i kominek też. Dziś było pierwsze odpalenie kominka. Ale o tym kiedy indziej... obiecałam cały post!
Elewacja nareszcie ukończona. Co prawda pogoda dawała nam popalić bo co chwilę padało ale udało się wszystko skończyć dziś rano. Efekty pracy panów od elewacji mnie zachwycają. Trochę to nie patriotyczne zachwycać się tak własnym domem, ale cóż na to poradzę, że nie mogę się otrząsnąć z tego oszołomienia pięknem elewacji. Deski są!!! I robią robotę! Oj robią!!!
Bałam się trochę kolorów na elewacji, ponieważ próbki są małe i w rzeczywistości zupełnie inaczej kolor wychodzi. Przez najbliższe kilka dni będę się zachwycać elewacją naszych Idaredów. Kolor deski jest jaśniejszy od koloru okien i bramy - celowo tak wybrałam, bo gdyby wyszedł zbyt jasny zawsze można przyciemnić. Z ciemnego jaśniejszego już nie da się zrobić. Niestety kolorystyka lazury jest jaka jest, nie ma czegoś co byłoby pomiędzy tym złotym dębem a ciemnym, już prawie jednolitym, brązem. Szkoda trochę, ale tylko trochę bo obawiam się, że całość byłaby znów zbyt ciemna, zwłaszcza przy garażu.
Wczoraj kupiliśmy z Księgowym płytki na balkon. Nie wiem kiedy pan płytkarz je położy bo wylewka na balkonie dość mokra. Mam nadzieję, że dzisiejsze słońce i wiatr ją wysuszą i po niedzieli będzie można układać płytki. Nie wyrobiliśmy się z barierkami na balkony, bo... zwyczajnie o nich zapomnieliśmy. Nie udało nam się znaleźć nikogo kto w krótkim czasie - 8 dni - byłby w stanie zrobić nam te barierki, ocynkować, wymalować i jeszcze zamontować. Pojawią się za czas jakiś.
Po niedzieli skończona będzie również górna łazienka. Zostały do położenia fugi i biały montaż. Wszystko już kupione czeka grzecznie na swoją kolej.
Ach wczoraj okazało się, że moje marzenie o szklanej balustradzie na schodach upadło bezpowrotnie odeszło w siną dal! Cena nas zabiła!!! Samo szkło - jakieś 4-5 metrów bieżących 6000!!! plus barierka i plus dodatki!!! No więc barierka szklana nie będzie!
Excel z Księgowym każdego wieczora dyskutują, liczą, przeliczają i nie mogą się doliczyć! Czyżby nam ktoś buchnął 50000?! Podejrzewam Excela, bo on cały czas nam robił trudności, nabijał się ze mnie, że mam marzenia, że coś mi się podoba... Sądzę, ze to właśnie on pewnej nocy podprowadził nam kasę, przecież nie wydaliśmy jej?! No skąd ;)
Proszę Państwa, przed Wami nasza elewacja - nareszcie Idaredy nie są nagie ;)
Elewacja się robi, ma być gotowa na koniec tygodnia! Kwota trochę wysoka ale cieszy mnie to, że będzie taka jak sobie wymarzyłam. Co prawda nie będzie prawdziwych desek na elewacji ale będzie materiał udający deski. Mniej kłopotliwy w utrzymaniu i konserwacji.
Podbitkę mamy już skończoną, wykonaną z blachy - drewno trzeba malować, a nie jest to najłatwiejsze zadanie. Również parapety są już gotowe. Nie jestem zadowolona z połączenia parapetu narożnego, ale nie śmiem skrytykować Księgowego za zakup takiego a nie innego łącznika - ba nawet nie mam prawa krytykować! Jakimś cudem przekonał Excela do tego, żeby na elewacji mogły pojawić się moje wymarzone deski-niedeski! Nie wiem co mu nagadał, albo czym go przekupiła ale sprawiło mi to ogromną radość!
No nic, najwyżej kasy zabraknie na... wymarzone 50 cali Księgowego - nadal uważam, że telewizor to zbędny gadżet - ani to ładne, ani praktyczne, ani też nie ma czego w nim oglądać! No chyba, że Księgowy postanowił zrezygnować z czegoś co ja bym chciała... Nie, myślę, że aż tak nie zwariował! Nie chciałby raczej, żebym mu zrzędziła od rana do wieczora!
Ło matko, cóż ci faceci są w stanie dla nas zrobić (albo dla własnego świętego spokoju)!
Mam nadzieję, że zarówno Księgowy jak i Excel będą zadowoleni z wyglądu naszej elewacji. Choć jeszcze nie ukończona ja już się cieszę.
Wracam w tym wpisie do projektu górnej łazienki - dla jasności nadal mi się podoba i uważam, że jest ok. - problem polega na tym, że pan Projektant źle wyliczył nam płytki. Najpierw zabrakło białych, ok, rozumiem, zdarza się, teraz okazało się, że brakuje nam jeszcze szarych podłogowych - czekamy aż dojadą z hurtowni do sklepu. Ciekawe czy również zabraknie tych płytek drewnopodobnych, które mają być na podłodze?
Nie należę do ludzi, którzy marzą o tym aby innym uprzykrzać życie ale też nie lubię bylejakości. Owszem projekt był gratis jeśli kupimy płytki, no więc kupiliśmy: na całą łazienkę i na cały dół! Za chwilę okaże się, że płytek podłogowych do jadalni kuchni, korytarza i wiatrołapu też zabraknie i płytkarz będzie musiał czekać kilka dni na wznowienie pracy! Dla nas to duży problem, bo musimy jeździć do sklepu i dowozić po kilka płytek. Sklep oczywiście czynny krótko i nie bardzo mamy jak podjechać, żeby wszystko załatwić. Całe szczęście płacimy od łazienki a nie za godzinę! Z drugiej strony pan Płytkarz traci zlecenia bo umówił się z nami na łazienkę i na resztę płytek. Owszem rzekomo pan Projektant wyliczył 10% płytek więcej - okazało się, że jakieś 15% mniej wyszło. A tak się Excel ucieszył na wiadomość, że łazienka wyjdzie taniej niż zakładaliśmy - no i teraz się na nas wścieknie, że musi doliczać co chwilę coś czego miało już nie być
No cóż chciało się projekt łazienki to teraz trzeba cierpieć...
Mam nadzieję, że ładna łazienka będzie nagrodą za ten bałagan ;)
A tak a propos, kilkanaście lat temu sama zaprojektowałam sobie łazienkę i wyliczyłam dokładnie wszystkie płytki, co do sztuki! Może powinnam zmienić branżę ;)
... no to sprawdzam. Żeby nie oszaleć. Żeby nie zwariować!!!
Rozglądaliśmy się za sprzętem do kuchni... i chyba mamy taki mętlik w głowie, że potrzebowałam wina. Dla rozjaśnienia umysłu, oczywiście. Nie wiem czy jeden kieliszek wystarczy, obawiam się, że i butelka może być mało.
Ale do sedna: każdy market, który odwiedzamy ma jakąś cholerną inną końcówkę w numerkach sprzętów i tak: ten sam piekarnik w każdym markecie w nazwie ma jakąś różnicę, maleńką ale ma. W Media nie dla idiotów, twierdzą, że najlepszy jest Whirpool, no to szukamy Whirpoola...w RTV Euro mają ten sam sprzęt tylko trzeba chwilę pokombinować, żeby się zorientować, który - na dodatek wszystkie wyglądają jak jednojajowe bliźniaki. No i twierdzą, że Whirpool nie najlepszy. Nie chcemy Whirpoola... W Media Expert mówią, że zmywarka Boscha, a reszta Elektroluxa... chyba muszą tak mówić bo prowizję za tego Elektroluxa pewnie mają wyższą ;) Sprzęt nie w moim guście i jakiś taki toporny...
Chciałam pralkę z 6 zmysłem, bo mamy taką od lat 15 i uważam, że jest ok. No teraz to żadna tyle nie wytrzyma... czy z 6 czy z 7 zmysłem... Najważniejsze dla mnie jest też to, żeby nie mieszała mi ciuchów przez 2-3 godziny, tylko dała radę w 30-40 minut i przy 50 stopniach. I tu niespodzianka w nowoczesnych pralkach temperatury nie da rady ustawić dowolnie. Jest 20, 30, 40, 60 i 90 lub 95 stopni!!! A 50??????
Coś mi się zdaje, że Księgowy będzie musiał skoczyć po kolejną butelkę Prosseco... na trzeźwo tego nie rozkmini.
I chwilowo wyszło na to, że najlepsza pralka to LG, ciekawe co powiedzą w innych sklepach...
No i jeszcze prócz piekarnika, płyty indukcyjnej, mikrofali, zmywarki i lodówki potrzebny nam będzie okap. Podszafkowy, a jakże. Stolarz mówi, że do płyty 60 potrzebny nam będzie 90 cm okap... pan w sklepie twierdzi, że to bez sensu. A my już tylko na nich patrzymy bez najmniejszego zrozumienia w oczach. Coraz częściej odnoszę wrażenie, że w sklepach RTV AGD pracują ludzie po fizyce kwantowej i próbują wyjaśniać mi zawiłości atomów i mikroświata. No dla mnie humanistki wykład bardzo pouczający (jedyne co słyszę to brak poprawności językowej mówiącego - reszta to czarna magia).
in aqua sanitas... to na jutro, zdrowie na pewno się przyda!!!
W sobotę na budowie pojawili się panowie od ocieplenia i elewacji. Coś tam zaczęli robić ale pracowali krótko więc efekty nie były spektakularne. Dzisiaj pracowali od 7 rano. Kiedy po pracy przyjechaliśmy z Księgowym zobaczyć postępy zaniemówiłam z wrażenia: oto nasze idaredy ubrane od stóp do głów w styropianowe wdzianko. Co prawda na razie przyklejone tylko na klej i zapianowane ale zawsze to coś. W dwa niepełne dni!!! No kto by pomyślał, że robota idzie tak szybko... Używamy dwu grubości styropianu: 15 cm i 20 cm. Dwudziestka będzie na ścianie od zachodu z największymi przeszkleniami bo nie udało się tam całkowicie schować w nadproża skrzynek od rolet. Nadproża musiały być lane i mocne i fachmani stwierdzili, że mogą je cofną jedynie o 5 cm żeby wkleić styrodur pod skrzynki; 20 jest też do filara od frontu, dalej jest 15 cm grafitowy.
Księgowemu chyba też się nasz domek spodobał, taki cieplutki, grubiutki ;) Nie wiem jeszcze co na to nowe wdzianko pan Excel ale zapewne nie omieszka nam wytknąć, że coś wyszło drożej niż być miało!!! Czepialski typ. Gdybym wcześniej się na nim poznała wywaliłabym typa na zbity pysk!!! Ciśnienie mi podnosi złośliwiec jeden! Kontroler!!!
