
Tymczasem czekam na wieści o oknach i ich montaż, i szukam ziemi, żeby wyrównać działkę.
Trzymajcie kciuki!
Wczoraj udało nam się sprawdzić szczelność dachu. Odetchnęłam z ulgą, kiedy okazało się, że dach nie przecieka.
Poza tym na budowie nic się nie dzieje. A szkoda, bo przyzwyczaiłam się już do tego tempa prac i do tego, że każdego dnia coś nowego przybywa.
Mam za to o czym myśleć. Muszę "urządzić" dolną łazienkę. Ponieważ zmieniliśmy trochę projekt, to teraz muszę wykombinować jak zmieścić w tej małej i nieustawnej łazience wc, prysznic i umywalkę i z czego i jakie zrobić drzwi do pralki pod schodami. Wiem już, że umywalka musi mieć jeden bok o szerokości maksymalnie 33 cm i jest to wyzwanie aby taką kupić. Muszla klozetowa też byłoby fajnie gdyby była mniejszych rozmiarów, ale żeby też była wygodna. Poza tym muszę przemyśleć czy na górze w korytarzu wieszać grzejnik czy zrobić podłogówkę. Na górze podłogówka będzie na pewno w łazience i garderobie, bo szkoda mi ściany na kaloryfer. Na dole podłogówka ma być wszędzie, w salonie ukryta pod deską bo salon w płytkach do mnie nie przemawia.
No i pora najwyższa wziąć się za zbiornik na deszczówkę i doprowadzenie wody opadowej z rynien do tegoż zbiornika.
A z miłych rzeczy to planuję sobie meble kuchenne i rozmieszczenie sprzętów, co sprawia mi wielką frajdę. Trzeba też będzie zaprojektować pokoje dzieci i górną łazienkę. Sypialnia zaprojektowała się poniekąd sama bo zabieramy ze sobą stare łóżko, toaletkę i szafki nocne. Lampy pewnie też.
Dzisiaj byliśmy z Księgowym na budowie, żeby trochę posprzątać. Ale co można sprzątać o godzinie 20! Ogarnęliśmy z grubsza teren, dzieląc śmieci na plastik, puszki i papier. Uzbierało się tego trochę, ale na szczęście jutro zostanie to wszystko wywiezione. Szczerze mówiąc, nie zauważyłam jakiejś specjalnej różnicy przed tym co było a co jest po sprzątaniu ;)
Czekamy teraz na okna i na skończenie dachu (kominek do wentylacji kanalizacji i podmalowanie dachówek przy oknach w miejscu przecięcia i na zaginione kolanka do rynien).
Czekanie jest dla mnie dość trudne, za dużo wtedy myślę i się zastanawiam.
I teraz mam dwa dylematy, czy podbitkę zrobić już teraz, czy po ociepleniu dachu, po tynkach wewnątrz czy po elewacji, no i jakie drewno w salonie na podłogówce???
Jak to czekanie potrwa jeszcze dłużej to zacznę już się zastanawiać jakie zasłony będą wisieć w naszym domu...
Dach mamy już kompletny, no prawie kompletny, bo nadal brakuje kominka wentylacyjnego do kanalizacji, który ma dojechać. Brak również rynien spustowych, bo zaginione kolanka jeszcze się nie odnalazły.
Oczywiście szczelności dachu nie sprawdziłam, bo Księgowy stwierdził, że pojedziemy później. To później jeszcze nie nastąpiło, choć minęła ponad doba. Poza tym nie ma po co jechać, bo nawet jeśli dach przeciekał - co mam nadzieję nie miało miejsca - to do tej pory już wszystko wyschło. Pozostaje nam czekać na kolejną ulewę ;)
Tak à propos Księgowego, to jak Księgowy mówi "zaraz" albo "już", "za chwilę" to są to tak nieokreślone i raczej dość odległe czasy, że czasem zapominam czego to "zaraz" dotyczyło!
Więc właśnie testujemy szczelność dachu. Nie wiem jak u Was ale u nas leje jak z cebra! Będzie trzeba podjechać na budowę i sprawdzić czy panowie "dachowcy" dobrze się spisali czy coś spartaczyli. Pozytywne jest to, że umyje nam się trochę dach i będzie ładniejszy ;) Z zadań na najbliższe dni: trzeba też podjechać do banku (tzn. wysłać Księgowego) i wziąć drugą część z pierwszej transzy kredytu. Musimy rozliczyć się z wykonawcą, zapłacić za okna i rolety. Zastanawiam się też czy nie zrobić już pierwszych porządków na działce. Nie żebym chciała coś sadzić czy kopać, ale pozbierać to co zostało po ekipie budowlanej i kupić ziemię, żeby trochę wyrównać teren... tak pewnie ze 20 aut ziemi trzeba, albo i z 40!