Zakupy do łazienek typu wylewki zwane bateriami tudzież kranami, umywalki, miski wc, bidet, wanna i ścianka prysznicowa już poczynione. Cieszy nas to niezmiernie, to znaczy mnie, Księgowego chyba też, Excel jak zwykle czepiał się cen! No czy to nasza wina, że większych promocji już nie było???
Oby do wiosny... choć z drugiej strony to ziemia zmięknie i będzie wszędzie błoto. Na ogród w tym roku bym nie liczyła ;)
Yupiiiii do końca tygodnia powinna być gotowa górna łazienka. To znaczy płytki powinny być gotowe. Musimy jeszcze kupić fugę, ale żeby to zrobić musimy się zdecydować czy na białych płytkach fuga ma być biała czy beżowa...
I tutaj moja wyobraźnia szwankuje, nie wiem co będzie wyglądać lepiej, poprzecinane ciemniejszą fugą białe płytki czy większa płaszczyzna bieli.
Na razie jest tak...
Łazienka. już prawie na ukończeniu, to znaczy tak wyglądała w sobotę, dziś pewnie już jest jej więcej... Sprawdzę wieczorem ;)
Tyle się dzieje, że nie mam czasu napisać choćby krótkiego posta... Łazienka się robi, właściwie się kończy - my zresztą też. Zabrakło nam płytek. A pan projektujący liczył i chyba się walnął bo brakło ok. 20 płytek. No nic, płytki dojadą, bo na sklepie też już ich nie było. Sobota była dniem pełnym wariactwa - elewacja, pan od kostki i od ogrodzenia, i barierek, płytki w łazience, sprzęt do kuchni... Lampy i ledy do łazienek...
Z tego wszystkiego mamy kończącą się łazienkę, zaczęte ocieplenie, wybrane ogrodzenie, zamówione płytki i oświetlenie do łazienek, wybrane wstępnie kontakty i ciche!!!!! włączniki do światła. Wiem najcichsze byłyby dotykowe ale cena powala. ciche też znalazłam, takie idealne ale... cena stanowczo za duża. Wyśrodkowałam i znalazłam polecane już przez kogoś Simon 54 czy jakoś tak. Są najcichsze z tych w przystępnej cenie i pewnie takie będą bo Excel mówi, ze na inne się nie zgadza. Stary zgreda!
Księgowy też już nie wyrabia, za duo tego wszystkiego. AAAA kominek mamy prawie gotowy! Mial być trochę inny, ale wyszło co wyszło. Ponieważ o panu od kominka powstanie nowy post, cały odrębny poświęcony współpracy nie będę się tutaj rozwodzić.
Mamy projekt kuchni. Jeszcze ostatnie poprawki i kuchnia klepnięta!!!
Co tu dużo pisać... Cieszę się jak diabli. Z drugiej strony mam też wiele obaw, czy aby to będzie takie ładne jak mi się wydaje? Czy aby o niczym nie zapomniałam? Ech... Będzie dobrze, prawda?!
Księgowy też się cieszy, chyba. Mam nadzieję, że jemu kuchnia też się podoba. Księgowy jak to Księgowi - zero entuzjazmu bo to nie cyferki. Dodatkowo jak już się cyferki pojawiły to mało pocieszające bo zakładaliśmy koszt kuchni ciut mniejszy. Ale cóż, jest jak jest. Kuchnia będzie taka jak chciałam, z szafkami pod sam sufit (bosz... nie będę musiała tam wycierać kurzu) z fornirem i z lakierem na frontach, które nie będą naszpikowane uchwytami.
Drodzy Czytelnicy, jak już zapewne wiecie, nie lubię sprzątać i mam swojego "świra" na punkcie różnych rzeczy ("małopłytkowość" w łazience, zalegający wszędzie kurz, który nigdy nie znika, kamufluje się na chwilę po to by za jakiś czas, dosłownie ułamek sekundy wyleźć na wierzch dokładnie tam gdzie miało go nie być, ciche włączniki do światła, brak uchwytów w meblach), co prawda mój "świr" to maleńki pikuś w porównaniu do "świra" Księgowego (podróżowanie pociągami i w ogóle fascynacja koleją, miłość do autobusów miejskich [nim Księgowy został Księgowym marzył by być kierowcą autobusu! Koniecznie miejskiego], tudzież zamiłowanie do rozkładów jazdy wszelkich pojazdów komunikacji zbiorowej!!! Tak, zna na pamieć rozkład jazdy autobusów w naszym mieście, tak zna na pamięć rozkład jazdy pociągów na trasie z Krakowa i z powrotem. No może nie jest pewien, z którego peronu odjedzie pociąg, ale na pewno zna nazwę składu i wie, że ten a ten to zawsze się spóźnia).
Poza akcją kuchnia, mamy też akcję elektryk, bo coś tam nam się zapomniało i trzeba będzie gładź delikatnie w salonie naruszyć, bo coś się nam "odzmieniło" w górnej łazience...
Czy komuś udało się wybudować dom i nie robić ciągłych poprawek? Albo poprawek poprawek? Zaznaczam, że w pytaniu chodzi o pierwszy dom!
Po zmianach, które nastąpiły w łazience ostatnio przyszedł czas na zmiany... to znaczy na rezygnację z tych zmian. Doszliśmy do wniosku, że jednak projekt był ładniejszy zanim zdążyliśmy w nim gmerać!
To znaczy, zmieniliśmy zmiany a potem te zmiany zmian też zmieniliśmy i mamy projekt bez zmian!
O zmianach sza! Żeby znowu nam się coś nie pozmieniało, a potem "odzmieniało"? Wiem, że nie ma takiego słowa, ale chyba będę wnioskować w Radzie Języka Polskiego o dodanie go do słownika! Zdecydowania upraszcza życie.
W ramach akcji "buduj, szalej-oszalej i zwariuj" wczoraj uświadomiłam sobie, że niedługo zaczynamy elewację a barierek nie mamy, płytek na balkonie zresztą też nie ;) Po obejrzeniu jakiegoś programu jak to dwóch młodzieńców oparło się o barierkę i wypadło z balkonu uruchomił mi się w głowie "katastrof" - po wykonaniu elewacji barierki na pewno przykręcą do styropianu i ktoś z nas wypadnie razem z barierką! Zresztą z podobnego powodu rolety w sypialniach podnoszone są ręcznie - nigdy nie wiadomo co Księgowemu strzeli do głowy ;)
Więc obdzwaniałam wykonawców i wiem, że nic nie wiem. Jutro będę dzwoniła dalej... bo barierki w zasadzie potrzebne są nam na już... ciekawe czy w marketach sprzedają gotowe???
Z dobrych wieści, przynajmniej dla mnie, jest to, że znalazłam wykonawców mebli kuchennych, którzy nie mówią mi w kółko, że to bez sensu, że się nie da... Wszystko się da, no może prawie wszystko - jak mawia Księgowy jednej rzeczy nie da się zrobić: otworzyć parasola w d...ie!
Kuchnia będzie taka o jakiej marzyłam, w szybkim czasie doszliśmy do porozumienia ze stolarzami, cena też nie jest aż nadto kosmiczna, choć miałam cichą nadzieję, że w 11 tysiącach się zmieszczę. Na pocieszenie Excela i Księgowego - podłogi i górna łazienka wyszły ciut taniej ;)
A propos górnej łazienki: się robi, to znaczy profile pod zabudowę już się zrobiły, myślę, że w tym tygodniu będą na nich już płyty.
Ach i sprzęty łazienkowe już do nas dojechały, Księgowy dziś odbierał od kuriera przesyłkę: wc, bidet i dwie umywalki. I deska, która powinna być wolnoopadająca ale chyba nie jest... a może jest, tylko w wersji niezamontowanej na wc to jest "szybkoopadająca"? Cóż kompletnie się na tym nie znam i jedyne co mi pozostaje to wierzyć, że będzie opadała wolno, co sprawdzę po zamontowaniu jej.
No i dupa!!!
Projekt łazienki uległ zmianom. I to chyba dość drastycznym. Kolorystyka i układ płytek pozostają bez zmian (inaczej się nie da bo płytki kupione).
Zmianie uległo umiejscowienie półki na kosmetyki pod prysznicem. Jak to będzie wyglądać, tego nie wie nikt. Niby Ksiegowy wie, ale na ile go znam, to facet bez wyobraźni aranżacyjnej, znający 4 podstawowe kolory (biały, czarny, czerwony i ch...owy) nie jest w stanie sobie tego wyobrazić.
Ja też nie do końca sobie wyobrażam jak będzie ostatecznie wyglądała łazienka.
Cóż okaże się!
A już było tak pięknie....
Czy tylko ja mam problem z płytkami w łazience po sam sufit? Nie wiedzieć czemu kojarzą mi się albo z prosektorium albo z rzeźnią... Ani to ani to miłe nie jest.
Unikałam płytek jak ognia nawet w łazience. Wiem, że są bardzo wygodne i praktyczne, ba teraz to nawet ładne są, ale skojarzenia nie mogłam się pozbyć.
Księgowemu moja wersja układania płytek tylko w miejscach niezbędnych nie odpowiadała. Do czasu! Jak zobaczył projekt łazienki, uznał, że wcale a wcale nie potrzebowaliśmy się "opłytkować" po sam sufit!!!
Walka z kuchnią nadal trwa. Znalazłam kolejnych stolarzy i chyba oni najbardziej mi odpowiadają. Chciałabym jeszcze zobaczyć w oryginale ich meble, nie tylko na zdjęciach.
A z dobrych i pewnych wiadomości - płytki już dojechały i bedą się układać!!!
ależ to cieszy!
Prosta instrukcja w kilku krokach:
1. Zabrać jegomościa do sklepu - najlepiej z płytkami.
2. Zrobić, za pomocą pana projektanta, projekt i wizualizację łazienki. Tak żeby się pdoobała Księgowemu.
3. Obliczyć ilość potrzebnych płytek.
4. Obliczyć koszt płytek.
5. Wynegocjować rabat i zmieścić się w kosztach poniżej planowanych (tak, że na 1/5 wymarzonego 50 calowego telewizora, zwanego zbieraczem kurzu, powinno starczyć!!!)
6. Obliczyć płytki potrzebne do waitrołapu, hallu, kuchni i jadalni i wynegocjowac rabat!!!
7. Przy okazji zamówić ściankę Walk in do łazienki w cenie niższej niż najniższa na internecie (uśmiech Księgowego bezcenny)!
8. Pozwolić Księgowemu popracować z Excelem. I tym oto prostym sposobem mam w domu dwóch zadowolonych facetów!!!
YUPIII górna łazienka dograna i zamówiona. Niebawem fotki... na razie zmienionego projektu, ale to zawsze coś, prawda?!
Dzisiejszy wpis będzie o tym jak zwariować, albo jak nie zwariować? Choć nie jestem pewna czy da się nie zwariować przy tej ilości wyborów!!!