No to dzisiaj zakończyliśmy dach! Mamy SSO! Jeszcze dojdą rynny spustowe, ale "zaginęły" kolanka i kominek do wentylacji, który jeszcze nie dotarł. No i trzeba podmalować dachóweczkę przy oknach, bo widać czerwone nacięcia.
Nieskromnie powiem, że i tak jest pięknie!
Jak najlepiej rozpocząć sobotę? Od telefonu wykonawcy z pytaniem jak kładziemy dachówkę, bo ekipa już jest na budowie!!!
Po wczorajszej imprezie (Księgowy) i nieprzespanej nocy (kierowca Księgowego - czyli ja) zostaliśmy rano wyrwani ze snu dzwonkiem telefonu. Och jaka byłam zła, że ktoś śmie mnie budzić o ósmej rano w sobotę! (tak jakbyśmy w sobotę spali kiedykolwiek dłużej niż nasz mały kochany Budzik, w weekendy i wszelkie święta nastawiony na 6 lub 7 rano, a w dni powszednie, czyli przedszkolne, trudny do wyrwania z łóżka koło 7!). Zaspany Księgowy odbiera telefon i szepce, że to wykonawca. No myślę, coś się stało! Nie jest dobrze, skoro tak w sobotę rano telefon. Ekipa od dachu zrejterowała, albo dachówkę przestali produkować (choć niby od niedawna jest na rynku) i nie będzie jej na składzie...
I nagle Księgowy pyta mnie, jak chcemy mieć położoną dachówkę bo ekipa czeka na budowie. No jak to jak?! Ładnie!
Ale prosto, jedna pod drugą czy na przekładkę? hmmm, to my oddzwonimy, poszukamy w necie jak to wygląda i podejmiemy decyzję!
Kilka zdjęć z internetu i już wiadomo, jedna pod drugą.
Chyba już nawet poranna kawa, bez której nie potrafię się obudzić nie będzie potrzebna. Jedziemy zatem na budowę na dziewiątą. Ekipa od dachu na dachu uwija się i już widać jaki będzie nasz dach. Co prawda dopiero zaczynają ale już można się zorientować - oczywiście jak użyje się odrobiny wyobraźni.
No nic, po upewnieniu się co do lokalizacji okien dachowych, wracamy do domu. Trzeba w końcu ugotować obiad i posprzątać trochę.
Po godzinie 15 znów jedziemy na budowę, przekonani jesteśmy, że udało się ułożyć 1/4 dachówki, a tu kolejna niespodzianka. Jedna strona już gotowa, z drugiej jakaś 1/4 zrobiona. Idzie to dość sprawnie i jak nic się nie wydarzy to w poniedziałek, najpóźniej wtorek dach będzie gotowy!
PS. Powiem Wam w tajemnicy, że nie spodziewałam się, że ta dachówka będzie taka ładna ;)
Nareszcie dojechała dachówka. Wczoraj pojechaliśmy na budowę zabezpieczyć balkony, żeby bawiące się dzieci na osiedlu nie zrobiły sobie krzywdy. Bo to, że na ścianie wisi tabliczka z informacją, że to teren budowy i wstęp wzbroniony, nie specjalnie odstraszy dzieci przed zwiedzaniem naszych włości.
Podjeżdżając pod dom zauważyłam, że ekipa zamiast zabrać swoje sprzęty wystawiła je przed dom i ładnie zapakowała! Okazało się, że to nasza dachówka!
Dzisiaj dojechały rynny, więc już prawie komplet. Teraz jeszcze tylko okna dachowe i montaż pokrycia dachowego. Oby nastąpiło to w miarę szybko bo już mnie skręca z ciekawości.
A na początku czerwca mają być okna - choć Księgowy wcale w to nie wierzy!
Teraz już tylko wyglądamy bezdeszczowej pogody i ekipy na dachu!
Trzymajcie kciuki!
Prace przy ścianach zostały zakończone. Teraz już tylko pozostaje gorąca modlitwa o ładną pogodę- bez deszczu i o to żeby dachówka w końcu dojechała. Firma Brass nie wyrabia przy produkcji, ale jak zapewnił nas wykonawca, to nie jest takie złe bo przynajmniej będziemy mieć dachówkę z jednej partii produkcyjnej.
Nareszcie mamy ścianki działowe na górze i na dole!!!
W końcu wie już jak będzie wyglądał wiatrołap i dolna łazienka. A dzieci będą mogły zobaczyć swoje pokoje, na które czekają.
Kilka dni temu na naszym domku, a właściwie na dachu, pojawiła się blacha. W małych ilościach bo to tylko okucia, ale zawsze to coś. Dziś będą wykańczać kominy. Niedługo też pojawi się dachówka, więc trzymajcie kciuki za pogodę (niestety z prognozy wynika, że będzie padało przez ok.2 tygodnie - mam nadzieję, że prognoza się nie sprawdzi - jak zazwyczaj).
Więźba gotowa, folia położona, załacone, czekamy na dachówkę i modlimy się o pogodę. Gdyby padało, panowie mają stawiać brakujące ścianki działowe. Notabene nie mogę się ich doczekać, żeby móc się przekonać, że pomysł z łazienką na dole był dobry.
Dzisiejsza wizyta na budowie sprawiła, że cały czas się uśmiecham. Jeszcze rano brakowało kilku krokwi, a po godzinie 18 cały dach był już pokryty folią i załacony.
Rewelacja! Dzięki temu w garderobie i łazience było ciemno i nawet wizyta elektryka nie pomogła. ;)
Spotkaliśmy się na budowie z panem od kominków i WM z rekuperacją i z elektrykiem.
Wstępnie umówiliśmy się na zdzwonienie z elektrykiem jak już będą okna i gotowa będzie instalacja WOD-KAN i rozpoczęcie roboty końcem czerwca.
Mamy też oszacowane koszty tych instalacji. Mam nadzieję, że dokładne wyliczenia zmienią się na naszą korzyść.
Teraz na budowie przerwa więc w głowie mętlik. Poszukiwania wykonawców poszczególnych instalacji, tynkarzy, wylewkarzy...
Już się w tym wszystkim pogubiłam. Muszę chyba wrócić do mojego zeszytu i znów zacząć wszystko spisywać.
Skleroza! A co będzie do 2048 roku, czy będę pamiętać, żeby spłacać kredyt, żeby w odpowiednim momencie przestać go spłacać, bo już będzie spłacony? Czy będę jeszcze wiedzieć za co spłacam?
Skoro już mam problemy z pamięcią to sądzę, ze za 30 lat będę się blisko przyjaźniź z panem Alzheimerem
Nie mogę sie już doczekać zakupów do domu, ale nie betonu, ziemi czy pisaku, ani też siatki ogrodzeniowej czy zbiornika na deszczówkę... raczej takich rzeczy jak meble, płytki. Och to sprawiałoby mi wielką radość, choć obawiam się, że nie będą to łatwe wybory, bo płytek jest taka masa, że trudno będzie zdecydować jakie.
Dobrze, ze wiem jakie chcę krzesła do jadalni... no chyab, że znajdę ładniejsze, fajniejsze ;)
Ha! ale sztućce już mam, nawet 3 komplety ;)
No i pada, a my dziś umówieni jesteśmy na budowie zaraz po pracy z panem z Taurona odnośnie przyłącza... Szkoda, że nie mam na nogach najlepszych szpilek, na pewno w tym błotku bym się nie ślizgała.
Przeszliśmy już na wyższy poziom ale teraz czeka nas kilkutygodniowa przerwa. Szkoda, bo liczyłam na to, że przykryjemy naszego bidulka Idareda i nie będzie mu się woda lała do wnętrza.
A tu klops! Choć więźba prawie gotowa to na dachówkę musimy poczekać.
Mam nadzieję, że deszcze trochę odpuszczą i maj będzie ładny, żeby domek trochę wysechł i żeby udało się go pod koniec miesiąca przykryć.
Jejku, wtedy nareszcie wyglądałby jak dom! Prawdziwy, nie z klocków Lego!
Wystarczyło, że wyjechaliśmy na skrócony długi weekend majowy a tu nasz domek zyskuje kolejne elementy... Jak domek z klocków Lego.
Każdego dnia dokładamy jeden klocek i każdego dnia jesteśmy coraz bliżej dnia, w którym przekroczymy próg naszego wymarzonego domu!
Powoli weryfikujemy też nasze plany, co do wykończenia domu. Podglądamy po rodzinie i znajomych, szukamy inspiracji w internecie.
I coś czuję, że z tego co miało być pierwotnie zostanie niewiele... Tak jak z tej ceramiki i blachy, z których miał powstać nasz dom.
Od początku byłam zafascynowana kuchenką gazową Solgaz... ale nie widziałam jej na żywo i nie wiem tak naprawdę co to jest. Ale byłam pewna, że przekonam się o tym we własnym domu - no to się chyba nie przekonam, bo coraz bardziej rozważam indukcję. Tak, tak pewnie ktoś powie, ze trzeba specjalne garnki ale i tak musimy je kupić, więc nie robi nam to wielkiego kłopotu. Nie mamy też kłopotu z meblami, a przynajmniej z częścią mebli bo zabierzemy je ze "starego" domu. Największy kłopot to łazienki. Cały czas boję się czy będą na tyle duże, że wszystko się w nich pomieści. Najbardziej martwi mnie dolna łazienka, którą sama wymyśliłam i teraz dopadają mnie wątpliwości czy to był dobry pomysł. Cóż, przekonamy się jak już stanie ścianka działowa na dole!