Dobra, przyznaję, jestem bliska obłędu!!! Z Księgowym też nie jest najlepiej. Wyciąga mnie do sklepów i chce już wszystko kupować. Oszalał ewidentnie!!! Jeszcze mi chłopina w zakupoholizm wpadnie ;)
Zamówienia gonią zamówienia. W tej chwili mamy zamówione podłogi - panele i deskę, wannę, drzwi techniczne z kotłowni do garażu, kupiony, ale nie zamontowany z przyczyn zależnych od siły Księgowego, zlew techniczny do kotłowni. Zamówiliśmy też już styropian na elewację.
I robią się gładzie, i zima znów wróciła, i na wieńcu betonowym wilgoć wyłazi, a mnie normalnie coś trafi...
Komu potrzebna jest ta zima? No komu? Nie mogłoby być tak, żeby od kwietnia do listopada było lato, jesień w grudniu a od stycznia do kwietnia wiosna? Tak powinno być!!! Zwłaszcza wtedy gdy człek pierwszy raz w życiu stawia dom!!! Pierwszy i zapewne ostatni, bo na wygraną w totka nie liczę ;)
Wchodzę do sklepu z płytkami i dostaję oczopląsu... I kompletnie nie wiem co jest łądne a co nie bo po oglądaniu płytek od godziny robi mi się słąbo i wszystko mi się podoba, albo robi mi się niedobrze i nic mi się nie podoba!
Czy ja już zwariowałam??? Czy jest tu jakiś lekarz? Najlepiej psychiatra? Albo projektant? Tak projektant może mnie uzdrowić ;)
Ach i jutro jadę dokończyć projekt górnej łazienki... Myślałam, że będzie z tym kłopot a tu cyk! i pierwsza wersja Pana projektanta mi się podoba. No dobra, żeby nie było tak idealnie to pewnie coś jutro się zmieni jeszcze (Księgowy jedzie na delegację, więc mogę poszaleć - nie będzie ględził, że coś mu się nie podoba, jak przy kuchni).
Co do Kuchni to jestem w czarnej d.... i chyba długo jeszcze tam pozostanę.
Grunt, że podłogi już wybrane i zamówione. Została jeszcze podłoga w wiatrołapie, korytarzu, kuchni i jadalni. Ale to już też raczej wiadomo co będzie ;)
dejrzewam, że Księgowy zwariował!
Facet, dla którego zakupy (pomijając tych dla niego ;)) to udręka, wyciągnął mnie na zakupy... sama nie wierzę, że to napisałam!!! On mnie wyciągnął na zakupy!!!
Zamówiliśmy drzwi techniczne kotłownia-garaż i... wannę!!!
Matulu, my nie mamy gładzi i posadzek a wannę zamówiliśmy. Nie wiem gdzie ją będziemy trzymać, spać w niej raczej nie będziemy bo mogłaby stać u nas w sypialni, w dużym pokoju, dumnie zwanym salonem, to też nie koniecznie... Na budowie to bez sensu bo trzeba by ją było nosić z miejsca na miejsce, żeby układać podłogi.
Jednym słowem Księgowy zwariował!!!
Pomijam wcześniejsze zakupy garów, noży i patelni, to drobiazgi upchane w małżeńskiej szafie... ale wanna to raczej do szafy nie wejdzie.
Księgowy ma plan kupić też styropian na elewację, póki ceny nie poszły w górę i trzymać go na budowie(?), jednocześnie robiąc wykończeniówkę. Tylko jak??? Przenosząc te sterty styropianu w tę i we w tę?!
Ach tak, panele też już chce zamawiać!!! i deskę do salonu!
Chyba będziemy musieli wyjnająć jakiś magazyn, żeby to wszystko pochować bo w domu raczej się nie zmieści.
Poza zakupami mam mały problem i nie wiem jak z niego wybrnąć... otóż deska podłogowa ma 14 mm grubości plus 1-2 mm leju to razem 16. Płytka ma 8-10 mm grubości... Jak to połączyć? Pod płytki trzeba dorobić wylewkę czy podkuć pod deskę? Czy wyrównać te poziomy klejem?
Widzę, że czeka mnie kolejna bezsenna noc...
Kominek zamówiony!!!
Nareszcie, choć do końca nie jestem wszystkiego pewna. Mam jakieś wątpliwości co do jego wagi i do wagi obudowy z płyt szamotowych. wykonawca twierdzi, że nie jest to żaden problem, więc uznaję, że tak musi być. Bezproblemowo.
Doszłam do wniosku, że powiedzenie "co człowiek to opinia" jest ze wszech miar prawdziwe!!! Chyba najprawdziwsze ze wszystkich!
Po rozmowach z kilkoma stolarzami mam taki mętlik w głowie, że już zupełnie nie wiem jak powinna wyglądać nasza kuchnia. Plan był prosty - zabudowa pod sam sufit, słupek z lodówką i dolne szafki wiszące w fornirze a reszta biały lakier... I wszystko było pięknie do czasu aż nie spotkaliśmy kolejnego stolarza.. A to okap za nisko/wysoko, a to będzie pani uderzała w niego głową, a to fornir za drogi, płyta wyjdzie taniej a imituje fornir idealnie i ma jeszcze jedną zaletę, jak sie cos podzieje to tanio można dorobić w idealnym odcieniu (do czasu aż nie zaprzestaną produkcji ;). Mieliśmy już niezły mętlik w głowie... a potem pojechaliśmy do BRW i... znaleźliśmy piękną kuchnię, robioną na wymiar, w fornirze i lakierze...i z takimi super ekstra ledami oświetlającymi blat i jednocześnie wnętrze szafki. Księgowy odleciał... normalnie nie zachowuje się w taki sposób a tu gotów był kupować to oświetlenie natychmiast bez względu na cenę.
Czasami myślę, że z cholernym Excelem dogadałabym się szybciej co do nadużyć finansowych niż z Księgowym a tu taka niespodzianka!
Sobota była dnie oglądania i zakupów...
Tego co oglądaliśmy nie kupiliśmy... norma, i to nawet nie z powodu Excela, raczej z braku pewności, że akurat to chcemy.
Wymierzyliśmy górną łazienkę i mamy w planach podjechać do sklepu, żeby kupić płytki. Prosta rzecz, tylko nie wiem dokładnie jak ma ta łazienka wyglądać, bo moja pierwotna koncepcja uległa zmianie, rozsypce.
Upatrzyłam już sobie wannę wolnostojącą i nie mogę sobie wyobrazić łazienki w innej wersji jak właśnie z tą wanną. Księgowy jęczy, że wanna za droga, że wolałby narożną, ale ja tej narożnej nic a nic nie widzę w naszej łazience. No w każdej ale nie w naszej! Zważywszy, że Księgowy nie lubi leżenia w wannie jest mu to obojętne ,ale zarówno ja jak i Małolaty uwielbiamy wylegiwanie w wodzie. No cóż jego jest łazienka na dole… niech walczy. Walkę ułatwia mu znajoma projektantka – choć nie do końca wiem co tam projektować jak wszystko wiadomo a część rzeczy już kupiona ;) A tak poważnie, to nawet moja wyobraźnie nie do końca widzi tę łazienkę.
Z szaleństwa „zakupów” udało się zrealizować zakup zlewu technicznego do kotłowni. A propos kotłowni, Księgowy już marzy o ustawianiu tam regałów i pakowaniu swoich narzędzi w postaci młotka, śrubokręta, wiertarki i wiertarko-wkrętarki. Normalnie warsztat małego majsterkowicza. Zapomniał chyba, że najpierw trzeba pomalować ściany i zaimpregnować płytki.
Dzisiejszy powrót z pracy zapowiada się nader ciekawie… sklepy z płytkami i panelami są nasze!!!
Yupiiiiii!
Akcja wariacja!!! ilu fachowców, tyle opinii. Tyle zamieszania w naszych głowach. Już nawet Księgowy wymięka. O Excelu nawet nie wspominam. Pierwszy fachowiec 10000 kominek z obudową z szamotu. Dużo! Drugi tani fachowiec (?), tańszy wkład, obudowa z karton gipsu - 8000. Hmm, różnica nie jest powalająca. Trzeci fachowiec ma podliczyć i wycenić - z polecenia jak i ten drugi. Cóż, okaże się dzisiaj czy jest jakaś sensowna różnica w tym wszystkim czy tylko kosmetyczna i jakościowo gorzej. Myślałam, że jak tańszy wkład i tańsza obudowa to różnica wyniesie minimum 3000, liczyłam nawet 4000-5000. Klops. No i najtrudniejsza sprawa: kominek stalowy czy żeliwny. Stalowy zniesie większą temperaturę przy czym szyba się mniej brudzi. Żeliwny dłużej trzyma ciepło ale nie spala się tak dobrze popiół bo temperatura spalania niższa...
Osobiście uważam, że najbardziej pasowałby kominek firmy Brunner, tylko ani Księgowemu ani Excelowi cena nie odpowiada! Cóż mnie też nie odpowiadała. Choć moje serducho szybciej zabiło ale 17000-20000 za sam wkład to lekkie przegięcie. No i obudowy też mają piękne...
Żal d...ę ściska ale trzeba zaciskać pasa i marzenia odkładać w kąt. Excel jak ja Cię nie lubię. Chłopie normalnie bym Cię pożarła żywcem ale boję się, że przez lata będziesz mi się odbijał czkawką!!!
Schody, już wiem jakie, już wiem z czego i chyba wiem też kto zrobi. Wyceny są tak od siebie odległe, że wczoraj moja szczęka co najmniej kilka razy odbijała się od ciepłej wylewki ;) Różnica na schodach bagatela 3000 zł. No w sumie żadna, prawda?! Rozmowa o drzwiach wewnętrznych robionych oczywiście przez stolarza była prostsza - wiedzieliśmy co chcemy w 100%, drzwi takie jak mamy teraz. Tylko drewniane, bo fornirowane w sklepie są sporo droższe. Termin wykonania - maj!!! Masakra! Nie spodziewałam się, że na stolarza tak długo trzeba czekać choć w okolicy pół kilometra mam z 7!
Dogadany termin elewacji, której szkoda, że już nie ma, bo moglibyśmy jechać z pracami non stop, całą zimę a tak nie wiemy co będzie, bo przy tych dużych mrozach lekko przemarzało nam na wieńcach.
Powoli trzeba będzie się zbierać na moje ulubione zakupy budowlane... Och nie mogę się doczekać!
A jak u Was zimową porą? Działacie czy głównie marzycie?
oby do wiosny ;)
Kolor kolorem, ale jakie fronty, z czego? Chciałabym lakierowane i fornirowane, chyba...
Tak naprawdę mam taki mętlik w głowie, że sama nie wiem czego chcę. Nie, wiem! Chcę już mieszkać w idaredach!!!
Tak tego jestem pewna. Nawet przypuszczam, że Księgowy chce tego samego.
Tylko jakie te idaredy mają być? Na co Excel pozwoli? Czy znajdziemy kompromis? Obawiam się, że najbliższe tygodnie będą pełne kłótni! Ja będę się kłócić z Excelam, z Księgowym... Excel ze mną i z Księgowym, a Księgowy to tylko ze mną... Excela rozumie i wie, że lepiej z nim nie zadzierać ;)
W piątek i sobotę umówini jesteśmy z fachmanami od mebli kuchennych i innych szaf. Musimy wiedzieć ile nas taka przyjemnośc będzie kosztować i czy Excel będzie dla nas łaskawy i pozwoli nam na jakieś małe szaleństwo. W sobotę mam też plan pooglądać fronty, podotykać, posprawdzać w jakichś sklepach dla montażystów meblowych ;) Może wtedy nadejdzie jakiś plan, zrodzi się pomysł i coś więcej będę wiedzieć.
Marzy mi się kuchnia, ładna i funkcjonalna i ładna. I tak mi się wymarzyła biała z czernią... i teraz mi się odmarzyła... i nie wiem co mi się podoba. Myślałam, że urządzanie to będzie czysta przyjemność a żadnej przyjemności w tych zmaganiach wyobraźni, rozsądku i upierdliwego Excela nie odnajduję. Raczej frustrację i złość. Na siebie, że wiedziałam, że widziałam ten dom i wszystko pasowało a teraz nie wiem, nie widzę, nie umiem dopasować. Najbardziej jednak wkurza mnie Excel bo ciągle się śmieje i mówi "zapomnij". Na dodatek Księgowego dopada kryzys wieku średniego bo nagle potrzebuje 50 cali kupić. Telewizor oczywiście Ciekawe jak on to z Excelem załatwi. Wiem, że dyskutuje z nim więcej niż ja (bo ja go nie lubię, wredny kontroler) ale wątpię, żeby Excel aż tak go lubił i przepchnął mu te 50 cali, choćby najbardziej płaskie.
No jeśli Księgowy wynegocjuje telewizor to będę nękać Excela o suszarkę... ale nie sznurki czy drabinki. Elektryczną! I nie do włosów...
A co! Nie dam się spławić jakiemuś upierdliwemu kontrolerowi
Dotarliśmy w końcu do miejsca, w którym piętrzą się trudności, dylematy... i ten cholerny Excel strasznie się we wszystko miesza! Życia chłop nie ma czy co? Czepił się nas, jak rzep psiego ogona i gdzie się nie ruszymy to stoi nam za plecami i mówi: "hahahaha szukaj dalej, taka kwota nie przejdzie."
Więc szukam. Znalazłam nawet fajne płytki na podłogę w wiatrołapie, korytarzu, jadalni i kuchni. Wszystkie jednakowe, ale ceny w różnych sklepach różne. Nie żeby jakoś drastycznie ale 100% różnicy!!! Płytki fajne ale... (nawet Excel nie marudził, Księgowemu też się spodobały) ale czy będą pasowały do reszty? Np. do mebli w kuchni, do schodów, do deski w salonie. No właśnie, deska w salonie? Barlinek, Finish Parkiet czy coś innego? A jakie drewno, jaki kolor?
Zamiast zakupów, które zdecydowanie podnoszą poziom adrenaliny i serotoniny, czy innych endorfin, mam mętlik w głowie, bałagan w chaosie i ogromny nieporządek w bezładzie!
Coraz więcej mi się podoba - niestety są to projekty coraz bardziej odległe od tych, które zakodowałam w głowie i oczach wyobraźni w dniu zakupu projektu!!!
I co z tym zrobić?
Chyba powinnam zapytać: JAK ŻYĆ???
Kolejny raz trzeba będzie walczyć z pomysłami, gustami (Księgowego i moim - choć tu jakichś wielkich różnic nie ma) i nieszczęsnym i upierdliwym do granic wytrzymałości Excelem!
Życzcie mi powodzenia, bo albo wyjdę z tej bitwy zwycięsko albo...
No to w końcu nadszedł ten czas!!! W naszym domku jest cieplutko!!!
Co za radość...
Droga do tego ciepełka była długa i wyboista.
Pożegnaliśmy się z wykonawcą instalacji C.O., który miał montować nam grzejniki i piec. Nie mogliśmy się dogadać. Zwlekał z ofertą, milczał ponad miesiąc, aż w końcu po którymś telefonie od Księgowego stwierdził, że myśmy się nie odzywali. No więc, poprosił Księgowy o fakturę i kazał się już nie trudzić przygotowaniem dla nas oferty.
Kto wymyślił tylu producentów pieców i zbiorników????? Zgłupliśmy do imentu! a to, że Vaillant, a to że Viessmann, a że Ariston czy inny jakiś. Jeden mówi, że ten najlepszy, inny, że to szajs szkoda montować. A człowiek się gubi. Ja to się nawet w to wszystko nie zagłębiałam, Księgowy się nad tym głowił. I co chłopina wymyślił to teraz ma. Hmmm, mamy! Wszak mnie to też ma ogrzać. A ja większy zmarźlak od Księgowego, jemu to plus 5 wystarczy i mówi, że cieplutko!
Przez przypadek znaleźliśmy nowego fachmana od pieców! Ba producenta, którego ekipa zamontuje wszystko co trzeba i jak trzeba.
Panowie, mimo napiętego grafiku, sprężyli się i zamontowali nam piec, zbiornik, pompy i inne ustrojstwa, które w kotłowni na ścianie tworzą coś na kształt artystycznej instalacji! Raczej jakiegoś szalonego artysty, niż studenta po dobrej ASP ;)
Piec jak piec, wisi biała szafa z metalu, ani to ładne ani ciekawe - byleby dobre, ekonomiczne i niezawodne. Zbiornik na wodę jak zbiornik, chyba niespecjalnie różni się od innych tego typu urządzeń.
No cóż, w zachwyt nie wpadam, bo i nie ma się czym zachwycać. Grunt, że grzeje i jest cieplutko. Gościom pokazywać go nie będę, więc do szpanu też się nie nadaje ;)
Kaloryfery to już inna bajka. Niedosć, że mają być ciepłe, to fajnie byłoby, żeby jakoś wyglądały. No i będą wyglądały - jak wszystkie, bo na te WYGLĄDAJĄCE to nasz Excel przygotowany nie był. Walczyliśmy z nim długo ale polegliśmy, za cholerę nas nie puścił. Udało sie przeforsować drabinki do łazienek, te będą ciut bardziej wyglądające! Przynajmniej moim zdaniem, no i takie mniej odstające od ściany... Jeden już sobie wisi w dolnej łazience, a na drugi czekamy. Producent nie pracuje w grudniu i nie ma opcji kupić tegoż kaloryfera, bo w każdym sklepie jest... na zamówienie. No więc poczekamy, co najmniej do połowy stycznia.
Ach i panowie uwinęłi się z ociepleniem i zabudową poddasza. Teraz to już tak domowo bardziej.
Jak Excel pozwoli i fachowcy dadzą radę, to chyba zaczniemy kłaść gładź - przynajmniej na dole, bo na górze może wystarczy przeszlifować te nasze, pożal się, tynki! WRRRRRRR
Skoro nadchodzi zima (słyszałam, że w Zakopanym już jest) to pora ogrzać trochę nasze Idaredy. Panowie kończą zabudowę sufitów, inni Fachmani kończą robić ogrzewanie i lada moment będziemy mieli cieplutko w domku!
A jak już wygrzeje się wylewka, to może zacznie robić się gładź i podłogi....i tak dalej.... A się rozmarzyłam. No ale kto mi marzyć zabroni ;)
O ile w fazie wznoszenia ścian, nie specjalnie dostrzegałam radość i zainteresowanie w oczach Księgowego, o tyle teraz widzę, że jego bardziej ciągnie na budowę niż mnie. Kurcze, może i mnie ciągnie ale też przeraża, to że nadal wiem coraz mniej o tym jak finalnie nasz domek ma wyglądać. Niby wszystko miałam ułożone w głowie, zaplanowane, ale teraz z każdym dniem mam więcej wątpliwości. Wydawało mi się, że udźwignę wszystko sama, że żaden architekt wnętrz czy projektant nie będzie mi potrzebny. Teraz mam coraz więcej wątpliwości, ba w zasadzie mam same wątpliwości. Trzeba będzie albo znaleźć fajnego projektanta za rozsądną kasę albo samej się męczyć i nie wysypiać. Na ile znam Księgowego to na pewno moich problemów aranżacyjnych nie pomoże rozstrzygnąć, bo powie "to wymyśl coś". Rozumiem, gdyby mu ktoś kazał śpiewać, to faktycznie lepiej zwalić to na kogoś innego, na kogokolwiek kto jest choć odrobinkę bardziej wrażliwy na dźwięki niż Księgowy, ale co do urządzenia domu, to nie jest z nim tak źle ;) Ok. nie odróżnia kolorów typu butelkowa zieleń i seledynowy, bo zielony to zielony! a niebieski to niebieski i nie ważne czy granatowy czy błękit ;) Zapewne jednak skończy się tak, że będziemy musieli skorzystać z usług fachowca! Oby tylko nasz Excel nas puścił, bo tego w założeniach finansowych nie było ;)
Kto nie lubi Świętego Mikołaja???!!!! Księgowy uwielbia! Tak sądzę, bo Święty przyniósł mu superekstra prezent. Co prawda nie schował go pod poduszkę jak powinien, ale nie chciał być złośliwy. Księgowemu byłoby chyba ciut niewygodnie spać na wiertarko-wkrętarce. W tym roku 6 grudnia wypadł w środku tygodnia, co nie jest najlepszym terminem jak ma się dzieci, które muszą teraz, natychmiast rozpakować i przetestować prezent. Księgowy też musiał!!! Siedział z Małolatą na podłodze, w samych mikołajkowych gaciach (Małolata w pidżamce) i włączał swoją wiertarko-wkrętarkę. Gdybyście widzieli jego uśmiech!!! Lepszy niż Małolaty pochylonej nad nowymi klockami Lego!
Księgowy, jako że specjalnie nie miał gdzie i na czym przetestować swojego prezentu, dziś wyciągnął mnie na budowę, żeby przełożyć drzwi prowizoryczne z płyty OSB, z góry do wiatrołapu, bo rzekomo z garażu ciągnie ;)
Wiertarko-wkrętarka dała radę! A ile frajdy miał Księgowy! Muszę nadmienić, że Księgowy majsterkowiczem raczej nie jest, dlatego dziwi mnie jego wielka radość z powodu odkręconych i wkręconych ponownie 6 śrubek!!!
W naszych idaredach dobiega końca zabudowa karton-gipsem i przyjdzie nam pewnie czekać do kolejnych prac czas jakiś... oby nie za długo, bo z moją cierpliwością jest kiepsko.
Prawie miesiąc mnie tutaj nie było, na usprawiedliwienie mam tylko brak czasu i to, że jak wychodzę z pracy to otacza mnie ciemność, a na naszej ulicy nie ma latarni i jest ciemno jak w d...... W domku prąd mamy, owszem, ale żadnej żaróweczki jak na razie. Są co prawda jakieś dające po oczach światła panów Fachmanów ale przecież nie będę latała z tym stojakiem po domu i zaglądała w każdą dziurę.