A postęp na naszej budowie, póki co, wprawia mnie w zadowolenie ;)
Na górze widać już ściany działowe ;)
Te nasze idaredy zaczynają być coraz bardziej podobne do naszych marzeń! Garderoba wyszła całkiem niezła, łazienka również, a bałam się, że tak ładnie na planach wygląda a okaże się straszną klitką. Pokoje nad garażem jeszcze nie podzielone ale już wiem, że nie będą takie małe ponieważ poszerzyliśmy garaż, a tym samym pokoje nad nim, o prawie pół metra. To była bardzo dobra decyzja, garaż też jest całkiem szeroki. W oryginale trochę przerażał ciasnotą.
Niestety deszcz psuje nam plany i humory. Ciągle pada.... a jak nie pada to leje... i tak w kółko i w kółko.
W poniedziałek mają ruszać z więźbą, ale obawiam się, że przy tej pogodzie nie ma szans...
Trzymajcie kciuki, żeby przez najbliższe dni pogoda pozwoliła nam przykryć czapą nasz DOM!!!
Powoli nasz domek rośnie. Coraz bardziej cieszy to, że te białe sterty pustaków przypominają dom.
Tak sobie myślę, że choć od początku miałam konkretną wizję jaki to będzie dom to w miarę budowy koncepcja się zmienia. Pierwotnie miał byc budowany z ceramiki - dałam sie przkonać do Ytonga. Potem miał być dach z blachy, takiej długiej panelowej - będzie dachówka Turmalin. Okna i barama obowiązkowo w kolorze złoty dąb, bo taki ciepły kolor - będzie orzech - nie tu nie trzeba mnie było przekonywać, sama zmieniłam zdanie ponieważ zobaczyłam okna w złotym dębie po otwarciu! Masakra jaki kolor wewnątrz!!! Za przeproszeniem przypominał mi kupkę niemowlaka, nie tę pierwszą smółkę, ale taką późniejszą, po pierwszych owocach i warzywach ;)
Kto miał dzieci ten wie o czym piszę ;)
Okna, brama i rolety już zamówione. Czekamy na pomiar i realizację.
Nie mogę sie doczekać ścianek działowych. A jak dzieci czekają na to kiedy zobaczą swoje pokoje - i wywołają wojnę o to, która będzie mieć dachowe.
Teraz trzeba poczekać na więźbę i pełny dach!!!
Druga część stropu zalana. Pojechałam zobaczyć na własne oczy jak to wyszło i zobaczyłam, że mieliśmy na budowie gościa...
Gość co prawda nieproszony ale nic nie wyniósł, no chyba że Panowie budowniczowie mieli pochowane gdzieś smakołyki...
Nie wiem czy odwiedził nas pies sąsiadów czy może jakiś ciekawski lis (ostatnio na działce znalazłam nogę sarny), grunt, że zostawił mocno widoczne ślady łapek na naszym betonie ;)
To na pewno na szczęście! Przynajmniej tej wersji będę się trzymać!
Strop nad garażem wylany, pozostały zaszalowany i częściowo zazbrojony... Taki etap cieszy oko i uzmysławia, że domek z dachem rośnie bardzo szybko a potem prace jak gdyby zwalniają a efekty nie są już tak spektakularne. Na razie szukamy instalatorów.... poszukiwania są męczące i powodują totalny mętlik i zagubienie.
Księgowy został kolekcjonerem informatorów i ulotek okien, drzwi i bram. Poza zebraniem niezłego stosu tychże informatorów nie specjalnie przywiązał wagę do dokładnego przeglądnięcia i ich i zapoznania się z ofertą. A kolekcja rośnie - będzie co wyrzucać przy przeprowadzce.
Próbowałam sobie dziś narysować łazienkę na parterze i albo nie wymierzyłam dokładnie albo faktycznie będzie ona wyjątkowo mała. Trzeba jeszcze poczekać aż postawią ściankę działową i będzie łatwiej rozplanować łazieneczkę. Papier u architektki (notabene chyba dość marnej i niezorientowanej) przyjął wszystko i ładnie rozplanował ale mam coraz większe wątpliwości co do funkcjonalności tego pomieszczenia. Poczekamy zobaczymy!
O matulu... jeszcze tydzień temu nasz dom ledwo wystawał z ziemi a dziś już zaczynać będą szalowanie stropu.
Księgowy przestał liczyć i przeliczać... umowa kredytowa podpisana, bank w księgę wieczystą wpisany, można uruchamiać pierwszą transzę....
Firma, jak na razie spisuje się całkiem nieźle, oby było tak cały czas. Wykonawca doradza, podaje namiary na różnych fachowców, wykonawców od wszelkich instalacji a nam brak czasu aby zadzwonić i się dopytać, posprawdzać.