Księgowy teraz na budowę, wróóóóóćććć, do domu jeździ częściej bo liczy, podlicza rozlicza... załatwia jednych, odprawia drugich. Okazało się, że nasza przygoda z Magikiem od C.O. i wod-kan już się zakończyła. Panowie Magicy zrobili nam instalację a potem za wod-kan zaśpiewali tyle co za C.O. - jedyne 1500 więcej niż się umawialiśmy. Po pertraktacjach Magik doszedł do wniosku, że ta niższa kwota, na którą się pierwotnie umawialiśmy, jest OK. i miał wysłać fakturę i ofertę na piec, zbiornik i kaloryfery... Milczał ponad miesiąc, więc Księgowy poprosił go po którymś telefonie już tylko o fakturę za to co zrobili, bo mamy inną ekipę, która nie robi łaski i ofertę zrobiła w mig. Ba już nawet kończy uruchamianie ogrzewania.
Jednym słowem, jedni Magicy już zostali wykreśleni z listy. Coś czuję, że z jeszcze jednym Magikiem przyjdzie nam się pożegnać po zakończeniu jednej roboty... Nie lubimy ludzi, którzy są niesłowni i nie dotrzymują słowa i terminów!
Ach, a nasi Fachmani kończą właśnie zabudowę karton-gips i pewnie lada moment będziemy rozkminiać elektrykę i rekuperację ;) Na rekuperator to przyjdzie jeszcze trochę poczekać ale cała reszta będzie już gotowa.
Kotłownia to miejsce, w którym nie zamierzam "mieszkać", musi być w domu bo nie mamy na wsi ogrzewania z sieci miejskiej, eeee wiejskiej?!, a szkoda... No cóż rozmarzyłam się, że można by zaoszczędzić na piecu i zaoszczędzić miejsca na słoiki, przetwory i buty, graty, namioty i buty, na śrubki Księgowego (nadal nie wiem do czego Księgowemu potrzebne są śrubki, może tworzy z nich liczydła?) i na buty, i na wiertarki i buty, na różne szpargały co to nie wiadomo czy trzymać czy wyrzucić i na ....buty. Ech, byłoby idealnie!
Nasza wieś, taka też mało wiejska - ale ja wieś lubię, zielono, kwiaty, drzewa i wszechobecna alergia Księgowa!!! Och Księgowy będzie się czuł wspaniale jak zaczną drzewa z pobliskiego lasu pylić. Ale co poradzić jak chciało się własny dom budować? Trzeba przeżyć ;)
Może excel wyleczy tę alergię?!
A w kotłowni robi się ładnie, to znaczy, leżą sobie płytki, trochę na ścianie trochę na podłodze i trochę w pudłach. Mam nadzieję, że zdążą trafić na swoje miejsce przed przybyciem pieca.
I właśnie uświadomiliśmy sobie z Księgowym, że zapomnieliśmy kupić fugę... Juhuuu juro zakupy - znów zamiast szpilek budowlanka.
Na parapetówkę kupię sobie chyba najwyższe szpilki jakie będą dostępne w moim rozmiarze!!!
A co, kto mi zabroni ;)
PS. Wszelkie komentarze typu: fuga podłogi i ściany się nie zgadza są zbędne. Wiem, widziałam i szczerze nie interesuje mnie to! To jest kotłownia, z tego się nie je, nie strzela i tym nie zachwyca. No przynajmniej ja tak uważam, a że kotłownia moja i Księgowego to mamy prawo robić jak uważamy ;) albo jak wyjdzie, albo jak fachmani zrobią. I już!
Dzisiejszą noc spędziłam rozmyślając o oświetleniu! Ludzie kto to widział, żeby na etapie montowania płyt karton-gips wiedzieć jakie i gdzie ma być oświetlenie! Tragedia.
Wymyśliłam, że nad schodami ma być długa fajna lampa - zaznaczam, że słowo fajna w tym kontekście absolutnie nic nie precyzuje! Na górnym korytarzu mają być oczka Ledowe / halogeny????! Pół nocy zastanawiałam się nad ich ilością i rozmieszczeniem i... nic konkretnego nie wymyśliłam. Jedyne co wiem to, że chcę żeby były na środku podłogi korytarza. Ale na środku biegnie rura od rekuperacji ;(
Oświetlenie górnej łazienki to dopiero wyzwanie. Mają być oczka lub coś w ten deseń. Ale ile - 4, 6 czy 8??? Chyba zostanę przy sześciu bo wypadło po środku. Tylko czy nie będzie zbyt ciemno?
I karuzela kręci sie dalej a ja myślę i myślę. Może Księgowy na coś dziś wpadnie?! Oby, bo inaczej zwariuję a chłopaki mnie zastrzelą bo będę im wstrzymywać robotę.
Dawno mnie tu nie było. Moje "jutro" trwało ponad tydzień. Cóż zrobić, Księgowy na delegacjach a mnie brakowało czasu na wizytę na budowie. To wina tego, że ciemność zapada w środku dnia, w zasadzie wtedy, kiedy wracam z pracy do domu. A mimo że mamy już własny prąd to światła w domu jeszcze brak. Owszem chłopaki coś tam mają, jakieś lampy czy żarówki, ale to nie jest jeszcze to.
Chciałam co prawda kupić do sypialni lampę w Castoramy, tę z reklamy, co to zmienia kolory ledów z niebieskiego, na czerwony ;) ale Księgowy się krzywił... A ja naiwna chciałam nastrój robić w sypialni... po nastu latach od ślubu. (Tak a'propos mam nadzieję przeprowadzić się właśnie na rocznicę naszego ślubu - ale znając życie i moje zezowate szczęście, na pewno się to nie uda).
OK! Wracając do budowy: nareszcie mamy zamontowane drzwi wejściowe. Dla mnie cudne! Takie jak chciałam, ze zwykłą klamką a nie taką co to drzwi w sklepach się otwiera ;) i co to mogą się zatrzasnąć z kluczami w torebce, która leży sobie na komodzie w domu. I mamy też parapety, które wędrowały z pomieszczenia do pomieszczenia, z naszej działki do sąsiadów i znów do salonu na podłogę, aż nadszedł ich czas! Są tam gdzie być powinny.
Dzisiaj po ponad tygodniu byłam na oględzinach. W domku zrobiło się cieplej - wiatr już tak nie hula. Jest jeden minus - sufit jest coraz niżej. Dwie warstwy wełny 15 cm leży już w niektórych pomieszczeniach, w innych będzie lada moment. Jednocześnie układane są płytki w kotłowni. Dodam od razu, że płytki są mało urodziwe ale były tanie ;) Kotłownia to kotłownia, może być tanio, wcale nie musi być pięknie. Wystarczy jak będzie czysto i schludnie.
Jutro, mam nadzieję, pojawi się magik od rekuperacji. Zrobi co ma zrobić, zamontuje rekuperator i ... Może i jest dobrym fachowcem, może i zna się na rzeczy ale... No właśnie, takie małe ALE a tak dużo zmienia... nie dotrzymuje słowa i terminów!!! Rzecz dla mnie niedopuszczalna, jak się z kimś umawiam to się nie spóźniam, nie zapominam! (Wystarczy, że Księgowy się wiecznie spóźnia albo dociera w ostatniej sekundzie - jeden taki egzemplarz w życiu mi wystarczy - tak wiem, nie biorę ślubu z panem Magikiem, nie będę z nim mieszkać i żyć, ale mam prawo się wku....rzać, że umawia się a potem się nie pojawia).
Dzisiaj niestety przypomniało mi się, że mamy fatalne tynki, brzydkie i nierówne - a miały być lekko przeszlifowane i malowane. No dobra, o tynkach nie mogę myśleć, bo pojawią się na blogu niecenzuralne słowa.
Zatem, żegnam się i widzimy się jak będę mieć lepszy nastrój i zapomnę o magikach od tynków!!!
Jutro prawie mija, a ja....nie dotarłam na budowę. No nic, jutro dotrę!!! Obowiązkowo!
A dziś mam taki dzień "nerwa". Nie wiem jak Wasze doświadczenia z Kurierami ale moje nie są najlepsze. Otóż:
po pierwsze primo ;) Kurier dzwoni zawsze wtedy kiedy już stoi pod domem - jakby nie mógł z rana i podać przybliżonej godziny dostarczenia przesyłki.
po drugi primo ;) Kurier pracuje do godziny 16!!!! Kurcze to tak jak większość ludzi... i jak tu być w domu w godzinach pracy i nie brać za każdym razem urlopu?! Ok, ok, powiecie, że szukam problemów ale wszystko jest proste jak zamawia się buteleczkę perfum albo książkę, gorzej jest jak kupuje się przez Internet miskę WC albo nie daj Boże wannę! O zgrozo, jak potem zapakować taką wannę do osobówki, albo lepiej przejechać się z muszlą WC miejskim autobusem?!
po trzecie primo ;) Możesz odebrać przesyłkę w punkcie! Super! I punkt czynny nawet do 18 (na stronie sieci kurierskiej podają, że do 20!). Podjeżdżasz nieszczęśniku po swoją miskę WC czy inną wanno-cośtam i możesz pomacać klamkę i przeczytać "zaraz wracam", które chyba na stałe wisi na tych drzwiach. Dzwonisz do Kuriera, który mówi, żeby podejść po pizzerii! bo tam jest Twoja paczka do obioru! I odbierasz, oglądając uprzednio na stole swoją misę WC (smacznego, panowie przy stoliku obok!) albo nie daj Boże wannę, którą musisz zapakować w wynajętą za kolejne pieniądze bagażówkę i wytargać ją z tej bagażówki. No cóż nie każdy klient firmy Kurierskiej to strongman.
po czwarte primo ;) skoro już raz zapłaciłeś za przesyłkę to czemu musisz jechać żeby ją samemu odebrać?
po piąte primo ;) i od razu po szóste i dziesiąte primo ;) Mili panowie Kurierzy, mam jeszcze jedną łazienkę do urządzenia, a i sprzęt do kuchni też zapewne będę zamawiała przez Internet. Ale może ma to dobre strony, od razu w pizzerii będę mogła przetestować piec i mikrofalę. Lodówkę sprawdzę w domu, za dużo czasu zajęłoby czekanie aż zacznie chłodzić ;)
PS. Rozumiem pośpiech Kurierów, rozumiem, że taką mają robotę! Nie rozumiem tylko ich szefów...
Brak mi słów! A muszę się przyznać, że nie zdarza się to zbyt często.
Cóż biorę to na klatę (Księgowego - więcej muskulatury i ten tego, w ogóle ;)) MAMY PRĄD!!!!!!
O taki! ładniusi licznik nam zamontowali :)
I nawet Księgowy foteczkę dla mnie cyknął - chyba się chłopisko obawiało, że znów będę jęczeć, że nie widziałam co się tam u nas dzieje... cóż trochę ma rację - będę jęczeć bo oprócz tego licznika dzieje się dużo więcej. Jutro, choćby na piechotę, dotrę do Idaredów i sprawdzę!
A teraz pozwólcie, że się pozachwycam... Och!!!!
U nas się sporo dzisiaj działo... wiem to niestety tylko z opowieści Księgowego - ja musiałam pracować. Na budowę dotarły materiały do ocieplenia i zabudowy poddasza. Dotarli też panowie, którzy się tym będą zajmować. Oby jutro dotarli fachmani z Tauronu i zamontowali nasz magiczny, wyczekiwany licznik. I byli magicy od gazu, ale nikt nie wie po co ;)
Dzisiaj dojechała do nas również misa WC i umywalka zamówione na allegoro, oraz garnki i noże.
Kiedy w okolicach południa zadzwonił do mnie kurier z informacją, że już jest pod domem poprosiłam go grzecznie żeby przyjechał raz jeszcze po 16, jak już wrócę z pracy. Na co usłyszałam: "o 16 to już będę w Krakowie". No fajnie ale ja w pracy jestem! Helllllloooołłłł!!!! Więc wspaniałomyślny kurier powiedział, że może mi zakupy do pracy dostarczyć. Pewnie, że może - tylko czy on sobie wyobraża jak będę wracać do domu autobusem z kibelkiem? No, nie wyobrażał sobie... Ja jakoś siebie też nie widzaiałam podróżującej autobusem miejskim z misą WC i umywalką ;) Całe szczęście dopadł Księgowego i udało się odebrać zakupy. Dojechały też garnki i noże, które kupiliśmy dzięki jednemu z programów pewnego banku. Chyba kupiliśmy za niezłe pieniądze - nie zapłaciliśmy też za przesyłkę, bo akurat w sobotę była za darmo.
Księgowy siedzi właśnie przy drugim kompie i uzupełnia tabelki w excelu - 3 różne. Że on sie w tym wszystkim orientuje.... Mądry ten mój Księgowy, ja bym się już z 50 razy zgubiła i pewnie nie odnalazła co najmniej do setnych urodzin. Nie mam teraz wyboru, muszę żyć do setki bo kredyt skończymy spłacać gdzieś koło 70. a przydałoby się jeszcze tym domkiem nacieszyć ;) Księgowy wyboru też nie ma, samej mnie z tym bajzlem i zagadkowymi tabelkami w excelu zostawić nie może!
Dokonaliśmy dzisiaj z Księgowym kolejnych zakupów, takie małe pudełeczko nam w składzie budowlanym zapakowali (Księgowy poszedł nawet po wózek - myślał chyba, że zakupy będą spore) a skasowali nas jak za conajmniej kilka par sandałków, damskich oczywiście. Nie wiem jak Was ale mnie takie zakupy bardzo cieszą. Nie wiem czy nie bardziej niż kupowanie ciuchów ;)
Co prawda inatslację elektryczną mamy już skończoną ale brakowało nam przyłącza, które się robi, tzn. na dniach mają zamontować nam licznik i będziemy w końcu mieli własny prąd. Elektryk w piątek połączył dom ze skrzynką. W piątek byli również fachowcy od rekuperacji i zrobili część instalacji. Srebrne rury biegną na poddaszu i przez pokój nad kotłownią. Trochę mi żal tych centymetrów w tym pokoju bo tam gdzie są te piony miało stać łóżko starszej córy. Teraz będę musiała coś wymyśleć, żeby to łóżko gdzieś upchnąć. Całe szczęście dom od strony garażu poszerzyliśmy o pół metra, inaczej te pokoje na górze byłyby dość ciasne.
Rury od rekuperacji będą ukryte pomiędzy podłogą z płyt OSB a zabudową sufitów z kartongipsu. Schowane w ociepleniu.
Od jutra wkroczyć mają panowie od ocieplenia i wykończeniówki. Oby okazali się słowni i punktualni.
Ach oczywiście zapomniałabym, w sobotę mieliśmy montować drzwi wejściowe... ale nie zamontowaliśmy bo pan stolarz się nie wyrobił. Tak szczerze mówiąc, mam wrażenie, że większość fachowców ma problemy z wyrobieniem się w czasie... Zapewne biorą za dużo zleceń i wierzą w to, że jakoś to będzie, ale winni też są poniekąd klienci, co to pierwotnie chcą tylko zrobić łazienkę i odmalować ściany a potem stwierdzają, że przydałby sie jeszcze podwieszany sufit w którymś z pomieszczeń, a i może warto byłoby wymalować całe mieszkanie a nie tylko duży pokój i remontowaną łazienkę. Cóż my inwestorzy też musimy uderzyć się w piersi.
Dachówka do wentylacji kanalizacji... drogi bajer a jednak przydatny. Nasza dachówka czekała sobie dobrych kilka miesięcy na zamontowanie. Wczoraj się doczekała i pięknie prezentuje się na dachu.
Tak to jest jak dopiero w trakcie budowy człowiek wpada na pomysł wentylowania kanalizacji. Dachówka była "domawiana" - czas oczekiwania 2 miesiące!!! Tak na jedną dachówkę mieliśmy czekać dwa miesiące, ponieważ nigdzie w Polsce jej nie było trzeba ją było ściągać od producenta. Dojechała po jakichś 6 tygodniach i wtedy okazało się, że macherzy od dachu "kiedyś wpadną zamontować". Pierwsze podejście im nie wyszło - przyjechali w sobotę około 9 rano i zdziwili się, że dom zamknięty a nas nie ma... No nie mieszkamy jeszcze na budowie ;) Zanim zdążyliśmy dać im znać, że już pędzimy - fachmani pojechali.
Wczoraj zaszczycili nas swoją obecnością i zamontowali dachówkę.
Zresztą wczoraj Księgowy miał wyjątkowy dzień - budowa, budowa, budowa! Wszystko na raz - dachówka i panowie od rekuperacji, no i elektryk, który miał połączyć dom ze skrzynką. Najpierw dał znać, że będzie, potem, że jednak nie ma koparki, a potem, że właśnie jest i już koparkowy kopie...
Jak podjechaliśmy na budowę to nie mieliśmy nawet gdzie zaparkować. Auto panów od REKU, auto elektryka, auto z przyczepą koparkowego, koparka i nasze...
Dzisiaj był dzień zakupowy! Nie, nie mam nowych szpilek ani sukienki. Za to mamy płytki do kotłowni i klej do nich. Ach i schody strychowe.
Nasze kombi okazało się być całkiem pojemnym autem dostawczym ;) Co prawda Księgowy zakupy na dwa razy odbierał ze sklepu.
Przyłącz gazu jest!
Piękna bielusieńka skrzynka zawisła na naszym domku! Ależ to cieszy.
Teraz trzeba już tylko położyć płytki w kotłowni i można szukać pieca.
Na ogrzewanie musimy poczekać do momentu aż zacznie do nas płynąć prąd. Podwykonawca ma złożyć papiery do Tauronu dzisiaj, więc myślę, że najpóźniej początkiem listopada zaczniemy ogrzewać nasz kochany domek.
Trzeba więc wybrać się an większe zakupy: wełna, płyty OSB, profile itp. do ocieplenia i zabudowy poddasza, płytki do kotłowni, kaloryfery i piec. No i oczywiście drzwi wejściowe, które się robią i montować je mamy z początkiem listopada.
No to Kochani, płyniemy!
Płynie już do nas woda, popłynie lada moment gaz - dziś Magicy robią przyłącz gazowy!
Post na szybko...reszta później - tak bez fotek to nie ma co, prawda?
Ojej, nawet nie zauważyłam, że mojemu blogowi stuknął już roczek!!!
Ale gapa ze mnie. Nie wiem czy to już skleroza (od podpisania umowy kredytowej z bankiem myślę ciągle o tym, żeby tylko pamiętać, że trzeba spłacać raty - może teraz łatwiej, bo tylko skleroza ale jak już będzie bliżej końca będziemy z Księgowym w wieku bardziej zaawansowanym i pamiętanie o kredycie może okazać się nie najważniejszą czynnością w naszym życiu ;) ), czy to zawirowania i szybkie?! tempo, a może nerw, że na media tyle trzeba czekać... i wizja zamieszkania w swoich Idaredach się oddala. Może to już też przerażenie, że tyle jeszcze do roboty a na koncie tylko tyle?
Co by to nie było, trzeba poświętować. W końcu pierwsze urodziny to nie byle co!
Zdmuchę świeczkę na parapecie (tortu nie bedzie Inwestorka na diecie) i będę sobie życzyć:
wody, prądu i gazu!
ogrzewania, wygrzania posadzek pod podłogówką, światła i ciepłej wody,
kominka i rekuperacji,
ocieplenia poddasza i zabudowy...
a potem, potem będzie szybciej łatwiej, prawda?
I życzę sobie czasu i chęci. Do budowania, planowania, kupowania i oczywiscie blogowania!
Kurcze, jeszcze ponad rok temu nie sądziłam, że zostanę blogerką ;)
Drugie urodziny, obiecuję, już w zamieszkałych Idaredach!
Spieszę pochwalić się moim zakupem, z którego jestem bardzo dumna! Oto nasza wspaniała, nieżółta i niebrązowa skrzynka gazowa! Z szybką! Kiedyś w reklamie słyszłam, że "przydałaby się szybka" ;), więc jest i ona.
Ziemia na działce już lekko opadła i nawet dzisiaj udało mi się nie zapaść się po kolana. To dobry znak, bo będzie można wejść na działkę i zająć się resztą przyłączy. Licznik od wody i samą wodę mamy mieć "na dniach", gaz też "się ma robić" i prąd... Niby mają ale "się nie robią" i odciąga się wizja wykończeniówki zimą.
Ale skrzynka ładna, prawda? ;)
Wody w naszym zbiorniku vel studni przybyło o kolejne 30 cm... Zaczynam się bać, jeszcze kilka dni takich ulew i może być mało ciekawie.
Zaznaczam Kategorię WYKOŃCZENIA bo ten deszcz i to, że przez pogodę oddala się wizja reszty przyłączy chcą mnie WYKOŃCZYĆ!!!
Ha! Dziś już byłam mądrzejsza, postałam pod parasolem na asfalcie, a Księgowy sam brnął w naszym gliniastym błotku do studni, żeby zmierzyć poziom wody. Chłop nie ma kaloszków (czy Księgowi chodzą w kaloszach?), chyba sprezentuję mu jakieś fajne na imieniny. Jak myślicie ocieplane filcem mogą być? No w końcu klasyczny mieszczuch na wieś się przenosi, to i strojem cokolwiek do klimatów powinien nawiązywać. Nie to, żebym się śmiała, ale nie chcę żeby mi się Księgowy rozchorował! Facet z katarem to tragedia!