No dobra, może czasu trochę by się znalazło ale każdą wolną chwilę spędzamy na budowie, podziwiając nasz dom!
Czekamy już też na wycenę okien z jednej lokalnej firmy, możne ktoś coś wie na temat MKOkno z Pleśnej? Będę wdzięczna za opinie.
Znów się dzieje...
Wiosna budzi do życia nasz domek i widać już efekty pracy panów budowniczych.
Nareszcie mamy kanalizację podziemną i wylany chudziak, zamówione (przez wykonawcę - zgodnie z umową) materiały i czekamy na lepszą pogodę. Jakby się tam rozpogodziło to jutro zaczęlibyśmy wspinać się po ścianach w górę.
Dzięki wykonawcy, mimo że nie ma mnie na działce...wróć... budowie! dokładnie wiem co się dzieje, ponieważ przysyła mi zdjęcia z pracy panów budowniczych.
Mówię Wam, nic nie poprawia humoru tak jak fotka z dzisiejszej roboty...
Teraz nie pozostaje nam nic innego jak mocne trzymanie kciuków i modlitwa o pogodę bez opadów!!!
Po długich poszukiwaniach wybraliśmy wreszcie wykonawcę! Padło na firmę, która już idaredy stawiała, więc wie co i jak (przynajmniej mam taką nadzieję).
Umowa podpisana, więc można zaczynać... Szkoda, że nie dało się podpisać umowy "Z GÓRĄ" na ładną pogodę. Ułatwiałoby to sprawę i pozwoliło mi planować kolejne etapy.
Po wczorajszym podpisaniu cyrografu w banku stanowczo stwierdzam, że nie lubię liczby "48". Perspektywa spłaty kredytu w 2048! roku mnie przeraziła. Obym w końcówce pamiętała, że mam raty, za co spłacam i kiedy należny przestać. Uzmysłowiłam sobie, że będę już w takim wieku, że będę mieć prawo przyjaźnić się z Alzheimerem. Oczywiście liczę też na wygraną w TOTKA - choć nie do końca wiem jak wygrać skoro nie gram. Podsunę tę myśl Księgowemu - w końcu to on jest tym od kasy!
Po wielu dyskusjach, wyliczeniach wybraliśmy opcję... droższą. Zamiast ceramiki - Ytong, zamiast blachy na rąbek stojący - dachówka. No i zlikwidowaliśmy drzwi z kotłowni na zewnątrz, które wcześniej dodaliśmy przy pomocy Architektki...Tak się zastanawiam ile tego domu, który zaplanowałam w najdrobniejszym szczególe da radę przetrwać do końca budowy.
Powoli dopinamy rozmowy z wykonawcami. Liczymy, tzn. Księgowy liczy, przerabia na swoją modłę kosztorysy, tak, żeby jemu łatwiej było ogarnąć temat. Ja siedzę, oglądam i wpadają mi do głowy nowe pomysły. Właśnie przypomniałam sobie, że chciałam mieć świetlik dachowy, żeby światło za dnia wpadało do korytarza na poddaszu.
Ciągle też kontaktujemy się z firmą architektoniczną, z którą współpracowaliśmy. Najpierw współpracę oceniałam bardzo dobrze, z każdym dniem ta ocena spada. Owszem nie znam się na wielu rzeczach ale się uczę i czytam, podpytuję fachowców. A branżystka od architektów klepnęła nam projekt bez kominów wentylacyjnych bo planujemy WM z rekuperacją... myśmy nie wiedzieli, że komin wentylacyjny grawitacyjny w kotłowni, kuchni i garażu jest obowiązkowy!!! ale okazuje się, że branżystka też nie wiedziała!! i dziś proponuje nam w ramach wentylacji dziurę w ścianie zewnętrznej!!!! ŻENADA!!!
Mam nadzieję, że po tych akcjach jakoś już pójdzie i będzie z górki!
Trzymajcie kciuki!
Księgowy wrócił w sobotę do domu... pojechał na działkę na mały rekonesans... wróć! na BUDOWĘ!!! Wszak nasza działka zyskała miano budowy. Kurcze, podoba mi się to słowo.
Jako że w piątek pogoda była całkiem niezła to panowie budowniczy pomalowali fundamenty disperbitem. Na razie jedną warstwę. Mam nadzieję, że drugą uda sie nanieść w tym tygodniu i uda się też położyć styrodur i folię kubełkową.
Nie sprawdzam już prognozy bo mój Internet pokazywał, że w piątek lało cały dzień, a słońce świeciło i było cieplutko. Pan Zdzisiu oczywiście śmiał się ze mnie jak zapytałam czy będzie jechał na budowę i odpowiedział, że nie bo przecież leje...