Pojechaliśmy z Księgowym dzisiaj na budowę, żeby zobaczyć jak dużo wody zebrało się w naszym zbiorniku na deszczówkę po dwóch dniach deszczu, zwłaszcza po dzisiejszej ulewie. Przezornie wzięłam ze sobą moje piękne, kwieciste kaloszki i buciory Księgowego (paskudne, znoszone - oby po zakończeniu budowy zdechły całkowicie, bo już na nie patrzeć nie mogę). Działka nadsypana ziemią ale jeszcze dość świeżą. Szliśmy do tej naszej studni i... Księgowy lekko zapadał się w ziemi, a ja postanowiłam zanieść do domu nowiusieńką, ledwo co zakupioną, bieluteńką skrzynkę gazową. Tak! Mamy skrzynkę, co prawda stoi w wiatrołapie, co prawda nie mamy gazu na działce, ale skrzynkę mamy! Ładną! Nie żółtą!!! Nie kanciastą! Z szybką! A co, jak szaleć to szaleć ;) Tak naprawdę, kupienie innej niż żółta albo brązowa skrzynki gazowej w naszym mieście graniczy z cudem! Wczorajszy dzień zjeździłam w poszukiwaniu skrzynki. Ot taka banalna sprawa, skrzynka gazowa o wymiarach 60x60x25... Jeden sklep, drugi, trzeci... szósty. Nie ma! Siódmy, ósmy... Jest! Żółta! No ewentualnie na poniedziałek, góra środę przyszłego tygodnia może być brązowa! A ja chcę białą, albo beżową, albo szarą... Nie ma, nigdzie nie ma! Dzisiejszy ranek spędziłam na poszukiwaniu skrzynek w necie, znalazłam skład w Jaśle i już, już miałam dzwonić ale sprawdziłam gdzie mają oddziały! Jest Tarnów! uff, może będą mogli dowieźć do końca tygodnia, zanim pojawią się magicy od gazu. Dzwonię a tam niespodzianka, białą mają od ręki, ładną (tak powiedział Pan w sklepie). Biorę! Toż to nie buty, żeby pięć razy mierzyć. Dzwonię do Księgowego mówię 180 złotówek i jest nasza!
No dobra, wracam do dzisiejszej wizyty na budowie...
Oczywiście ja też chciałam sprawdzić jak tam sytuacja z deszczówką, dobrnęłam do Księgowego i... utknęłam. Zapadłam się w ziemi na wysokość moich kaloszków! Po kolana! Ledwo "uszłam z" butami z tego błota ;) Przydałoby się teraz po działce przejechać jakimś walcem, żeby to wszystko opadło i się cokolwiek wyrównało... Tylko czy walec w takim błocie dałby radę? Nie będę ryzykować.
Z dobrych wieści: woda prawie jest, papiery będą, w zasadzie już są, ale jeszcze nie u nas. Prąd też będzie, chyba nawet szybciej niż sądziłam, skoro skrzynka już stoi. Gaz również powinien dotrzeć do nas w najbliższym czasie. Gdyby tak były już wszystkie media, można byłoby myśleć o kupnie pieca i brać się za ocieplanie stropu i skosów!
Ale póki co, to śpiew przyszłości.
Trzymajcie kciuki!
W zasadzie powinno być instalacje zewnętrzne...
Jest i ona, jaśnie pani Skrzynka!
Lada moment popłynie do nas wyczekiwany prąd!!! Radość to mało powiedziane.
Woda, kanalizacja i prąd - teraz tylko wszelkie papierologie, odbiory i inne takie, i można zakładac liczniki i cieszyć się jeszcze bardziej.
Cudownie byłoby gdyby był jeszcze gaz... ale na razie możemy tylko o nim marzyć.
PS. Skrzynka na gaz już jest, właśnie dzisiaj ją kupiłam, w kolorze białym. Stoi sobie dumnie w wiatrołapie i czeka na magików z gazowni.
... zbierać deszczówkę ;)
Wody nam nie zabraknie. Przyłącz już mamy, teraz pora na odbiór wodociągów i podłączenie do instalacji.
Na działce pojawiło się kilka nowych urządzeń.. studzienka od, podłączonej już! kanalizacji, studzienka rewizyjna, magiczna dziura w ziemi z jeszcze bardziej magicznym urządeniem, dzięki któremu popłynie do nas woda i studnia na deszczówkę.
Udało nam się również rozrzucić ziemię i wyrównać działkę. Okazało się również, że trzeba będzie jeszcze co najmniej kilka aut ziemi rozsypać, żeby teren był równy.
Teraz stoimy przed ogromnym wyzwaniem - zakup wełny do ocieplenia stropu i poddasza. Wyzwanie dla Księgowego nie lada, trzeba to policzyć i "skonsultować" z niezawodnym Excelem, który to powie Księgowemu "kupuj", albo "i tak musisz kupić". Czytać o wełnach już nie zamierzam, podpytywać również. Co człowiek to inna opinia. Wiem jedno lambda 0,035 lub poniżej. Innej opcji nie ma, a co zrobi Excel z Księgowym to nie moje zmartwienie. Najwyżej "chłopaki" będę mieć bezsenną noc i będą kombinować, Księgowy jak tego Excela przekonać, żeby wyszło, że jest OK, a Excel, jak przekonać Księgowego, że tak czy siak oszczędzać będzie trzeba... może nie na wełnie ;)
A! nasze wylewki są naprawdę super!
W tych zachwytach nawet nie zauważyliśmy, że panom wylewkarzom udało się utopić w wylewce rurę do wody... Trzeba było odkuć wylewkę i znaleźć rurę! Okazało się, że idealnie wymierzyłam miejsce ukrycia rury. Kucia zatem było niewiele.
Wylewki skończone. Teraz trzeba dużo cierpliwości i samozaparcia, żeby nie wleźć do domu i nie podziwiać kolejnego etapu. Ale wylewkarze powiedzieli żeby ze dwa, trzy dni nie chodzić po domku..
Muszę jakoś wytrzymać... A tak bardzo chciałabym już zobaczyć ten etap - bo przyznaję nie widziałam, nadzorował wszystko Księgowy, który miał urlop, ja niestety byłam w pracy.
To byle do soboty ;)
Nadeszła pora na montaż centralnego ogrzewania i podłogówki. Pierwotnie podłogówka miała być na całym dole (prócz garażu i kotłowni) i na górze w łazience, korytarzu i garderobie. ostatecznie na górze będzie tylko w łazience. Tak wyszło. Czy dobrze, to pewnie się okaże.
Jutro o 7 rano ma się pojawić wylewkarz. Czy ktoś wie ile terminów mają panowie od wylewek? Bo jak już wiadomo tynkarze piąty termin uważają za prawdziwy, a wylewkarze?
Pan od wylewek miał być w poniedziałek, więc jak wariatka wysiedziałam się na budowie od rana do 11, bo pan nie raczył od czwartku odbierać telefonów i oddzwaniać. No cóż, każdemu należy się urlop i odpoczynek, a roaming to koszta, które zwalają z nóg. Np. taki SMS wysłany do klienta - bankructwo murowane!
Pan wylewkarz raczył odebrać w poniedziałek późnym popołudniem i jeszcze mieć pretensje o to, że dzwonił! Tak, dzwonił RAZ! Księgowy nie zdążył odebrać i próbował się dodzwonić jakieś 20 razy. Bez skutku, aż do poniedziałku.
Jak tak siedziałam na kupie styropianu, na naszej budowie to zaczęłam się zastanawiać czy nie ułożyć tego styropianu na stropie, bo z nudów i nerwów mnie roznosiło.
Pan wylewkarz obiecał przyjść we wtorek... tym razem jednak uprzedził pod koniec dnia, że jednak nie da rady i będzie o 7 rano w środę. Ciekawe, środa za kilka godzin, wylewkarz nie dzwonił, czy to oznacza, że jednak jutro się pojawi?! A w ramach rekompensaty za mój bezsensowny urlop nie policzy za układanie styropianu. Miłe to poniekąd, choć wolałabym, żeby te nasze wylewki już były i sobie spokojnie wysychały.
Panowie od CO uwinęli się dość szybko. Nie znam się na tym, ale na moje oko wygląda to wszystko porządnie i robione jest rozsądnie. Rurki nie były kładzione pod szafkami kuchennymi i pod szafą w wiatrołapie, to są elementy wyposażenia, które są na stałe montowane, więc raczej nie ma co grzać dna szafki... Tak na babską logikę ;)
Nie bardzo wiem od czego zacząć ten wpis... Może od podziękowań dla Archon+ za wspaniałą nagrodę! Dziękuję za docenienie mojego bloga. Daleko mi do mistrzów codziennie szczegółowo dokumentujących postępy prac na swoich budowach, ale kto wie ;) może kiedyś. Wszak to mój pierwszy w życiu blog! I to nie o modzie jak na kobietę przystało ale o problemach, radościach i budowlanych dylematach. A wszystkiego jest po trochu, jak w życiu.
Jeszcze raz dziękuję za fantastyczną nagrodę, dzięki której (tak wynika z opisu na produktach) będę świeża, promienna, pełna blasku i energii.
PS. Kazałam już Księgowemu kupić porządne okulary słoneczne, żeby od tego mojego blasku nie oślepł ;)
Trochę boję się, że zanadto odmłodnieję i Księgowy mnie nie pozna... ale z drugiej strony, będzie miał nową-starą żonę ;) Charakteru, jak przeczytałam, kosmetyki nie zmieniają, więc jest szansa, że choć po tym Księgowy mnie rozpozna, bo gdyby mógł pisać na tym blogu, to zapewne dodałby, że "charakterek" to ja mam!
Jeszcze raz DZIĘKI Archon+
Po urlopie czas wrócić do pracy... tej etatowej i tej, która wciąga jak bagna na Lubelszczyźnie ;)
Nasze tynki nie dają mi spokoju. Nie są idealne, zauważyłam kolejne niedociągnięcia. To trochę przykre, że zlecasz komuś pracę, komuś, komu w jakiś sposób zaufałeś, że będzie to dobrze wykonana robota i się rozczarowujesz. No cóż nie popełnia błędów ten, kto nic nie robi ;) (A propos błędów, czy innych wtop - drogie Inwestorki pilnujcie swoich mężów podczas zakupów, towarzyszcie im w tychże zakupach, bo jak ja puściłam Księgowego samego do sklepu w obcym kraju to, owszem kupił to, co miał na liście ale... sól kupił gruboziarnistą, pieprz ładnie zapakowany w słoiczek - w ziarnkach, a słoiczek bez młynka, nektarynki okazały się brzoskwiniami, a danie rzekomo do mikrofali było daniem do piekarnika, którego w naszym wakacyjnym lokum nie było). Chciałabym przeprosić tych, którzy mieszkali pod nami za to, że używałam "młynka" do soli i pieprzu (pod postacią gara, którym tłukłam pieprz i sól - współczuję, ale co począć ;)
Dziś już wiem, że tynkarze to ekipa, którą trzeba sprawdzić stukrotnie, kontrolować! Mądra jestem... szkoda, że po fakcie.
Ale dość o tynkach, które są jakie są i skuwać ich nie będziemy. Co do ekipy tynkarzy, ktoś mnie pytał o namiary - nie polecam, wiec nie będę podawać namiarów!