Opadają mi ręce... deszcz pada, siąpi nieustannie. Wczoraj byłam na budowie zobaczyć fundamenty po deskowaniu. Pogoda była znośna, więc pan Zdzisiu kazał przywieźć Disperbit - hmmm dziś od rana mży więc chyba nici z malowania. "Księgowy" na delegacji, zarządza zdalnie. Wczoraj zamówił wywrotkę ziemi. Ja robiłam zakupy - Disperbit, pędzle, rękawice. Dzisiaj będą czyścić fundamenty o ile nie zacznie lać.
No więc, śnieg stopniał ale za to deszcz co chwilę pada. Nie jest nam dane, aby wszytsko posżło jak z płatka.
Skoro na budowie (uwielbiam to słowo) chwilowy zastój i nic się nie dzieje, to w mojej głowie dzieje się coraz więcej. Pomimo że nie skończyliśmy jeszcze fundamentów to ja już zbieram pomysły na wykończenie domu. No dobra przyznam się, te pomysły zbieram od kilku lat i gromadzę w folderze, w którym już dawno pogubiłam się co jest.
Zbieram pomysły na wykończenie, mebluję (w głowie), wieszam obrazy i dekoruję nasz dom - ależ to trudna praca zdecydować się jak powinien wyglądać salon, który w rzeczywistości będzie gotów dopiero za czas jakiś, liczony raczej w latach niż miesiącach. Obawiam się czy zimę przetrwam bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym.
Szczerze mówiąc od soboty nie widziałam naszych fundamentów i strasznie się za nimi stęskniłam. Co będzie jak zasypią je ziemią i nie będzie ich widać spod śniegu?
Nie wiem czy tylko ja tak świruję czy jest to objaw zupełnie normalny wśród budujących.
Zaczynam podejrzewać, że ta brzydka pogoda to była sprawka mojego męża. Od jutra na pewno będzie ładniej i będę miała urwanie głowy. Podział obowiązków i prac ustaliliśmy już dawno - mąż liczy kasę, zbiera faktury i prowadzi kosztorys (pod względem skrupulatności wyliczeń jest mistrzem świata - taki mój prywatny, główny księgowy). Ja dokształcam się w terminach budowlanych - choć nie zawsze wujek Google zna słownictwo pana Zdzisia, staram się rozszyfrować zaklęte słowa i zapamiętać je na tyle, żeby się panowie budowniczy ze mnie potem nie śmiali; robię zakupy (typu żółta rura drenażowa), planuję i denerwuję się na zapas za nas dwoje!
Przedwczoraj na budowę! (o ile lepiej to brzmi niż na działkę, prawda ;)) przyjechała koparka i pan "koparkowy", jak mówi nasz mistrz pan Zdzisiu, zrobił wykopy pod fundamenty. Oczywiście nie obyło się bez żadnych zgrzytów. Koparka miała być dzień wcześniej, potem następnego dnia rano, potem pan "koparkowy", a w zasadzie jego szef, miał dać panu Zdzisiowi, o której koparka będzie na miejscu. Koparka przyjechała na 11, a pan Zdzisiu na 12 zaznaczyć gdzie ma być wykop... potem czas przyjazdu "gruchy" wypełnionej betonem B20 przesunął się z 7 rano na jedenastą...
Pan "koparkowy" kopiąc naruszył drenaż, więc musiałam szybko pojechać kupić rurę drenażową. Pech chciał, ze jeden skład w najbliżej okolicy był już zamknięty (była 15:10!) a w drugim, owszem kupiłam ale ten zakup to była droga przez mękę. Niby prosta rzecz - rura drenażowa - ale smutny pan siedzący za biurkiem ewidentnie musiał mi pokazać, że jestem "babą, która nic nie wie i na takich sprawach się nie zna". Owszem, nie znam się, ale miałam karteczkę, na której widniała rura do kanalizacji, żeby włożyć miedzy zbrojenie przed zalaniem ław i rura drenażowa, tu i ówdzie zwana szlauchem... Smutny pan (wyjątkowo niemiły i choć ceny miał nie najgorsze to skutecznie zniechęcił mnie do zakupów u niego, o czym, rzecz jasna, powiedziałam mu wychodząc). Tłumaczyłam smutnemu panu, że potrzebuję metr rury drenażowej, szlaucha drenażowego, że to chyba taka żółta rura, że koparka jak kopała pod fundamenty to uszkodziła... smutny pan mówi, że nie wie o co mi chodzi. Zadzwoniłam więc do męża (który nota bene zna się tyle co i ja, ale w końcu to też facet) i poprosiłam o wytłumaczenie smutnemu panu o co mi chodzi. Panowie po jakichś 10 minutach się dogadali. Smutny pan, ze smutną miną, smutnymi palcami niezgrabnie i powolnie wstukał coś w kasę, wydrukował paragon i dał mi go nie mówiąc ani słowa. Zapytałam go "a rura?" powiedział, że trzeba poszukać magazyniera, dać mu paragon i on da rurę. Wychodząc powiedziałam, że trafiłam tu bo mam najbliżej z budowy ale chyba już więcej nie wrócę i nie zainwestuję moich pieniędzy w jego zyski.