W naszym domku dzieje się coraz więcej. W poniedziałek zaczęli układać CO i podłogówkę. Jutro - mam nadzieję - skończą. Wczoraj też zamontowali nam bramę garażową, co bardzo mnie cieszy, bo nie ma już naszej "ekstrawaganckiej" pseudobramy! Zostały jeszcze tylko fantastyczne drzwi z płyty OSB, ale i one za jakiś czas znikną. Ciągle czekamy na media i pożyczamy prąd od sąsiadów. Całe szczęście sąsiadów mamy fajnych i życzliwych. Gorzej byłoby jakbyśmy musieli nosić prąd w wiadrach z drugiego końca miasta ;)
Wnętrza domu nabierają już ostatecznego kształtu. Co prawda po ułożeniu 3 warstw styropianu 5 jakoś tak sufit się dziwnie przybliżył do podłogi, ale za to zniknęły te wszelkie wysokie progi. I schody nabrały wyglądu, bo pierwszy stopień nie jest już tak gigantyczny.
Fantastycznie musi to wyglądać jak już wylewki są zrobione. Nie mogę się już doczekać.
Z budowlanych zakupów - bo głównie takie mnie teraz rajcują - przybyły nam odpływy liniowe, jeden garażowy i dwa do obydwu łazienek. Takie nic, coś na co w ogóle bym nie zwracała uwagi a taką radość mi sprawiło, jakbym w Totka wygrała!!! Jak to jednak niewiele człowiekowi do szczęścia potrzeba, a może wiele?!
Zauważyłam, że więcej wiem na temat mody budowlanej i okołobudowlanej niż tej z najważniejszych wybiegów czy domów mody. Nie wiem jakie szpilki są teraz modne, ale wiem jakie są najmodniejsze rodzaje dachówek, nie wiem czy nadal modne są trampki tzw. "konserwy" ale wiem, jakie są trendy jeśli chodzi o meble kuchenne....O matko, ja zwariowałam. Łatwiej odróżnię bloczki betonowe niż szpilki, producentów dachówek niż producentów odzieży... Miejmy nadzieję, że to kiedyś minie ;)
Wracając do tynkarzy, prócz odkładanego terminu, mają jeszcze jedną cechę. Jak nie kontrolujesz, nie wytykasz błędów to pracują dość marnie. Wystarczy ich lekko strofować, pokazywać niedociągnięcia i żądać! poprawek a pracę swoją robią niemalże doskonale! No, na pewno na tyle dobrze na ile ich stać. A stać ich na wiele, pod warunkiem, że są kontrolowani i chęci do pracy nie spadły do zera.
Cóż, szkoda, że nie wiedziałam o tym od samego początku. Krytykowałabym i czepiała się niedociągnięć od pierwszego dnia a nie kosztowałoby mnie to nieprzespanych nocy i nerwów, a przynajmniej nie aż tyle.
Po moich uwagach i wytknięciu błędów, a nawet powiedzeniu wprost, że "widać gołym okiem, że ich zaangażowanie i chęci do pracy spadały z każdym wykonanym pomieszczeniem", panowie swoje niedociągniecia postanowili poprawić. I muszę przyznać, zę po poprawkach jest ekstra. Szkoda, że nie było tak od razu. Chyba zgubiło mnie też zaufanie do p. Bartka, którego poprzednia ekipa, która stawiała nam dom była wręcz ekipą wymarzoną. Zero problemów, zero fuszerki!
Pech chciał, że zaczęli od garderoby... i to właśnie w garderobie ściany są najładniejsze i bez żadnych poprawek! Gdybym miała tę wiedzę na temat panów tynkarzy, którą mam dziś, kazałabym zacząć od salonu!
Summa summarum tynki wyglądają super. Trzeba je będzie przeszlifować i być może położyć jedną warstwę gładzi - pewnie nie w każdym pomieszczeniu - i wtedy na 100% będą idealne!
Jeśli robicie tynki diamant Kanuffa pilnujcie tynkarzy. Kontrolujcie! Sprawdzajcie reflektorem, łatą. Warto ich zmobilizować do porządnej pracy. Gwarantuję, że jeśli chcą i widzą, że łatwo klient nie odpuści, nie przyjmie wszystkiego jak leci to naprawdę się starają. A jak oni się starają to my jesteśmy zadowoleni, a jak jesteśmy zadowoleni polecimy ich usługi innym inwestorom a oni będą mieć pracę. Myślę, że obydwu stronom taki interes się opłaca!
Tynkowanie dobiega końca, co mnie niezmiernie cieszy, bo mogę już planować wykończenie domu.
tak, to wykończenie mnie wykończy! Ubzdurałam sobie drewnianą podłogę w salonie, niby nic ale deska trójwarstwowa ma leżeć na ogrzewaniu podłogowym. I tu zaczynają się schody. Jaka deska, jakie drewno... jaki koszt?
Podoba mi się merbau i jatoba ale w wersji 1-lamelowej a teraz wszystkie dostępne są w 3-lamelowej. Merbau jest i tak dość mocno wielobarwne, więc nie chciałabym zbyt dużego misz-masz na podłodze. No i chciałabym żeby schody były w tym samym kolorze.
Koniec gdybania, skupmy się na tynkach.
Z informacji znajomych, którzy kilka domów postawili nasi tynkarze są bardzo dobrzy i nie odwalają roboty tylko bardzo dobrze pracują. Tynki rzekomo wyglądają bardzo ok.
Phi, mnie się też podobają bo są nasze ;)
Cieszy mnie też cena, jaką udało mi się wynegocjować. Kolega stwierdził, że cena bardzo dobra. My jak zwykle z materiałem, bo już wiemy, że wcale taniej nie kupimy.
Ach i mamy już kupione parapety z aglomarmuru, które czekają na montaż.
Na piątek umówieni jesteśmy z panami od wykończeniówki. Mamy spotkać się na budowie, żeby podliczyli koszty robocizny, a potem my musimy podliczyć koszty materiałów i sprawdzić czy aby ta wykończeniówka to nas nie wykończy.
Marzenia są ogromne i wizje też, ale rzeczywistość może sprowadzić mnie na ziemię. No cóż mam nadzieję, że jakoś uda nam się zmieścić w tej kwocie, którą założyliśmy na początku budowy!!!
Czy tynki są pracami wykończeniowymi? Bo zmieniłam etap budowy, co bardzo mnie cieszy.
Dzisiaj, a w zasadzie wczoraj pojawili się u nas tynkarze. Wczoraj przywieźli sobie sprzęt, a dziś po 8 zjawili się w liczbie 3, z czego jedne pojechał na inną budowę - tylko na chwilkę ;)
Dzisiaj będą przygotowywać ściany pod tynki, a jutro ruszają z tynkami!
Uwielbiam tynkarzy! Tych, którzy jednak pojawiają się na budowie, nawet w piątym terminie ;)
Na budowie mamy już alarm... w zasadzie ochronę! Nawet nam trudno było wejść do domu, bo pilnujący drzwi... gołąb ani myślał się przesunąć i pozwolić otworzyć nam drzwi.
Przybyło nam trochę kabli, kabelków, puszek i ... progów?! Nawet nie wiedziałam, że nie będziemy mieli rozkutych wszystkich ścian w pył, a kable zostaną poprowadzone w wylewce... no cóż niby taki trend... że niby się teraz tak robi. OK! ja się zgadzam, bo kompletnie się na tym nie znam. Księgowy też się nie zna, więc jedyne co nam pozostaje to zaufać elektrykowi. I sąsiadom, którzy nam go polecili.
Ponieważ jesteśmy w wielu kwestiach kompletnie zieloni to zdajemy się też na opinię innych. Tak było z panem Zdzisiem od fundamentów, z panami od wod-kan i z elektrykiem. I z oknami.
Trochę inaczej sprawa się miała z firmą stawiającą nam dom. Otóż tę firmę znalazłam w ogłoszeniach, przez pewien czas mailowaliśmy sobie z p. Bartkiem, i zalewaliśmy się mnóstwem pytań. Po pewnym czasie dopiero spotkaliśmy się na fundamentach i zaczęliśmy rozmawiać bardziej konkretnie. Niby już się zdecydowaliśmy na tę firmę ale dopadały mnie wątpliwości. Utwierdziło nas w przekonaniu, że to dobry wybór to, że firma p. Bartka stawiała już dwa idaredy w okolicy. Porozmawialiśmy z ich właścicielami i doszliśmy do pewności, że zlecamy budowę właśnie tej firmie. Co prawda planowaliśmy budować systemem gospodarczym ale... brak nam wiedzy i kompetencji, no i nie lubimy fuszerki i prowizorki. Już przy fundamentach odczuliśmy pewien, hmmm, dyskomfort?. Niby pan Zdzisek wszystko załatwiał i deski i beton, ale jak w pewnym momencie brakło 2 m desek, bo zapomnieli o szalunku pod filary a beton już jechał, to trzeba było zwalniać się z pracy i w te pędy jechać do tartaku po te deski. No i kupiliśmy byle jakie deski i dwa razy drożej. Jak koparką uszkodzili drenaż też musiałam jechać dokupić metr rury drenarskiej u wyjątkowo niesympatycznego człowieka.
Pewnie ktoś powie, że metodą gospodarczą jest taniej, ale co to za metoda, do której cały czas musisz kogoś wynajmować a materiały kupujesz bez rabatów? Gdyby Księgowy był murarzem, albo stolarzem, albo chociaż elektrykiem a w ostateczności złotą rączką to tak, ale Księgowy na budowie to jak... (mam nadzieję, że jeszcze będę mogła tu coś napisać bo Księgowy nie doczyta do końca i mnie nie zamorduje ;))... słoń w składzie porcelany, albo jak słynni panowie z czeskiej bajki "Sąsiedzi". Księgowemu niestety też brak chęci do takich prac. A może nawet lepiej bo jakby miał chęci to by coś zepsuł ;)
Młode inwestorki wyjeżdżają w poniedziałek na kolonię. Starsza w góry a młodsze do babci. Ale też na kolonię! Będzie więcej czasu, żeby jeździć na budowę i oglądać zmiany. Dzisiaj oprócz gołębia pilnującego drzwi lepiej niż nasza psina pojawiły się przeszkody w postaci "progów".
Tak sobie myślę, że ta budowa coraz bardziej przypomina dom...
Czas na elektrykę
przez Pietrus
Okna i Rolety
przez Pietrus
Dom w malinówkach 23 (GA)
przez Apheos
Dom w Pięknotkach Kielce 2024
przez Jjunior11
Koniec z dachem
przez Pietrus
2024 © ARCHON+ Biuro Projektów - Tradycyjne i nowoczesne gotowe projekty domów - autorska pracownia architektoniczna założona w 1990r. przez arch. Barbarę Mendel
Z uwagi na ciągłe doskonalenie procesu powstawania projektów (zgodnie z normą ISO 9001), prezentowane na stronie projekty domów mogą nieznacznie różnić się od dokumentacji technicznej.
Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych w naszym sklepie, dostosowania ich do Państwa indywidualnych potrzeb korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies użytkownik może kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszego serwisu internetowego, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje stosowanie plików cookies. Więcej informacji zawartych jest w polityce prywatności.
Dzień dobry,
Niestety nie ma nas teraz w biurze. Czy chcesz, abyśmy do Ciebie oddzwonili w wybranym przez Ciebie terminie?