Rurę, tę żółtą drenażową ;) dostarczyłam na plac budowy a pan Zdzisiu naprawił drenaż. Robota szła pełną parą. Pan "koparkowy" kopał koparką, pan Zdzisiu poprawiał gdzieniegdzie łopatą. I... okazało się, że z rozpędu wykopali jedną dziurę na słup za dużo. No cóż bywa ;)
Następnego dnia dojechał beton, w zasadzie pompowany z trzech gruch. W nasze ławy weszło prawie 18 kubików betonu.
Pan "betonowy" powiedział, że będą jeszcze ze dwa "toki" byleby było w co wlać. Dumnie odpowiedziałam, "no tam w dziury na słupy da się jeszcze wlać bo jest mniej niż w całych ławach". Panowie się uśmiechnęli do siebie i kazali zapytać sąsiada czy ma pożyczyć taczkę, to jeszcze ze dwie taczki betonu będzie ale pompą już nie pociągnie...
Poznałam nowe słowo "toki", które oznacza taczki!!! Jestem z siebie dumna. Sąsiada zapytałam o taczkę, choć tu w Małopolsce, nie wiadomo czemu mówią taczki - w liczbie mnogiej...
Dzisiaj, kiedy beton już stwardniał, panowie zaczęli szalować pod lane fundamenty. Jeśli pogoda nie pokrzyżuje planów do niedzieli powinni zalać fundamenty.
Beton zamówiony na piątkowe popołudnie. Akurat mąż ma urlop, więc wszystkiego dopilnuje i mam nadzieję "obfoci" bo chciałabym wiedzieć co się tam działo. Ja dopiero po pracy zobaczę efekty.
Na naszej działce już coś zaczyna być widać. Co prawda fundamenty jeszcze nie rosną ale rosną grzybki. Te z rodzaju najlepszych na zupę dla teściowej ;)
W przyszłym tygodniu powinny zacząć rosnąć fundamenty - oby pogoda dopisała.
Nasze idaredy troszkę się rozrosły (na razie na papierze), od strony garażu przybyło im pół metra, poza tym z zewnątrz ubędzie kominów i okna dachowego. Planujemy wentylację mechaniczną z rekuperacją, więc już na etapie projektu usunęliśmy kominy wentylacyjne. Zniknęło również jedno okno dachowe, ponieważ garderoba i pralnia będą połączone i zamienione w jedną dużą garderobę z jednym oknem. Na poziomie parteru zmianom uległ wiatrołap i łazienka. Wejście do garażu będzie prosto z wiatrołapu. Łazienka tuż przy schodach. No i dochodzą jeszcze jedne drzwi, z kotłowni na podwórko - tam też musimy wygospodarować miejsce na rowery i spiżarkę.
Wczoraj udało się skosić działkę. Wygląda o niebo lepiej. W sobotę spotykamy się z geodetą, wykonawcą i kierownikiem budowy żeby wszystko omówić. Mam nadzieję, że dogadamy się z panem Zdzichem. Tak swoją drogą pan Zdzichu jest niesamowity. Miał podać nam namiary na tartak, żebyśmy zamówili deski i kołki do szalowania fundamentów ale ostatecznie sam wszystko zamówił, żebyśmy nic nie pomieszali. Podoba mi się to. Facet wygląda na uczciwego, a poza tym jest z polecenia i jak sam stwierdził "wie kto go polecił i komu".
Ma sprawdzonych dostawców i zna ceny na lokalnym rynku. Tam gdzie można zaoszczędzić mówi, że po co przepłacać, ale tam gdzie warto kupić dobre materiały twierdzi, że choć trochę drożej to jakość ma ogromne znaczenie i lepiej wydać więcej na lepsze materiały.
Już nie mogę się doczekać kiedy zobaczę jak będzie wyglądał nasz dom, jak duży będzie i czy rzeczywiście poszerzenie garażu o 0,5 metra jest wystarczające.
Witam Wszystkich na moim/naszym blogu.
Od około 3 lat oglądałam, studiowałam i analizowałam projekt "Dom w idaredach" odbicie lustrzane. Od początku, kiedy tylko wpadliśmy na pomysł budowy domu, wiedziałam, że to jest ten, w którym będziemy mieszkać. Projekt był już wybrany - choć nadal nie kupiony - teraz trzeba znaleźć odpowiednią działkę, taką z wjazdem od południa i blisko miasta.
Przeszukiwaliśmy ogłoszenia w Internecie, Google Street View "zjeździliśmy" najbliższe okolice miasta i ... znaleźliśmy działkę. Działka była w ofercie biura nieruchomości, a jak wiadomo biuro też chce zarobić (my nie chcemy przepłacić), więc nasze interesy są nieco sprzeczne. Cóż, znów sprawdza się Google - "jeździmy" po całej miejscowości, a tam gdzie się nie da "wjechać" zerkamy z góry, dzięki satelicie. Działka namierzona!!! Wsiadamy na rowery i robimy rodzinną wyprawę. Odnajdujemy naszą działkę! Podpytujemy sąsiadów czy nie znają właściciela. Owszem, znają i nawet podają nam do niego namiary. Od razu dzwonimy. Niby się wstępnie umawiamy na konkretną cenę. Właściciel jednak po 2 dniach oddzwania i mówi, że jeszcze musi doliczyć za ogrodzenie i że cena, którą nam podał jest za niska. Rozczarowani jesteśmy lekko ale się nie poddajemy. Prosimy o numery księgi wieczystej. Sprawdzamy i... nic się nie zgadza. Inne nazwisko, inne dane... Sprawdzamy w Urzędzie Gminy. Namierzamy "właściciela", który jak się okazuje, jest poprzednim właścicielem tej "naszej" działki i ma do sprzedania inną działkę, przy tej samej ulicy ale nie na jej początku a przy końcu. Rewelacja! Działka odrobinkę mniejsza ale idealna dla naszych idaredów. Załatwiamy formalności i w ciągu kilku miesięcy stajemy się właścicielami działki na wsi! Radość nas rozsadza, choć wiemy, że na dom musimy jeszcze poczekać.Działkę oglądamy co kilka dni i cieszymy się, że jest nasza.
W domu "pracujemy" nad projektem idaredów. Niby są idealne ale... jest coś co nas męczy. Wiemy! Wiatrołap - taki mały, a przecież mój mąż ożenił się ze stonogą ;)
Mierzymy, liczymy i dochodzimy do wniosku, że wiatrołap trzeba przerobić. Wiemy jak, nie wiemy tylko kto nam to zrobi. W międzyczasie "nękam" Archon, żeby zrobić już na projekcie dostęp do przestrzeni pod schodami - tam, blisko schodów, chcę upchnąć łazienkę a pralkę wcisnąć właśnie w tę wnękę pod schodami.
Mijają prawie dwa lata. Umawiamy się z naszą panią Architekt, tłumaczymy o co chodzi, Ona nanosi to na papier, zmienia lekko poddasze i już wiemy, że to jest NASZ DOM, NASZE IDAREDY!!!
Biuro pani Architekt załatwia wszelkie formalności i dostajemy pozwolenie na budowę. Plan był żeby rozpocząć wiosną 2016 r., jednak teczka z Archonu nie daje nam spokoju. Oglądamy projekt, dokumenty... Dobra szukamy wykonawcy, zaczniemy jeszcze tej jesieni, jeśli pogoda będzie łaskawa. Kierownika budowy już mamy, wykonawcę też, czy czegoś nam brakuje? Ooo tak! Wiedzy! "Nasz" pan Zdzisiu mówi do nas jak do kolegów z budowy... ni w ząb nie pojmujemy, ba nawet wujek Google nie bardzo kuma. Nic, trzeba będzie się dogadać. Pan Zdzisiu jest z polecenia, jest świetnym fachowcem ale mówi językiem, którego musimy się dopiero nauczyć.
Wracamy do domu i na dwa komputery rozpoczynamy naukę. Już wiem co to foszty!! Rozpiera mnie duma. Nadal nie rozumiem wielu pojęć, którymi zarzucił nas pan Zdzisiu. Jesteśmy dziwnie spokojni, planujemy doprowadzenie działki do porządku - wypadałoby ją skosić, bo od zeszłej jesieni nie widziała kosy. Plany psuje nam pogoda - sobota jest deszczowa i mokra. Przekładamy "brudną" robotę po niedzieli.
Czas na elektrykę
przez Pietrus
Okna i Rolety
przez Pietrus
Dom w malinówkach 23 (GA)
przez Apheos
Dom w Pięknotkach Kielce 2024
przez Jjunior11
Koniec z dachem
przez Pietrus
2024 © ARCHON+ Biuro Projektów - Tradycyjne i nowoczesne gotowe projekty domów - autorska pracownia architektoniczna założona w 1990r. przez arch. Barbarę Mendel
Z uwagi na ciągłe doskonalenie procesu powstawania projektów (zgodnie z normą ISO 9001), prezentowane na stronie projekty domów mogą nieznacznie różnić się od dokumentacji technicznej.
Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych w naszym sklepie, dostosowania ich do Państwa indywidualnych potrzeb korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies użytkownik może kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszego serwisu internetowego, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje stosowanie plików cookies. Więcej informacji zawartych jest w polityce prywatności.